11/08/2021

Zodiak [7]

Zodiak – 7




7/30
oryginał: Zodiac
autorzyblack_gooseumbrela
OPIS: Wyrocznia widziała zjednoczoną Dwunastkę. Do Królestw zbliża się wojna. Musimy przygotować się do bitwy. 


    Suho był już zmęczony ciągłym przesiadywaniem na naradach wojennych. Czuł jak staje się nerwowy, przepełniony narastającą w nim energią, aż swędziało go, by zebrać już wojska i wyruszyć na pole bitwy. O wiele bardziej chciał stanąć twarzą w twarz z wojskami Królestwa Ognia po drugiej stronie granicy, na rozległej pustyni, niż guzdrzyć się w miejscu, aż armia ognia dopadnie ich we własnym domu. 

Obok niego na krześle wiercił się Kyungsoo. Był tak samo niespokojny, tylko bledszy, jakby wieści bardziej go przeraziły niż podnieciły, jak było to z Suho. W prawdzie, jedyną osobą, która przejawiała w pomieszczeniu choć trochę spokoju był Tao, ale Suho podejrzewał, że ten zaskakujący spokój na twarzy maskował o wiele bardziej burzliwe emocje wewnątrz. 

Przy drzwiach przeszedł pomruk szeptów zanim pojawił się dziwny powiew wiatru, a do środka wprowadzono Wyrocznię, otoczonego sześcioma strażnikami, by nikt nie zbliżył się za blisko. Po tych wszystkich opowieściach, Wyrocznia wcale nie wyglądał tak, jak słyszał. Zorientował się, że przez to całe zamieszanie wokół jego osoby, wyobrażał go sobie jako kogoś wysokiego na 6 stóp, wyglądającego jak bóg. Zamiast tego ujrzał młodego mężczyznę, szczupłego o delikatnej aparycji, przyodzianego w wymyślne białe szaty, które wyglądały na jeszcze bardziej niewygodne niż te, które nosił Tao. Spoczął na krześle usytuowanym kilka stopni wyżej. To krzesło Suho zauważył na wcześniejszych spotkaniach, cały czas pozostawało puste. Było z kamienia, jak reszta, lecz z misternymi żłobieniami układającymi się we wzór. Suho pomyślał, że przez to jest pewnie jeszcze bardziej niewygodne. 

Suho zorientował się, że wszyscy, którzy choć raz byli potrzebni, są tutaj zgromadzeni. Zanim jednak zamknięto drzwi ktoś stojący obok nich gwałtownie nabrał powietrza, po czym kilkoro innych zgromadzonych krzyknęło w przestrachu i złości. Suho wychylił się, by zobaczyć, co się stało i ujrzał Księcia Ciemności, dalej ubranego na czarno, przechodzącego do sali przez wysokie drzwi z opuszczoną w dół głową. Ustawił się za kamiennymi krzesłami, a nawet za najniższymi rangą żołnierzami, ale jeden ze Starszych ruszył gwałtownie ku niemu, z twarzą tak czerwoną, że Suho dziwił się, że jeszcze nie wybuchł. 

Starszy wskazał palcem na Kaia, bełkocząc, zanim udało mu się zawołać straż, by go pojmać i wyrzucić. Przez dłuższą chwilę się wahali, wyglądając na zaniepokojonych. W końcu jeden ze strażników chwycił Kaia za przedramię i pociągnął go. Kai pozwolił prowadzić siebie przez chwilę w stronę drzwi, ale ostatecznie przez nie nie przeszedł. Zamiast tego wyszarpał się z uścisku strażników i powędrował na sam środek sali, wzrok wciąż wbijał w podłogę. Nikt go już nie zatrzymywał, przyglądali się wszystkiemu z niepokojem. Kiedy zbliżył się do stołu, a równocześnie i do pozycji Wyroczni, strażnicy zbliżyli się do Luhana, tak jakby bali się, że Kai go zaatakuje. Wyrocznia obserwował wszystko z szeroko otwartymi oczami, przytykając sobie dłoń do otwartych ust. 

