3/29/2015

ZKW [17]

Złote Kwiaty Wiśni


17/19
autorAlbinoPeacock
tytuł rozdziału: Czekanie | oryginał: Waiting

L u h a n mocno przytulił do siebie swoje kolana, kiedy ostatni klient z tej nocy opuścił jego pokój, unosząc lekko kapelusz. Przynajmniej był na tyle dobrze wychowany, by zamknąć za sobą drzwi.

Broda małego mężczyzny opadła na kolana, po czym wypuścił cichy syk spomiędzy swoich warg; napięcie i smutek, które narastały w jego gardle przez cały miniony wieczór wydostały się z wypuszczonym, ciepłym powietrzem. Chociaż Luhan próbował z całych swoich sił pozostać optymistą, to było czasem kilka chwil słabości na które sobie pozwalał, i to była właśnie jedna takich chwil. Jego prawdziwa natura pesymisty wydostała się na zewnątrz i przez jedną chwilę słabości uznał, że Sehun już do niego nie wróci. Że już nigdy nie opuści tego domu. Że już nigdy nie zobaczy Baekhyuna.

Smukłe palce bawiły się bezcelowo postrzępionymi krawędziami jego jedwabiu. Był to ciemnogranatowy strój, który zakładał, by kusić przed domem, który ciągnął materiałem po brukowanej uliczce. Jego siła słabła, palce puściły zniszczony skrawek i powędrowały pod miękką poduszkę, by wyciągnąć spod niej zmiętą wiadomość od Sehuna. Pomimo pośpiesznie nabazgranych i bardzo rozmazanych liter, wiadomość wciąż była dla niego jasna, przez co Luhan zepchnął swoje obawy na bok. To nic nie da. Mimo iż dostał tę wiadomość dość dawno, to wciąż miał nadzieję.

Luhan spuścił nogi po jednej stronie łóżka i wstał, ciemny jedwab zsunął się z jego ramion i kiedy podchodził do okna, to rozsunięty teraz przód trzepotał wokół jego wychudzonej sylwetki. Wystarczy już tej żałoby. Wystarczy już bólu. Wystarczy, pomyślał.

Luhan wiedział, że pomimo tego, co młody mężczyzna myślał o samym sobie, to Sehun jest silny. Być może nie w fizyczny sposób, lub gdy musiał utrzymać swoje emocje w ryzach, ale jako stały partner Luhana ­– to najsilniejsza osoba, jaką znał. Był w stanie zachowywać się o wiele dojrzalej, niż wskazywał na to jego wiek jeżeli potrzebowała tego jakaś sytuacja; Zmuszając Luhana, by zmierzył się z jego problemach w zaufaniu. Wspierając go, dopełniając świat Luhana, kiedy starszy nawet nie wiedział, że potrzebuje tego dopełnienia.  

Jedna stopa przed drugą. Ciemne szaty opadły w dół, aż do łokci, potem do nadgarstków, aż w końcu cały strój leżał na podłodze. Nadzieja zastąpiła smutek, kiedy złote bransolety zastąpiły granatowy jedwab. Szczupłe ręce uniosły się ponad jego głowę, by mógł podziwiać złote zdobienia w mieszance płomieni świec i czerwonej barwy lamp z zewnątrz. Przypomnienie jego snu z drzewem wiśni o kwitnących kwiatach, sięgającego do nieba sprawiło, że serce w jego piersi odrobinę urosło.

Smukły mężczyzna został wyrwany ze swoich marzeń, gdy usłyszał odgłos kroków za swoimi drzwiami. Natychmiast skrzyżował ręce na swojej piersi, czując zażenowanie, jakby przyłapano go w nich i na tym, co robił. Delikatne palce ostrożnie odłożyły bransolety z powrotem do szkatułki na biżuterię, a potem zgasiły światło.


{


Z lekko zgniecionym zwitkiem pieniędzy w jednej kieszeni i brzęczącą biżuterią w drugiej, Sehun wychodził teraz z domu, do którego wiedział, już nigdy nie wróci. Zanim wyszedł za drzwi, dostrzegł gazetę leżącą na stoliku, niedaleko drzwi frontowych. Sprawdził datę i dzień tygodnia.

Środa.

Moje spotkanie. Luhan. Czeka. Czeka, czeka, czeka. Czeka od miesięcy. Ciągle czeka.

