Złote Kwiaty Wiśni
17/19
oryginał: Golden Cherry Blossoms
autor: AlbinoPeacock
tytuł
rozdziału: Czekanie | oryginał:
Waiting
L u h a n mocno przytulił do siebie swoje kolana, kiedy ostatni
klient z tej nocy opuścił jego pokój, unosząc lekko kapelusz. Przynajmniej był
na tyle dobrze wychowany, by zamknąć za sobą drzwi.
Broda małego mężczyzny opadła
na kolana, po czym wypuścił cichy syk spomiędzy swoich warg; napięcie i smutek,
które narastały w jego gardle przez cały miniony wieczór wydostały się z
wypuszczonym, ciepłym powietrzem. Chociaż Luhan próbował z całych swoich sił
pozostać optymistą, to było czasem kilka chwil słabości na które sobie
pozwalał, i to była właśnie jedna takich chwil. Jego prawdziwa natura pesymisty
wydostała się na zewnątrz i przez jedną chwilę słabości uznał, że Sehun już do
niego nie wróci. Że już nigdy nie opuści tego domu. Że już nigdy nie zobaczy
Baekhyuna.
Smukłe palce bawiły się
bezcelowo postrzępionymi krawędziami jego jedwabiu. Był to ciemnogranatowy
strój, który zakładał, by kusić przed domem, który ciągnął materiałem po
brukowanej uliczce. Jego siła słabła, palce puściły zniszczony skrawek i
powędrowały pod miękką poduszkę, by wyciągnąć spod niej zmiętą wiadomość od
Sehuna. Pomimo pośpiesznie nabazgranych i bardzo rozmazanych liter, wiadomość
wciąż była dla niego jasna, przez co Luhan zepchnął swoje obawy na bok. To nic
nie da. Mimo iż dostał tę wiadomość dość dawno, to wciąż miał nadzieję.
Luhan spuścił nogi po jednej
stronie łóżka i wstał, ciemny jedwab zsunął się z jego ramion i kiedy
podchodził do okna, to rozsunięty teraz przód trzepotał wokół jego wychudzonej
sylwetki. Wystarczy już tej żałoby. Wystarczy już bólu. Wystarczy, pomyślał.
Luhan wiedział, że pomimo tego,
co młody mężczyzna myślał o samym sobie, to Sehun jest silny. Być może nie w
fizyczny sposób, lub gdy musiał utrzymać swoje emocje w ryzach, ale jako stały
partner Luhana – to najsilniejsza osoba, jaką znał. Był w stanie zachowywać
się o wiele dojrzalej, niż wskazywał na to jego wiek jeżeli potrzebowała tego
jakaś sytuacja; Zmuszając Luhana, by zmierzył się z jego problemach w zaufaniu.
Wspierając go, dopełniając świat Luhana, kiedy starszy nawet nie wiedział, że
potrzebuje tego dopełnienia.
Jedna stopa przed drugą. Ciemne
szaty opadły w dół, aż do łokci, potem do nadgarstków, aż w końcu cały strój
leżał na podłodze. Nadzieja zastąpiła smutek, kiedy złote bransolety zastąpiły
granatowy jedwab. Szczupłe ręce uniosły się ponad jego głowę, by mógł podziwiać
złote zdobienia w mieszance płomieni świec i czerwonej barwy lamp z zewnątrz.
Przypomnienie jego snu z drzewem wiśni o kwitnących kwiatach, sięgającego do
nieba sprawiło, że serce w jego piersi odrobinę urosło.
Smukły mężczyzna został wyrwany
ze swoich marzeń, gdy usłyszał odgłos kroków za swoimi drzwiami. Natychmiast
skrzyżował ręce na swojej piersi, czując zażenowanie, jakby przyłapano go w
nich i na tym, co robił. Delikatne palce ostrożnie odłożyły bransolety z
powrotem do szkatułki na biżuterię, a potem zgasiły światło.
{
Z lekko zgniecionym zwitkiem
pieniędzy w jednej kieszeni i brzęczącą biżuterią w drugiej, Sehun wychodził
teraz z domu, do którego wiedział, już nigdy nie wróci. Zanim wyszedł za drzwi,
dostrzegł gazetę leżącą na stoliku, niedaleko drzwi frontowych. Sprawdził datę
i dzień tygodnia.
Środa.
Moje spotkanie. Luhan. Czeka. Czeka, czeka, czeka. Czeka od miesięcy.
Ciągle czeka.