Starszyzna była coraz bardziej czerwona, niektórzy wręcz nakrapiani byli już purpurą. Kai zatrzymał się przed wysokim stołem i wziął głęboki oddech. Suho myślał, że ukłoni się im w pasie, ale zamiast tego upadł na kolana, kładąc dłonie na posadzce przed nim, tak, że całym ciałem składał im pokłon. – Starszyzno – wymamrotał w podłogę. Ciężko było go usłyszeć, zgromadzeni wrzeli, a on sam nie przemawiał już taka pewnością, jak ostatnim razem. Kai usiadł na piętach i wyprostował się, tak by móc zobaczyć Wyrocznię, później Tao, w rezultacie witając się z nimi, a później znów zmienił pozycję. 

Małe przedstawienie lojalności i szacunku wcale nie uspokoiło Starszych, ale nie przybierali już coraz to ciemniejszej barwy purpury, więc Suho stwierdził, że jednak na coś się to przydało. Dalej zdawali się nie być w stanie rozmawiać, przez obezwładniający ich gniew, więc koniec końców to Tao zabrał głos pierwszy. Jego wcześniejszy spokój wydawał się teraz lekko drżeć. – Mroczny Prześladowco z Cieni – odezwał się, patrząc w dół na Kaia – nie powinno cię tu być. 

– Wiem – odpowiedział Kai, dalej patrząc w podłogę – ale, dalej przybywam w tych samych zamiarach. Zostanę, jeśli Starszyzna mi na to pozwoli. 

– Dlaczego – jeden z Starszych powiedział przez zaciśnięte zęby, wypluwając ślinę – mielibyśmy to zrobić?

– Wiem kim jestem – odezwał się delikatnie Kai. – Wiem, że jestem najniżej urodzoną osobą w tym pomieszczeniu, ale jestem bardzo dobrym Fechmistrzem, mogę pomóc w tej wojnie. Nie potrzebuje żadnych racji żywieniowych, ani miejsca w obozie, potrzebuję tylko znać jakie są wasze podstawowe taktyki, tak bym mógł podążać waszym śladem i pomóc w bitwie. 

– Przygotowujemy się do bitwy z Królestwem Ognia – rzucił jeden ze Starszych – nie potrzebujemy dodatkowo oglądać się za siebie, gdy również jesteś naszym problemem.

Kai lekko zmarszczył czoło. – Jestem częścią tego królestwa – powiedział cicho. – Nie zdradziłbym swoich ludzi. Chcę wam po prostu pomóc. 

– Nie jesteś jednym z nas – wysyczał Starszy. – Naznaczyliśmy cię, by następnie cię wygnać, to że zdążyłeś uciec zanim odbyła się ceremonia zesłania nie znaczy wcale, że dalej jesteś uznawany za obywatela tego królestwa. 

Kai wzdrygnął się. – Niech tak będzie. Moja lojalność się nie zmieniła. 

– Przeniosłeś się do Królestwa Ognia – odezwał się jeden z uczonych, siedzących z boku. – Nie możesz chyba od nas oczekiwać, że uwierzymy ci, że nie jesteś naszym wrogiem! – Kilkoro innych uczonych przytaknęło głowami, krzycząc w złości na młodzieńca klęczącego na środku sali.

Cichy głos przerwał panujący zgiełk. – Mówi prawdę. – Wszystkie głowy skierowały się w stronę Wyroczni, który mówił przez szpary pomiędzy palcami. – Jest nam oddany i nie chce wyrządzić nam krzywdy. – Spojrzał na Kaia i szybko odkręcił wzrok zamykając mocno powieki, tak jakby widok Kaia go palił. Zanim to zrobił Suho mógł przysiąc, że w ochcach Wyroczni widział łzy. 

– Wyrocznio – odezwał się jeden ze Starszych, osłupiały. – Nie powinieneś patrzeć na Mrocznego Prześladowcę w ten sposób. On cię splugawi. 

Kyungsoo wymamrotał przez zaciśnięte wargi – Prędzej splugawią go wasze ohydne, pełne nienawiści dupska niż Książe Ciemności sam w sobie. – Suho spojrzał na niego, zszokowany. Kyungsoo wytrzymał spojrzenie z nieustępliwym wyrazem twarzy. Suho uświadomił sobie, że tak, Kyungsoo to powiedział. Poczuł w sobie nagłą nieodpartą chęć roześmiania się na głos. 

– Proszę – powiedział Kai, znów skupiając na sobie uwagę. – Pozwólcie mi zostać na spotkaniu.