Sehun potykał się idąc po ulicy. Czy to ze względu na szok czy utratę dużej ilości krwi, albo może traumę, tego nie wiedział, ale kiedy tak wytężał swój umysł, powoli zaczynał tracić zmysły. Czuł jak jego powieki zaczynają być ciężkie, ale zmusił się, by iść dalej na przód. Musiał. Doszedł tak daleko, nie może teraz się zatrzymać.

Na ułamek sekundy, młody mężczyzna przypomniał sobie swoich rodziców. Musieli się przez ten cały czas o niego martwić, a teraz najprawdopodobniej myślą, że umarł. Czuł się nieswojo, kiedy przypominał sobie ich twarze, o tym jak bardzo na nim polegali jeżeli chodzi o przynoszenie dochodów. Ale co ma im powiedzieć? Nie może się teraz z nimi spotkać, nie z krwią na rękach. Jest teraz w dobrym położeniu: bez zasięgu. Jeśli pojawiłoby się od nich słowo, że on nadal żyje, to zostałby powiązany ze zniknięciem swojego mentora, a nie może ich na to narażać, bez względu na to, jak bardzo okrutni i obojętni byli przez ten cały miniony rok. Sehun musiał iść dalej i zmusić siebie do wierzenia, że wszystko co robi, to najlepsze rozwiązania.

Pomimo wiosennej pogody w powietrzu wciąż czuć było zimowy podmuch wiatru. Sehun przebrnął prze most, wchodząc teraz do dzielnicy plebejskiej, ignorując bolesne drętwienie rozchodzące się od jego bosych palców u stóp, dotykających zimnego bruku. Było o wiele później, niż myślał początkowo, bo na ulicy nie było żadnej żywej duszy, nawet w dzielnicy rozpusty.  

Jego serce prawie stanęło, kiedy dotarł do ulicy, w większości płowej, gdyby nie wspaniały, kolorowy dom, a jego oczy dostrzegły, że żadna latarnia nie była zapalona. Dom był ciemny i nieatrakcyjny, pomimo jaskrawej farby.

Kiedy Sehun zatrzymał się, by wyrównać oddech i oparł dłoń o ścianę domu, nie wiedział, co było gorsze: dotarcie do domu, kiedy był zamknięty czy przybycie w czasie, kiedy Luhan zajmowałby się klientem. Zdecydował, że lepszą opcją jest śpiący Luhan, którego wciąż nie mógł zobaczyć, niż baraszkujący z jakimś nieprzyjemnym mężczyzną. I kiedy Sehun stanął z rogu domu, wiedział, że jego miłość jest zaledwie za oknem wyżej. Jest tak blisko, a równocześnie tak daleko.

Sehun wiedział, że nie ma żadnych szans, by dostać się teraz do środka, nie, kiedy drzwi domu są zamknięte. Ale zdecydował się zaryzykować chcąc przykuć uwagę Luhana przez okno na drugim piętrze, ale wołanie jego imienia zwyczajnym tonem głosu sprawiało, że jego szyja pulsowała przy najmniejszym wysiłku.

Z przygnębieniem jego ręka osunęła się z cynobrowego domu i poddając się, zaczął iść w stronę targu. Nie miał pojęcia, czy Luhan wciąż na niego czekał na moście, obok stoiska z kwiatami, co kazał mu robić już dość dawno temu, ale pomyślał, że jeśli Luhan wciąż to robi, to złączy się ze swoim ukochanym o zachodzie słońca.

Mijał zamknięte stoiska i szare alejki, nie mogąc dotrzeć do celu w tym zazwyczaj tętniącym życiem miejscu. Ale wtedy ujrzał kamienny most, o którym mówił Luhanowi i nagle wszystko wokół niego wydawało się nie mieć znaczenia. Sehun ściągnął grubą kapę osłaniającą stoisko z kwiatami. Nie było pod nią żadnych roślin, więc wywnioskował, że sprzedawca nie będzie zbytnio zaaferowany jeśli pożyczy ją na kilka godzin. Z kocem w ręku, Sehun zszedł po stromych schodach pod most. Usadowił się na zimnym kamieniu, skąd widział odbicie drzewa wiśni z w pełni rozwiniętymi kwiatami. Podczas jego nieobecności minęła zima i przyszła wiosna, przynosząc ze sobą ulotne kwiaty, które porównywał ze swoją miłością.