Sehun potykał się idąc po
ulicy. Czy to ze względu na szok czy utratę dużej ilości krwi, albo może
traumę, tego nie wiedział, ale kiedy tak wytężał swój umysł, powoli zaczynał tracić
zmysły. Czuł jak jego powieki zaczynają być ciężkie, ale zmusił się, by iść
dalej na przód. Musiał. Doszedł tak daleko, nie może teraz się zatrzymać.
Na ułamek sekundy, młody
mężczyzna przypomniał sobie swoich rodziców. Musieli się przez ten cały czas o
niego martwić, a teraz najprawdopodobniej myślą, że umarł. Czuł się nieswojo,
kiedy przypominał sobie ich twarze, o tym jak bardzo na nim polegali jeżeli
chodzi o przynoszenie dochodów. Ale co ma im powiedzieć? Nie może się teraz z
nimi spotkać, nie z krwią na rękach. Jest teraz w dobrym położeniu: bez
zasięgu. Jeśli pojawiłoby się od nich słowo, że on nadal żyje, to zostałby
powiązany ze zniknięciem swojego mentora, a nie może ich na to narażać, bez
względu na to, jak bardzo okrutni i obojętni byli przez ten cały miniony rok. Sehun
musiał iść dalej i zmusić siebie do wierzenia, że wszystko co robi, to
najlepsze rozwiązania.
Pomimo wiosennej pogody w
powietrzu wciąż czuć było zimowy podmuch wiatru. Sehun przebrnął prze most,
wchodząc teraz do dzielnicy plebejskiej, ignorując bolesne drętwienie
rozchodzące się od jego bosych palców u stóp, dotykających zimnego bruku. Było
o wiele później, niż myślał początkowo, bo na ulicy nie było żadnej żywej
duszy, nawet w dzielnicy rozpusty.
Jego serce prawie stanęło,
kiedy dotarł do ulicy, w większości płowej, gdyby nie wspaniały, kolorowy dom,
a jego oczy dostrzegły, że żadna latarnia nie była zapalona. Dom był ciemny i
nieatrakcyjny, pomimo jaskrawej farby.
Kiedy Sehun zatrzymał się, by
wyrównać oddech i oparł dłoń o ścianę domu, nie wiedział, co było gorsze:
dotarcie do domu, kiedy był zamknięty czy przybycie w czasie, kiedy Luhan
zajmowałby się klientem. Zdecydował, że lepszą opcją jest śpiący Luhan, którego
wciąż nie mógł zobaczyć, niż baraszkujący z jakimś nieprzyjemnym mężczyzną. I
kiedy Sehun stanął z rogu domu, wiedział, że jego miłość jest zaledwie za oknem
wyżej. Jest tak blisko, a równocześnie tak daleko.
Sehun wiedział, że nie ma
żadnych szans, by dostać się teraz do środka, nie, kiedy drzwi domu są
zamknięte. Ale zdecydował się zaryzykować chcąc przykuć uwagę Luhana przez okno
na drugim piętrze, ale wołanie jego imienia zwyczajnym tonem głosu sprawiało,
że jego szyja pulsowała przy najmniejszym wysiłku.
Z przygnębieniem jego ręka
osunęła się z cynobrowego domu i poddając się, zaczął iść w stronę targu. Nie
miał pojęcia, czy Luhan wciąż na niego czekał na moście, obok stoiska z
kwiatami, co kazał mu robić już dość dawno temu, ale pomyślał, że jeśli Luhan
wciąż to robi, to złączy się ze swoim ukochanym o zachodzie słońca.
Mijał zamknięte stoiska i szare
alejki, nie mogąc dotrzeć do celu w tym zazwyczaj tętniącym życiem miejscu. Ale
wtedy ujrzał kamienny most, o którym mówił Luhanowi i nagle wszystko wokół
niego wydawało się nie mieć znaczenia. Sehun ściągnął grubą kapę osłaniającą
stoisko z kwiatami. Nie było pod nią żadnych roślin, więc wywnioskował, że
sprzedawca nie będzie zbytnio zaaferowany jeśli pożyczy ją na kilka godzin. Z
kocem w ręku, Sehun zszedł po stromych schodach pod most. Usadowił się na
zimnym kamieniu, skąd widział odbicie drzewa wiśni z w pełni rozwiniętymi
kwiatami. Podczas jego nieobecności minęła zima i przyszła wiosna, przynosząc
ze sobą ulotne kwiaty, które porównywał ze swoją miłością.