Starsi wymienili pomiędzy sobą spojrzenia. Suho wiedział, że zdają sobie sprawę jak bezcelowa jest próba wyrzucenia stąd Kaia; zdążył już udowodnić, że bez problemu może wykorzystać swoją moc i znowu się pojawić w pomieszczeniu. Żaden ze strażników nie wydawał się też być skorym do przyszpilania go. Raczej obawiali się samego dotyku ciała Kaia. Kai podniósł się z podłogi. – Zostaję – powiedział – a jutro, dołączę do waszej armii.

Nikt nie odezwał się słowem, kiedy przemierzał salę, by stanąć pod ścianą, za krzesłami, dokładnie tam, gdzie usiłował zająć miejsce na samym początku spotkania. Potem nastała cisza, jakby nikt nie wiedział, czy spotkanie w jego obecności ma się dalej odbywać. Ciche szepty zaczęły wypełniać aulę, gdy zgromadzenie rzucali mu przelotne spojrzenia. Jeden ze starszych odchrząknął. – A zatem kontynuujmy – powiedział, patrząc w miejsce, gdzie stał Kai. – Dostaliśmy wieści tak ważne, że nie możemy się teraz rozpraszać. 

– Wyrocznia doświadczył dzisiaj ponownie bardzo intensywnej wizji – wtrącił inny ze Starszych. – Siła pojawiających się obrazów wzrastała już od jakiegoś czasu. Wierzymy, że to co nadchodzi, to w istocie Wielka Wojna, o której mówią legendy i przepowiednie. 

– Wyrocznio – Starszy najbliżej podwyższonego miejsca zabrał głos. – Czy czujesz się na tyle dobrze, by ponownie przytoczyć to wszystko, co Widziałeś? – Posłał Kaiowi spojrzenie, otwarcie obarczając go za zły stan Wyroczni.

Wyrocznia w istocie był poruszony, Suho przekrzywił głowę na bok. Coś mu tutaj nie grało. Widząc na własne oczy to, jak Wyrocznia gwałtownie źle się poczuł, Suho wywnioskował, że to przez strach przed Księciem Cieni. Ale gdy Wyrocznia spojrzał w tył pomieszczenia w jego spojrzeniu nie było strachu, jedynie coś na kształt wszechogarniającego smutku. 

Wyroczni zajęło chwilę przywrócenie siebie do odpowiedniej postawy, przyciskając swoje palce do warg, zanim skinął głową. Zamknął oczy i zaczął opowiadać: – Medytowałem w świątyni, tak jak robie to każdego ranka. Chwilę później usłyszałem dźwięk dzwonu treningowego, który rozchodził się rezonującym bólem po mojej głowie, nie takim, jakich doświadczałem wcześniej – zapauzował. – Zazwyczaj, gdy mam Widzenie nie odczuwam żadnego bólu, a gdy Widzę obrazy mogę jasno stwierdzić, że są one w mojej głowie i dalej jestem w stanie zachować kontrolę nad moim ciałem. Tym razem nie mogłem, było tak, jakbym tam był, unosił się w tym wszystkim. Nie czułem, jak moje nogi uginają się pode mną, albo jak uderzam całym ciałem o posadzkę. Nie czułem żadnego bólu w moim fizycznym ciele, tylko i wyłącznie ból z wizji. 

Suho zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy to w ogóle istotne, a w tym samym momencie Wyrocznia otworzył oczy i spojrzał prosto w jego. – Mówię o tym, bo ta wizja jest prawdziwa, a dzięki temu jestem tego pewny. Zazwyczaj moje wizje to przebłyski tego, co może zdarzyć się w przyszłości i może się to zmienić, jeśli ktoś zmieni zdanie i postąpi inaczej. Przyszłość jest elastyczna. Ale ta wizja była zbyt blisko w czasie, tak jakbym nie Widział tego, co może się zdarzyć, przebłysku możliwego, ale raczej tak jakbym otworzył okno wychodzące na podwórze i patrzył na to, co dzieje się teraz. Wszystko było zbyt stałe. 

– I? – Starszy nachylił się nad stołem. – Czy możesz nam powiedzieć, co Widziałeś?