Chłopak szczelnie owinął siebie grubym materiałem. Stwierdził, że jest mu wygodnie, a nawet przypominało mu to ciepły, miękki kokon, który kiedyś dzielił ze swoim kochankiem, jakby mógł uciec od nieprzyjemnej rzeczywistości, udając, że wszystko jest idealnie, mając w swoich ramionach Luhana.


{


Sehun zbudził się ze swojego snu o wiele później, niż myślał, a kiedy ujrzał pokolorowane na pomarańczowo niebo, wstrząsnęło nim, na co od razu się obudził, ciężko dysząc. Jego obraz był rozmazany, a po czole spływały stróżki potu, jednak z kołdrą w ręce, dygocząc, udało mu się wejść po kamiennych schodach, chwytając się poręczy, by się uspokoić.

Sprzedawca z oczami łani kilka metrów od niego wściekał się z powodu skradzionej kapy. Coś przykuło jego uwagę i Kyungsoo patrzył teraz na młodego człowieka, który wyłaniał się z nad brzegu rzeki. Raptownie przypomniał sobie o opisie Luhana: chłopak który na ogół nie pała entuzjazmem z brązowymi, miękkimi włosami. Widział przed sobą człowieka pasującego do opisu, a kiedy wspomniany chłopak stanął na skraju mostu, gdzie Luhan spędził niezliczoną ilość wieczorów czekając, patrząc jak drzewo wiśni przekwita, tak samo jak on tęskni, wiedział, że to ten, którego kocha Luhan.

Kiedy podchodził do mężczyzny na moście, Kyungsoo dostrzegł swój ciężki koc, obwiązany wokół stóp drugiego, koc, który myślał, że ktoś mu ukradł.

– Sehun? – zawołał cicho Kyungsoo, ale na tyle głośno, by chłopak usłyszał go i odwrócił się z przestrachem w oczach. Wyglądał na przerażonego i nerwowego, jakby w każdej chwili mógł rzucić się do ucieczki.

Sehun złapał się kamiennej zapory mostu i przycisnął do siebie swój kołnierz od koszuli wokół szyi. – Kim jesteś? 

Niższy mężczyzna uniósł dłonie do góry, by pokazać, że nie zamierza mu zrobić nic złego. – Jestem przyjacielem Luhana.

– Luhan! – powiedział z ekscytacją Sehun, potykając się na drżących nogach, idąc w stronę Kyungsoo. – Czekam właśnie na niego. Wiesz, czy niedługo tutaj będzie?

– Obawiam się, że się minęliście. Był… – Nie miał serca powiedzieć chłopakowi, że Luhan stał w tym samym miejscu zaledwie kilka godzin temu. Los jest okrutny pod wieloma względami, pomyślał sprzedawca kwiatów. – Ale myślę—

Oczy niższego mężczyzny otworzyły się szeroko, kiedy spoczęły na przesiąkniętym krwią bandażu wokół szyi Sehuna, chłopak puścił kołnierz, kiedy pod wpływem podniecenia pytał o swojego ukochanego.

– Jesteś ranny – powiedział Kyungsoo, zbliżając się do drugiego, by pomóc mu ustać. Z tak bliska mógł powiedzieć, że wzrok Sehuna był lekko rozbiegany, a twarz zaczerwieniona i spocona. – Pozwól mi sobie pomóc.

Sehun walczył z uściskiem małego mężczyzny, płacząc, że musi iść spotkać się teraz z Luhanem. Kyungsoo naciskał, że najpierw musi wydobrzeć, ponieważ kiedy przyłożył swoją dłoń do czoła chłopaka, było rozpalone.

– Każę powiadomić Luhana, że wróciłeś, ale najpierw musisz pozwolić mi sobie pomóc.


{


Kyungsoo zaprowadził Sehuna do jego własnego domu i zajął się ranami. Skrzywił się, kiedy odciągnął przesiąknięty materiał i ujrzał skórę zaczynającą się w kilku miejscach maślić, choć wydawałoby się, że jest względnie czysta. Obchodził się z nią dokładnie i najostrożniej jak tylko potrafił, przykładając rozmaite, rozdrobnione świeże zioła. Zdecydował, że nie będzie tego znowu owijał, a zamiast tego pozwoli surowej skórze pooddychać. Następnie rozpiął koszulę Sehuna, by sprawdzić, czy nie ma jakichkolwiek urazów, po czym przymierzył się do wyciągnięcia kilku drzazg z jego przedramion.