Chłopak szczelnie owinął siebie
grubym materiałem. Stwierdził, że jest mu wygodnie, a nawet przypominało mu to ciepły,
miękki kokon, który kiedyś dzielił ze swoim kochankiem, jakby mógł uciec od
nieprzyjemnej rzeczywistości, udając, że wszystko jest idealnie, mając w swoich
ramionach Luhana.
{
Sehun zbudził się ze swojego
snu o wiele później, niż myślał, a kiedy ujrzał pokolorowane na pomarańczowo
niebo, wstrząsnęło nim, na co od razu się obudził, ciężko dysząc. Jego obraz
był rozmazany, a po czole spływały stróżki potu, jednak z kołdrą w ręce,
dygocząc, udało mu się wejść po kamiennych schodach, chwytając się poręczy, by
się uspokoić.
Sprzedawca z oczami łani kilka
metrów od niego wściekał się z powodu skradzionej kapy. Coś przykuło jego uwagę
i Kyungsoo patrzył teraz na młodego człowieka, który wyłaniał się z nad brzegu
rzeki. Raptownie przypomniał sobie o opisie Luhana: chłopak który na ogół nie
pała entuzjazmem z brązowymi, miękkimi włosami. Widział przed sobą człowieka
pasującego do opisu, a kiedy wspomniany chłopak stanął na skraju mostu, gdzie
Luhan spędził niezliczoną ilość wieczorów czekając, patrząc jak drzewo wiśni
przekwita, tak samo jak on tęskni, wiedział, że to ten, którego kocha Luhan.
Kiedy podchodził do mężczyzny
na moście, Kyungsoo dostrzegł swój ciężki koc, obwiązany wokół stóp drugiego,
koc, który myślał, że ktoś mu ukradł.
– Sehun? – zawołał cicho
Kyungsoo, ale na tyle głośno, by chłopak usłyszał go i odwrócił się z przestrachem
w oczach. Wyglądał na przerażonego i nerwowego, jakby w każdej chwili mógł
rzucić się do ucieczki.
Sehun złapał się kamiennej
zapory mostu i przycisnął do siebie swój kołnierz od koszuli wokół szyi. – Kim
jesteś?
Niższy mężczyzna uniósł dłonie
do góry, by pokazać, że nie zamierza mu zrobić nic złego. – Jestem przyjacielem
Luhana.
– Luhan! – powiedział z
ekscytacją Sehun, potykając się na drżących nogach, idąc w stronę Kyungsoo. –
Czekam właśnie na niego. Wiesz, czy niedługo tutaj będzie?
– Obawiam się, że się
minęliście. Był… – Nie miał serca powiedzieć chłopakowi, że Luhan stał w tym
samym miejscu zaledwie kilka godzin temu. Los jest okrutny pod wieloma
względami, pomyślał sprzedawca kwiatów. – Ale myślę—
Oczy niższego mężczyzny
otworzyły się szeroko, kiedy spoczęły na przesiąkniętym krwią bandażu wokół
szyi Sehuna, chłopak puścił kołnierz, kiedy pod wpływem podniecenia pytał o
swojego ukochanego.
– Jesteś ranny – powiedział
Kyungsoo, zbliżając się do drugiego, by pomóc mu ustać. Z tak bliska mógł
powiedzieć, że wzrok Sehuna był lekko rozbiegany, a twarz zaczerwieniona i
spocona. – Pozwól mi sobie pomóc.
Sehun walczył z uściskiem
małego mężczyzny, płacząc, że musi iść spotkać się teraz z Luhanem. Kyungsoo
naciskał, że najpierw musi wydobrzeć, ponieważ kiedy przyłożył swoją dłoń do
czoła chłopaka, było rozpalone.
– Każę powiadomić Luhana, że
wróciłeś, ale najpierw musisz pozwolić mi sobie pomóc.
{
Kyungsoo zaprowadził Sehuna do
jego własnego domu i zajął się ranami. Skrzywił się, kiedy odciągnął przesiąknięty
materiał i ujrzał skórę zaczynającą się w kilku miejscach maślić, choć wydawałoby
się, że jest względnie czysta. Obchodził się z nią dokładnie i najostrożniej
jak tylko potrafił, przykładając rozmaite, rozdrobnione świeże zioła.
Zdecydował, że nie będzie tego znowu owijał, a zamiast tego pozwoli surowej
skórze pooddychać. Następnie rozpiął koszulę Sehuna, by sprawdzić, czy nie ma
jakichkolwiek urazów, po czym przymierzył się do wyciągnięcia kilku drzazg z
jego przedramion.