Wyrocznia znów zamknął oczy, a jego głos przerodził się w cichy szept. – Wszystko było w urywkach, nie mogłem zatrzymać się w żądnej scenie na dłużej. W większości widziałem bitwę, stosy ciał, które płonęły. Wszystko to działo się na suchej, popękanej glebie Królestwa Ognia. – Spojrzał w stronę starszych. – Obawiam się, że nie Widziałem niczego, co pomogłoby wam w bitwie, żadnych planów, taktyki. Obrazy zmieniały się za szybko. Widziałem— 

Przerwał, posyłając spojrzenie ku końcowi sali. Jego usta drżały, wziął głęboki oddech nim ponownie się odezwał: – Widziałem Dwunastkę. Ta sama, mętna wizja, co wcześniej. – Suho zmrużył oczy, Wyrocznia coś pominął. – A potem widziałem już tylko ogień, skrzydła ognia liżące niebieskie niebo, rozświetlając je. 

Chanyeol – ktoś wyszeptał za plecami Suho, odkręcił się i ujrzał Baekhyuna, patrzącego na Wyrocznię szeroko otwartymi oczami, z twarzą przerażająco pełną nadziei. Suho odwrócił się rozkojarzony. Wiedział, że imię Feniks musiało skądś pochodzić, ale biorąc pod uwagę, gdzie Chanyeol teraz był, nie sądził by skrzydła ognia były dla nich czymkolwiek dobrym.

– To było ostatnie, co Widziałem –  powiedział Wyrocznia. – Kiedy się obudziłem leżałem na podłodze i zostałem poinformowany, że Królestwo Ognia wypowiedziało wojnę. 

Suho zatopił się w swoim krześle, przecierając twarz dłonią. Nie do końca rozumiał, po co Wyrocznia tutaj był, przywołując to, co widział, jeżeli nie dostrzegł niczego, co by miało im pomóc. Jedyne co teraz wiedzieli, to że wojna jest już naprawdę blisko, i że jej wynik będzie przerażający. Ta myśl nie była pokrzepiająca. – Kogo dokładnie Widziałeś? – zawołał.   

Wyrocznia zmarszczył brwi, zdezorientowany. – Przepraszam?

– Do kogo należały ciała, które płonęły, do nas czy do wroga? – Suho wiedział, że pytanie jest bezlitosne, ale i potrzebne. 

Wyrocznia zastanowił się przez chwilę, marszcząc brwi. – Szczerze, nie pamiętam. Pamiętam ich twarze, zakrwawione i oszpecone. Nigdy ich nie zapomnę. 

Suho westchnął i klapnął o siedzenie. Wyrocznia, pomyślał sfrustrowany, jest wielce niepomocna. – Przepraszam – wymamrotał Wyrocznia sekundę później, a Suho się wyprostował, zmieszany, bo Wyrocznia wyglądało na to wiedział dokładnie to, co Suho pomyśli. 

– W świetle tej wizji i deklaracji wojny – odezwał się jeden z generałów Suho – na pewno najlepiej będzie jak wyruszymy armią jak najszybciej?

– Tak – odpowiedział Starszy. – Rozkazaliśmy naszym żołnierzom, by zaczęli się pakować i to od razu. Jeśli nasze szacowanie jest dobre, to wyruszymy jutro z samego rana.

– Dobrze – powiedział Suho. Obok niego Kyungsoo wydał z siebie zduszony odgłos. – Im szybciej wyruszymy tym lepiej. Królestwo Ognia jest od nas o dzień dalej. Musimy zdobyc tyle terenu ile zdołamy, jeśli mamy walczyć z nimi na terenie, który będzie nam sprzyjał. 

– Przepraszam – odezwał się Wyrocznia cichym głosem. Spojrzał ponownie na tył Sali, a potem znów na Starszych. – Jest jeszcze coś, co Widziałem w swojej wizji. 

Starszyzna wydawała się być zaskoczona. – Ach tak? – zapytał jeden z nich. – Co takiego?

– Widziałem tam siebie – odpowiedział Wyrocznia. – Byłem tam, w namiocie w obozowisku. Zabrano mnie na wojnę. 