Zostawił chłopaka z mokrą szmatką na jego czole, by pozbyć się gorączki, wyszeptując obietnice, że wróci tylko wtedy, kiedy uda mu się porozmawiać z Luhanem i umówić ich na spotkanie już następnego dnia.

Kiedy dotarł do uliczki z jaskrawym domem było już dość późno. Chłopak zachwycał się przepiękną architekturą, kolorami i, oczywiście, mieszkańcami domu, którzy stali na zewnątrz, kusząc przechodniów. Krzepki mężczyzna w drzwiach zabrał od niego pieniądze, i gdy tylko Kyungsoo przeszedł ich próg, wszedł w zupełnie inny świat. Miejsce emanowało egzotycznością i zmysłową scenerią, co jednak sprawiało, że w tym samym czasie czuł się bardzo niekomfortowo.

Kyungsoo wszedł na górę po pobliskich schodach i skurczył, przechodząc obok drzwi, zza których dochodziły erotyczne okrzyki, co przyniosło też na jego twarz ciepło.

Patrzył na niego mężczyzna z ciemną czupryną i błyszczącymi, czarnymi oczami. – Kogo szukasz? – Mężczyzna zawołał z progu swojego pokoju i roześmiał się, widząc skamieniały wyraz twarzy Kyungsoo. Udało mu się wybełkotać imię Luhana, na co drugi zaszydził w odpowiedzi: – Chyba nie chcesz mieć dzisiaj kogoś, kogo już tak wielu tej nocy miało, prawda? Kogoś nadużywanego i zużytego. Ja, z drugiej strony, mógłbym pokazać ci niesamowite rzeczy. Coś wartego twoich ciężko zarobionych pieniędzy.

– N-nie, dziękuję – zająknął się Kyungsoo i przysunął do naprzeciwległej ściany. – Jeśli mógłbyś, proszę, wskazać mi kierunek do pokoju Luhana. Byłbym bardzo wdzięczny.

Mężczyzna spuścił wzrok na podłogę, a cały figlarny błysk raptownie zniknął. – To tam – powiedział, wskazując ręką na oddalone o kilka pokoi drzwi po przeciwnej stronie korytarza. Kyungsoo ukłonił się w podzięce, patrząc, jak mężczyzna wraca do swojego pokoju ze smutnym wyrazem twarzy.

Kwiecisty sprzedawca z oczami łani przeszedł w dół korytarza i zapukał do drzwi Luhana, a chwilę później, wspomniany mężczyzna otworzył je. Wyglądał na smutnego i wykończonego, jego jasne włosy były zmierzwione, a szata idąc od karku luźno się rozsuwała, ukazując jego zaczerwienioną klatkę piersiową i różowe sutki. Ekspresja Luhana w mgnieniu oka zmieniła się z wyczerpanego w zszokowanego.

– Kyungsoo! Dlaczego tutaj jesteś? – W jego klatce piersiowej zaczęło kłębić się podniecenie, ale starał się nie zawierzać nadziei zbyt szybko. Nieprzyjemne scenariusze nawet nie przechodziły mu przez myśl.

Kyungsoo uśmiechnął się i skinął głową, jakby potwierdzając to, w co Luhan tak bardzo chciał wierzyć. – To Sehun.

Wątły mężczyzna w jedwabiu mocno uścisnął sprzedawcę i nawet nie starał się ukrywać płaczu, który nim wstrząsnął. – Pytał o ciebie – odezwał się niższy mężczyzna, co tylko podsyciło atak emocji u Luhana. Chciał zapytać jak, jak to możliwe, że po tak długim czasie udało mu się wrócić, ale pytanie ugrzęzło mu w gardle i odmówiło opuszczenia ust.

Jak przystało na realistę, Kyungsoo przypomniał mu, że muszą wszystko zaaranżować. Dwóch mężczyzn omawiało plan ucieczki kochanków i doszli do wniosku, że Kyungsoo zaniesie majątek Luhana Xiuminowi, by ten zabrał to na farmę. To zapewni Luhanowi źródło pieniędzy i, być może, uczyni życie komfortowym. Zanim wyszedł, mocno uścisnął dłonie Luhana, śliczne, ogromne oczy błyszczały z podniecenia. W dłoniach Luhana zostawił skrawek papieru z napisanym adresem farmy. Kyungsoo wyszedł z kilkoma jedwabnymi szatami Luhana, ukrytymi pod jego szerokim płaszczem, którego kieszenie wypchane były teraz drogą biżuterią.