Zostawił chłopaka z mokrą szmatką
na jego czole, by pozbyć się gorączki, wyszeptując obietnice, że wróci tylko
wtedy, kiedy uda mu się porozmawiać z Luhanem i umówić ich na spotkanie już
następnego dnia.
Kiedy dotarł do uliczki z
jaskrawym domem było już dość późno. Chłopak zachwycał się przepiękną
architekturą, kolorami i, oczywiście, mieszkańcami domu, którzy stali na
zewnątrz, kusząc przechodniów. Krzepki mężczyzna w drzwiach zabrał od niego
pieniądze, i gdy tylko Kyungsoo przeszedł ich próg, wszedł w zupełnie inny
świat. Miejsce emanowało egzotycznością i zmysłową scenerią, co jednak
sprawiało, że w tym samym czasie czuł się bardzo niekomfortowo.
Kyungsoo wszedł na górę po
pobliskich schodach i skurczył, przechodząc obok drzwi, zza których dochodziły
erotyczne okrzyki, co przyniosło też na jego twarz ciepło.
Patrzył na niego mężczyzna z
ciemną czupryną i błyszczącymi, czarnymi oczami. – Kogo szukasz? – Mężczyzna
zawołał z progu swojego pokoju i roześmiał się, widząc skamieniały wyraz twarzy
Kyungsoo. Udało mu się wybełkotać imię Luhana, na co drugi zaszydził w
odpowiedzi: – Chyba nie chcesz mieć dzisiaj kogoś, kogo już tak wielu tej nocy
miało, prawda? Kogoś nadużywanego i zużytego. Ja, z drugiej strony, mógłbym
pokazać ci niesamowite rzeczy. Coś wartego twoich ciężko zarobionych pieniędzy.
– N-nie, dziękuję – zająknął
się Kyungsoo i przysunął do naprzeciwległej ściany. – Jeśli mógłbyś, proszę,
wskazać mi kierunek do pokoju Luhana. Byłbym bardzo wdzięczny.
Mężczyzna spuścił wzrok na
podłogę, a cały figlarny błysk raptownie zniknął. – To tam – powiedział,
wskazując ręką na oddalone o kilka pokoi drzwi po przeciwnej stronie korytarza.
Kyungsoo ukłonił się w podzięce, patrząc, jak mężczyzna wraca do swojego pokoju
ze smutnym wyrazem twarzy.
Kwiecisty sprzedawca z oczami
łani przeszedł w dół korytarza i zapukał do drzwi Luhana, a chwilę później,
wspomniany mężczyzna otworzył je. Wyglądał na smutnego i wykończonego, jego
jasne włosy były zmierzwione, a szata idąc od karku luźno się rozsuwała, ukazując
jego zaczerwienioną klatkę piersiową i różowe sutki. Ekspresja Luhana w
mgnieniu oka zmieniła się z wyczerpanego w zszokowanego.
– Kyungsoo! Dlaczego tutaj
jesteś? – W jego klatce piersiowej zaczęło kłębić się podniecenie, ale starał
się nie zawierzać nadziei zbyt szybko. Nieprzyjemne scenariusze nawet nie
przechodziły mu przez myśl.
Kyungsoo uśmiechnął się i
skinął głową, jakby potwierdzając to, w co Luhan tak bardzo chciał wierzyć. –
To Sehun.
Wątły mężczyzna w jedwabiu
mocno uścisnął sprzedawcę i nawet nie starał się ukrywać płaczu, który nim
wstrząsnął. – Pytał o ciebie – odezwał się niższy mężczyzna, co tylko podsyciło
atak emocji u Luhana. Chciał zapytać jak, jak to możliwe, że po tak długim
czasie udało mu się wrócić, ale pytanie ugrzęzło mu w gardle i odmówiło
opuszczenia ust.
Jak przystało na realistę,
Kyungsoo przypomniał mu, że muszą wszystko zaaranżować. Dwóch mężczyzn omawiało
plan ucieczki kochanków i doszli do wniosku, że Kyungsoo zaniesie majątek
Luhana Xiuminowi, by ten zabrał to na farmę. To zapewni Luhanowi źródło
pieniędzy i, być może, uczyni życie komfortowym. Zanim wyszedł, mocno uścisnął
dłonie Luhana, śliczne, ogromne oczy błyszczały z podniecenia. W dłoniach
Luhana zostawił skrawek papieru z napisanym adresem farmy. Kyungsoo wyszedł z
kilkoma jedwabnymi szatami Luhana, ukrytymi pod jego szerokim płaszczem, którego
kieszenie wypchane były teraz drogą biżuterią.