Jego słowa wywołały natychmiastowe oburzenie, jeszcze większe niż to, gdy Kai wszedł do sali. Uczeni Królestwa Powietrza wstali, krzycząc, że nikt nie może wystawiać Wyroczni na takie niebezpieczeństwo. Starszyzna wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Cisza! – jeden z nich w końcu się odezwał, nim zwrócił do Wyroczni: – Widziałeś siebie? Na wojnie?

– Tak? – Wyrocznia zamrugała bezbronnie w ich stronę. – Widziałem, że jestem wam tam potrzebny. To ważne bym był zabrany z wami. 

– Ale dlaczego? – zapytał starszy desperacko. 

Luhan spojrzał w podłogę, trzepocząc rzęsami. – Nie Widziałem, jaki mam tam cel – odparował – tylko tyle, że musicie mnie ze sobą zabrać. 

Starszyzna nie wiedziała, co zrobić. Suho widział, jak bardzo ich pragnienie ochrony Wyroczni za wszelką cenę kłóci się z ich potrzebą podążania wedle wizji. Osobiście nie chciał, by zabierali ze sobą wyrocznię; ostatnie czego potrzebowali to kogoś, kogo będą musieli strzec, i oczywiście jego świta też będzie musiała z nim iść, ale wiedział, że jeśli Królestwo Powietrza powie, że Luhan idzie  z nimi, to nie będzie miał za dużo do gadania.    

– Wyrocznia to przewidział – wymamrotał jeden ze Starszych – niechaj tak więc się stanie. 

– Ale zabierać Wyrocznię na wojnę— 

– Nie będzie w niej uczestniczył – zaargumentował pierwszy. – Zabierzemy go ze sobą, ale nie będzie miał prawa zbliżenia się nawet na odrobinę do pola bitwy. Tak makabryczne sceny mogłyby źle wpłynąć na zdolność jego Widzeń, a i tak niebezpieczeństwo jest ogromne.

Suho mógłby przysiąc, że Wyrocznia wywrócił oczami w swojej „wizyjnej części” siebie, ale gdy spojrzał na niego siedział wyprostowany, dłonie niewinnie splatał na kolanach. Suho uniósł jedną brew, ale wrócił spojrzeniem do Starszyzny, którzy zamykali spotkanie, dając instrukcje do pakunku i wyruszenia w drogę o poranku.

Suho podniósł się, powtarzając sobie w myślach, co musi zrobić, by być gotowym jutro o czasie. Obok niego, Kyungsoo również wstał, ale o wiele wolniej. Wydawał się być jeszcze bardziej blady, niż kiedy wchodzili na rozpoczęcie spotkania. Suho poklepał go po ramieniu. – Potrzebujesz pomocy w pakowaniu? – zapytał. – Będę rad, jeśli mógłbym cie pomóc.

Kyungsoo potrząsnął głową. – Nie – odpowiedział cicho. – Dam sobie radę.

Suho skinął głową, nie bardzo wiedząc jak pomóc Kyungsoo. Zauważył też, od kiedy wspomniał mu o tym Tao, że Kyungsoo wygląda na zmęczonego. Chciał wymyślić coś, co mogłoby mu pomóc, ale ostatecznie się poddał. Kyungsoo zaś, nie chciał chyba o tym rozmawiać. 

Zza rogu wyłoniła się postać. Suho obejrzał się, by ujrzeć Tao, czekającego na zaproszenie do rozmowy. Lordzie Suho powiedział, kiedy zorientował się, że jego spojrzenie spoczywa na nim, kłaniając się głową. Suho zrobił to samo. Książe Kyungsoo dodał Tao, kłaniając się w jego stronę. 

    Kyungsoo zawahał się, ale skłonił głowę. Na jego twarzy było wymalowane przerażenie. Suho zastanawiał się, czy to przez ogólną pozycję Tao w Królestwie Powietrza czy może jednak sprawczynią była cała aparycja Tao. Najprawdopodobniej to drugie. 

    – Proszę mi wybaczyć odezwał się Tao, zwracając do Suho spotkanie nie potoczyło się tak, jak powinno. Przepraszam w imieniu swojego ludu za sytuacje, których świadkami być musieliście. 

    – Nic się nie stało odpowiedział Suho ale to nie nas powienienes przepraszać. Książę Ciemności nie powinien być traktowany w taki sposób. Wasza Starszyzna jest nazbyt przewrażliwiona, powinni odrobinę się zrelaksować, zanim zaskoczy ich zawał serca. 