Po tym, jak wyszedł, Luhan w końcu się złamał. Wiedział, że musi być wciąż silny na nadchodzące dni, bo Sehun jest wciąż słaby, a oni muszą jakoś uciec z miasta. Ale teraz, zdecydował, że może być słaby, że może pozwolić fali emocji pochłonąć go doszczętnie na chociaż chwilę. Łzy zdawały się nie mieć końca, ale tak bardzo różniły się one od tych, które wylewał przez miesiące, czekając na Sehuna. Były wszystkimi negatywnymi myślami o Sehunie, który nigdy nie wraca, a kiedy nie mógł już płakać dłużej, poczuł się wyzwolony i oczyszczony. Nawet czysty. Jakby był gotowy znacząc wszystko od nowa.

Luhan nawet nie zamrugał, kiedy starszy, łysiejący mężczyzna przyszedł na spotkanie, używając jego ciała, by otrzymać spełnienie w grzesznych czynnościach. Luhan był gdzie indziej, daleko stąd, przy scenie spod jego powiek, na którą tak długo czekał, a której teraz świadkiem się stanie. Odtwarzał to na milion sposobów w swojej głowie, ale wiedział, że nic, co mógłby sobie wyobrazić nie będzie w stanie dorównać rzeczywistości. Uczucie rąk Sehuna wokół niego, jego ust na swoich. Ostatni z jego klientów wyszedł i jedyne o czym Luhan mógł teraz myśleć, to szept Sehuna przy jego uchu, mówiący: Kocham cię.

Tej nocy Luhan nie zmrużył oka. Nie próbował nawet odpłynąć w stronę krainy snów. Był trzeźwy i czekał.


{


– Artykuły spożywcze – powiedział Luhan, głęboko się kłaniając przy biurku Madame.

– Które kupiłeś wczoraj? – powtórzyła kobieta w średnim wieku, patrząc podejrzliwie. – Czego jeszcze potrzebujesz?

– Zapomniałem kilku rzeczy – odpowiedział młody mężczyzna bez wahania, jego głos nawet się nie załamał. Zawsze miał talent do podstępu, nie było wątpliwości, sztuka wzmocniła się przez te lata pracy każdej nocy z klientami. – Bardzo przepraszam, to się więcej nie powtórzy.

Zbyła go machnięciem dłoni. – Jeśli naprawdę musisz. Tylko wróć szybko, musimy porozmawiać.

Luhan skinął głową i ukłonił się nisko, zanim odwrócił się i odmaszerował w stronę korytarza.

Czasami Luhan marzył, że świat składa się tylko i wyłącznie ze słusznych i niesłusznych decyzji. Kiedy szedł przez dom, w którym przebywał tak wiele lat, myślał o każdej osobie, która przebywała wraz z nim w tym piekle, o tych, które będą musiały zostać i przejąć jego klientów. Luhan wymieniał ich po imieniu, gdy przechodził obok zamkniętych drzwi pokojów. Jest tak wiele osób, które chciałby ze sobą zabrać, tak wielu, którzy zasługują na lepsze, ale Luhan zdecydował, że musi być teraz samolubny, przynajmniej na tę chwilę, by jego i Sehuna ucieczka się udała. Zabierając kogoś ze sobą mógłby sprawić, że ich plan wyrwania się stąd może zniszczyć jakiekolwiek szanse na ucieczkę.

Słyszał, jak Madame rozmawiała przyciszonym głosem ze swoim asystentem, ale utrzymał tempo i nie odwrócił się.

Odziany w jeden ze swoich najlepszej jakości jedwab, głębokiej purpury materiał ozdobiony liliowymi kwiatami wiśni, który nosił, zanim spotkał Sehuna, z małą sakiewką ze wszystkimi pieniędzmi, jakie zdołał oszczędzić zawleczoną na rzemyk i zawiązaną na jego szyi i z przepięknymi, złotymi bransoletami z kwiatami wiśni, mocno zaciśniętymi na przedramionach, przeszedł przez ciężkie drzwi i wziął głęboki oddech. To jest to.