Po tym, jak wyszedł, Luhan w
końcu się złamał. Wiedział, że musi być wciąż silny na nadchodzące dni, bo Sehun
jest wciąż słaby, a oni muszą jakoś uciec z miasta. Ale teraz, zdecydował, że
może być słaby, że może pozwolić fali emocji pochłonąć go doszczętnie na
chociaż chwilę. Łzy zdawały się nie mieć końca, ale tak bardzo różniły się one
od tych, które wylewał przez miesiące, czekając na Sehuna. Były wszystkimi
negatywnymi myślami o Sehunie, który nigdy nie wraca, a kiedy nie mógł już
płakać dłużej, poczuł się wyzwolony i oczyszczony. Nawet czysty. Jakby był
gotowy znacząc wszystko od nowa.
Luhan nawet nie zamrugał, kiedy
starszy, łysiejący mężczyzna przyszedł na spotkanie, używając jego ciała, by
otrzymać spełnienie w grzesznych czynnościach. Luhan był gdzie indziej, daleko
stąd, przy scenie spod jego powiek, na którą tak długo czekał, a której teraz
świadkiem się stanie. Odtwarzał to na milion sposobów w swojej głowie, ale
wiedział, że nic, co mógłby sobie wyobrazić nie będzie w stanie dorównać
rzeczywistości. Uczucie rąk Sehuna wokół niego, jego ust na swoich. Ostatni z
jego klientów wyszedł i jedyne o czym Luhan mógł teraz myśleć, to szept Sehuna
przy jego uchu, mówiący: Kocham cię.
Tej nocy Luhan nie zmrużył oka.
Nie próbował nawet odpłynąć w stronę krainy snów. Był trzeźwy i czekał.
{
– Artykuły spożywcze –
powiedział Luhan, głęboko się kłaniając przy biurku Madame.
– Które kupiłeś wczoraj? –
powtórzyła kobieta w średnim wieku, patrząc podejrzliwie. – Czego jeszcze
potrzebujesz?
– Zapomniałem kilku rzeczy –
odpowiedział młody mężczyzna bez wahania, jego głos nawet się nie załamał.
Zawsze miał talent do podstępu, nie było wątpliwości, sztuka wzmocniła się
przez te lata pracy każdej nocy z klientami. – Bardzo przepraszam, to się
więcej nie powtórzy.
Zbyła go machnięciem dłoni. –
Jeśli naprawdę musisz. Tylko wróć szybko, musimy porozmawiać.
Luhan skinął głową i ukłonił
się nisko, zanim odwrócił się i odmaszerował w stronę korytarza.
Czasami Luhan marzył, że świat
składa się tylko i wyłącznie ze słusznych i niesłusznych decyzji. Kiedy szedł
przez dom, w którym przebywał tak wiele lat, myślał o każdej osobie, która
przebywała wraz z nim w tym piekle, o tych, które będą musiały zostać i przejąć
jego klientów. Luhan wymieniał ich po imieniu, gdy przechodził obok zamkniętych
drzwi pokojów. Jest tak wiele osób, które chciałby ze sobą zabrać, tak wielu,
którzy zasługują na lepsze, ale Luhan zdecydował, że musi być teraz samolubny,
przynajmniej na tę chwilę, by jego i Sehuna ucieczka się udała. Zabierając
kogoś ze sobą mógłby sprawić, że ich plan wyrwania się stąd może zniszczyć
jakiekolwiek szanse na ucieczkę.
Słyszał, jak Madame rozmawiała
przyciszonym głosem ze swoim asystentem, ale utrzymał tempo i nie odwrócił się.
Odziany w jeden ze swoich
najlepszej jakości jedwab, głębokiej purpury materiał ozdobiony liliowymi
kwiatami wiśni, który nosił, zanim spotkał Sehuna, z małą sakiewką ze
wszystkimi pieniędzmi, jakie zdołał oszczędzić zawleczoną na rzemyk i zawiązaną
na jego szyi i z przepięknymi, złotymi bransoletami z kwiatami wiśni, mocno zaciśniętymi
na przedramionach, przeszedł przez ciężkie drzwi i wziął głęboki oddech. To
jest to.