Twarz Tao nie drgnęła, ale za to oczy Kyungsoo zamieniły się w dwie ogromne kule. Nie uważasz tak samo, Książe Kyungsoo? dogryzał Suho. 

Kyungsoo zaczerwienił się. Spojrzał na Tao i oblizał nerwowo wargi. Uważam, tylko że powinieneś bardziej zważać na to jak o kim mówisz powiedział, niemal sycząc w stronę Suho, jakby to miało sprawić, że Tao niczego nie usłyszy. 

    – Doprawdy? Suho uśmiechnął się. Wydawało mi się, że przed chwilą nazwałeś ich pomarszczonymi, przepełnionymi nienawiścią debilami. 

Kyungsoo wyglądał tak, jakby miał się zapaść pod ziemię. Nie miał nic na swoją obronę, mamrotał coś niewyraźnie, patrząc z przerażeniem w stronę Tao, którego wyraz twarzy nie zmienił się ani na sekundę. W końcu Tao przemknął wzrokiem po sali, w której zostało już niewiele osób i powiedział: Nawyraźniej już czas na obiad. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł.

    – To znaczy, że jesteśmy zaproszeni – powiedział Suho, szturchając Kyungsoo w ramię, gdy się odkręcał.

    – Nie rozumiem skąd to wiedziałeś – powiedział zrezygnowany Kyungsoo. – Dlaczego każdy wie o co chodzi Królestwu Powietrza, tylko nie ja?

        Suho roześmiał się. – Ja nie wiem. Rozumiem tylko Tao.

        Kyungsoo westchnął, zmarnowany i całą trójką razem udali się w stronę sali jadalnej. 

7/07/2020

Zodiak [6]

Zodiak – 6








6/30
oryginałZodiac
autorzyblack_gooseumbrela
OPIS: Wyrocznia widziała zjednoczoną Dwunastkę. Do Królestw zbliża się wojna. Musimy przygotować się do bitwy. 



Podczas gdy Chen był prowadzony do Rady Wojennej, gdzie pierwszy raz odmówił pomocy, strażnik, który go prowadził wypuścił z uścisku jego łokieć, tak by wyglądało to tak, jakby Chen sam dobrowolnie przyszedł na obrady. Powstrzymał instynktowną chęć ucieczki, przypominając sobie, że najważniejsze tutaj, to zrobić dobre wrażenie. 

Pomieszczenie było pełne, jedno wolne krzesło czekało dokładnie na niego. Usiadł, rozglądając się po twarzach, które go otaczały. Generał Hwang, ten który był obecny przy niszczeniu miasta Chena też tutaj był, tak samo jak inny, który był obecny podczas tortur. Innych nie mógł sobie przypomnieć, zastanawiał się, czy wiedzą, co mu się tutaj przydarzyło. 

– Lordzie Chenie, jak dobrze, że już jesteś tutaj z nami – jeden ze starszych generałów się odezwał. – Doceniamy twoją zmianę decyzji. – Brzmiał nad wyraz szczęśliwie, przez co Chen zaczął podejrzewać, że może w istocie nie wiedzą, jakie środki wpłynęły na zmianę jego decyzji. Chen powstrzymał w sobie napad złości; jego ignorancja była uwłaczająca, a nie pokrzepiająca. 

– To zaszczyt być tutaj – wymamrotał Chen, spuszczając wzrok. 

– Feniksie – odezwał się jeden z generałów – to Lord Chen, władca Prowincji Błyskawic. Jest ostatnim z wysuniętych terenów, który zgodził się nam pomóc. 

Chen znowu podniósł swój wzrok, lekko zaskoczony, kiedy usłyszał tytuł Feniksa. Nie rozpoznał Chanyeola aż do teraz. Jego wzrok przemknął po chudym mężczyźnie przyodzianym w szaty armii Królestwa Ognia, siedzącego na samym końcu stołu. Chanyeol siedział przygarbiony ze wzrokiem skupionym na jakimś punkcie przed nim. 

– Feniksie – powtórzył starszy, tym razem mocniej. 

Głowa Chanyeola lekko się przekrzywiła. – Tak? – zapytał, jego głos był ochrypły. Odchrząknął. – Przepraszam, czy ktoś coś mówił? 