Kiedy szedł na targ umysł Luhana był, zaskakujące, pusty. Był pozbawiony wszelkich zmartwień. Wszystkich oczekiwań. A co najważniejsze, nieszczęść. Lubieżne spojrzenia całkowicie go nie obchodziły, bo doskonale wiedział, że kiedy skręci za stoiskiem ze świeżymi rybami, na horyzoncie pojawi się most, a przy nim ma na niego czekać miłość jego życia.

Luhan przepychał się przez tłok i stanął w połowie drogi. Poczuł, że kamienieje, przez chłopaka, którego myślał, że już nigdy więcej nie zobaczy. Ten obojętny wyraz twarzy przemienił się w rozkosz, tak, jak to było w każdy środowy wieczór. Oddech Luhana stał się nierówny, kiedy ich spojrzenia spotkały się, i zanim się zorientował, rzucił się do biegu, a jego kolorowy jedwab szeleścił wokół nóg.

Widok Luhana biegnącego w jego stronę zaskoczył nieco Sehuna i sprawił, że w kącikach jego oczu zaczęły zbierać się łzy, zanim jeszcze jego miłość zdążyła dotrzeć do mostu. Spłynęły w dół, zaraz kiedy Luhan wpadł wprost w jego otwarte ramiona, a jedyne co musiał teraz robić, to jak najlepsze odczucie tej chwili.   

– Mówiłem, że wrócę – odezwał się Sehun zmęczonym, ochrypłym głosem i szeroko się uśmiechnął. – A ty czekałeś. Tak bardzo się cieszę, że zaczekałeś.

Obydwoje mocno się uścisnęli, ich palce naciskały mocno na ciała drugiego, pokazując, jak cudownie jest czuć znowu swoją drugą połówkę. Złączyli czoła, a usta Luhana unosiły się tuż nad tymi Sehuna, policzki młodszego zarumieniły się pod wpływem odczucia ich mieszających się ze sobą ciepłych oddechów.

– Jesteś… tutaj – wyszeptał Luhan z niedowierzaniem, i w pełni to akceptując. Sehun poczuł, jak zatraca się w lśniących oczach Luhana. Palce tańczyły na piersi Sehuna, w górę jego twarzy i ujęły jego zapadnięty policzek z miłością. Kciuk otarł łzy. – Naprawdę tutaj jesteś.


– I nigdzie się nie ruszam – odezwał się Sehun, mając wszystko na myśli.


Oh Pauline®

6 komentarzy :

  1. Omg w końcu sie spotkali teraz ( chyba) wszystko Bd dobrze :D
    Czekam co dalej :)
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiecie niebiosa, jak ja się cieszę, że oni się W KOŃCU spotkali. Myślałam, że Luhan zostanie dziwką do końca i Sehun go już nigdy na oczy nie zobaczy ;;; Mam nadzieję, że nie skończy się to opowiadanie angściorem jak sto fajerek ;;; Jak na razie czekam na kolejne rozdziały, bo w tym ff może wszystko się wydarzyć. Także czekam i dziękuję za tłumaczenie :3
    Pozdrawiam, Lola.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam na ich spotkanie ;;;;;;;;;;; te ff jest tak piękne że się tego słowami nie opiszę, jeszcze 2 rozdziały zostały i czekam z niecierpliwością, powodzenia! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 Kocham!! Nareszcie się zeszli! Dzięki Ci za to tłumaczenie! ♥ Czekam na dalsze części (nie tylko ZKW). Życzę weny na dalsze tłumaczonka. Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając tego ficzka, żyję w ciągłym niepokoju, że coś się brzydko mówiąc spierdoli. No bo oni już się tu tyle nacierpieli, że się można wszystkiego spodziewać. Co mają znaczyć de szepty między Madame a jej przydupasami, zostały dwa rozdziały do końca i na prawdę boje się, że będę ryczeć. Tak cholernie korci mnie żeby przeczytać koniec, ale poczekam **
    Dobra koniec smęcenia, spotkali się, jak ja długo na to czekałam, wiesz jak się tym wszystkim wzruszyłam? Wiesz, jaka zawiedziona byłam jak za pierwszym razem okazało się, że minęli się?
    To opowiadanie mnie niszczy ;//
    Ale i tak jest cudowne!
    Weny~!
    Przepraszam, że komentarz taki z dupy, ale padnięta jestem ;c

    OdpowiedzUsuń
  6. Boję się, że coś im się stanie. To opowiadanie rani moje serce i jakoś nie potrafię uwierzyć w ich przyszłe szczęście, o boże ;;;;

    OdpowiedzUsuń