Kiedy szedł na targ umysł
Luhana był, zaskakujące, pusty. Był pozbawiony wszelkich zmartwień. Wszystkich
oczekiwań. A co najważniejsze, nieszczęść. Lubieżne spojrzenia całkowicie go
nie obchodziły, bo doskonale wiedział, że kiedy skręci za stoiskiem ze świeżymi
rybami, na horyzoncie pojawi się most, a przy nim ma na niego czekać miłość
jego życia.
Luhan przepychał się przez tłok
i stanął w połowie drogi. Poczuł, że kamienieje, przez chłopaka, którego
myślał, że już nigdy więcej nie zobaczy. Ten obojętny wyraz twarzy przemienił
się w rozkosz, tak, jak to było w każdy środowy wieczór. Oddech Luhana stał się
nierówny, kiedy ich spojrzenia spotkały się, i zanim się zorientował, rzucił
się do biegu, a jego kolorowy jedwab szeleścił wokół nóg.
Widok Luhana biegnącego w jego
stronę zaskoczył nieco Sehuna i sprawił, że w kącikach jego oczu zaczęły zbierać
się łzy, zanim jeszcze jego miłość zdążyła dotrzeć do mostu. Spłynęły w dół,
zaraz kiedy Luhan wpadł wprost w jego otwarte ramiona, a jedyne co musiał teraz
robić, to jak najlepsze odczucie tej chwili.
– Mówiłem, że wrócę – odezwał
się Sehun zmęczonym, ochrypłym głosem i szeroko się uśmiechnął. – A ty
czekałeś. Tak bardzo się cieszę, że zaczekałeś.
Obydwoje mocno się uścisnęli,
ich palce naciskały mocno na ciała drugiego, pokazując, jak cudownie jest czuć
znowu swoją drugą połówkę. Złączyli czoła, a usta Luhana unosiły się tuż nad
tymi Sehuna, policzki młodszego zarumieniły się pod wpływem odczucia ich
mieszających się ze sobą ciepłych oddechów.
– Jesteś… tutaj – wyszeptał
Luhan z niedowierzaniem, i w pełni to akceptując. Sehun poczuł, jak zatraca się
w lśniących oczach Luhana. Palce tańczyły na piersi Sehuna, w górę jego twarzy
i ujęły jego zapadnięty policzek z miłością. Kciuk otarł łzy. – Naprawdę tutaj jesteś.
– I nigdzie się nie ruszam –
odezwał się Sehun, mając wszystko na myśli.
Oh Pauline®
Omg w końcu sie spotkali teraz ( chyba) wszystko Bd dobrze :D
OdpowiedzUsuńCzekam co dalej :)
Powodzenia!
Nawet nie wiecie niebiosa, jak ja się cieszę, że oni się W KOŃCU spotkali. Myślałam, że Luhan zostanie dziwką do końca i Sehun go już nigdy na oczy nie zobaczy ;;; Mam nadzieję, że nie skończy się to opowiadanie angściorem jak sto fajerek ;;; Jak na razie czekam na kolejne rozdziały, bo w tym ff może wszystko się wydarzyć. Także czekam i dziękuję za tłumaczenie :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lola.
Czekałam na ich spotkanie ;;;;;;;;;;; te ff jest tak piękne że się tego słowami nie opiszę, jeszcze 2 rozdziały zostały i czekam z niecierpliwością, powodzenia! <3
OdpowiedzUsuń<3 Kocham!! Nareszcie się zeszli! Dzięki Ci za to tłumaczenie! ♥ Czekam na dalsze części (nie tylko ZKW). Życzę weny na dalsze tłumaczonka. Czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńCzytając tego ficzka, żyję w ciągłym niepokoju, że coś się brzydko mówiąc spierdoli. No bo oni już się tu tyle nacierpieli, że się można wszystkiego spodziewać. Co mają znaczyć de szepty między Madame a jej przydupasami, zostały dwa rozdziały do końca i na prawdę boje się, że będę ryczeć. Tak cholernie korci mnie żeby przeczytać koniec, ale poczekam **
OdpowiedzUsuńDobra koniec smęcenia, spotkali się, jak ja długo na to czekałam, wiesz jak się tym wszystkim wzruszyłam? Wiesz, jaka zawiedziona byłam jak za pierwszym razem okazało się, że minęli się?
To opowiadanie mnie niszczy ;//
Ale i tak jest cudowne!
Weny~!
Przepraszam, że komentarz taki z dupy, ale padnięta jestem ;c
Boję się, że coś im się stanie. To opowiadanie rani moje serce i jakoś nie potrafię uwierzyć w ich przyszłe szczęście, o boże ;;;;
OdpowiedzUsuń