– Oto Lord Chen – powiedział inny dowodzący, bez zająknięcia, tak jakby taka sytuacja była na porządku dziennym. – Zgodził się pomóc nam w bitwie. 

Wzrok Chanyeola powędrował z końca stołu napotykając wzrok Chena, nie rozpoznał go. Jego spojrzenie było puste, przerażająca pustka. Chen spuścił wzrok, by uciec od obezwładniającego spojrzenia. Spotkał kiedyś raz Chanyeola, jeszcze gdy to ojciec Chena był władcą jego prowincji. Pomimo tego, że obydwoje byli wtedy młodzi, Chanyeol już wtedy był uznawany za najsilniejszego Fechmistrza w królestwie, ale pozostał w pamięci Chena nie dlatego, że miał tyle mocy, ale ze względu na jego zachowanie. Nie wywyższał się ani nie był wredny tak jak inni silni fechmistrzowie, tylko przyjacielski i wesoły. Chen pamiętał, jak podczas ich pierwszej rozmowy jeden z jego mentorów skarcił go za to, że był zbyt głośno, a zaraz po tym jak odszedł, Chanyeol zachichotał zakrywając się dłonią. 

6/13/2020

Zodiak [5]


Zodiak – 5



5/30
oryginałZodiac
autorzyblack_gooseumbrela
OPIS: Wyrocznia widziała zjednoczoną Dwunastkę. Do Królestw zbliża się wojna. Musimy przygotować się do bitwy. 



Niedługo po tym, jak przebudził się Suho, do jego drzwi zapukał sługa, pilnie mówiąc, że Starszyzna zwołała kolejne zebranie, ponieważ pojawiły się nowe informacje. Ubrał się w pośpiechu i zbiegł na dół do sali spotkań, bojąc się, że usłyszy iż Królestwo Ognia zmobilizowało armię i rozpoczyna atak.

Jest za wcześnie, pomyślał. Ostatnio usłyszeliśmy, że wciąż gromadzą oddziały, nie mogą być już gotowi.

W sali, Kyungsoo siedział na jednym z krzeseł ustawionych w równym rzędzie pod ścianą. Dłonie miał położone prosto na kolanach. Wyglądał blado i niepewnie.
– Wiesz, co się stało? – zapytał Suho, siadając obok niego.

– Nie – odpowiedział Kyungsoo – Chcieli zaczekać, aż zbiorą się wszyscy.

Suho starał się nie wiercić, gdy wszyscy czekali. W końcu generałowie i arystokraci z wolna napłynęli do środka, a ogromne drzwi zamknęły wszystkich w środku. Suho był zaskoczony, widząc Baekhyuna, stojącego z głową spuszczoną w dół, tuż obok drzwi. Nie miał pozwolenia, by usiąść i nikt nie wydawał się zwracać na niego uwagi. Przez chwilę myślał, by podejść do niego i porozmawiać, ale zanim zdążył się zdecydować, jeden ze Starszyzny wstał i rozpoczął zebranie.

– Właśnie otrzymaliśmy wieści od jednego z naszych szpiegów i zawołaliśmy to  posiedzenie tak szybko, ponieważ informacje, już teraz, mają kilka dni.

– Zgromadzili armię? Musimy się przygotować do bitwy? – zapytał ostro Suho.

– Jeszcze nie – odpowiedział Starszy, marszcząc czoło, gdy mu przerwano. – Ale już wkrótce. Wieści mówią, że większość ich najdalej leżących terytoriów wysłało już swoje posiłki do stolicy i, że przychodzą tam szkolenie wojskowe.

– Większość terenów? – zapytał Suho. – Co z tymi, które się nie zgodziły? Możemy je przeciągnąć na naszą stronę?

– Tylko jedna prowincja nie wysłała żadnej reprezentacji, a teraz nie istnieje, tak samo jak inne miasta na granicy Królestwa Ognia.

– Tak jak powiedział nam sługa – odezwał się inny z rady.

– Baekhyun – wtrącił Tao, ze swojego zwyczajowego miejsca, niedaleko stołu Starszyzny.

Zapanowała krótka cisza. Suho patrzył.

– Tak. On.

– Więc? – powiedział delikatnie Kyungsoo, wstępnie. – Królestwo Ognia zniszczyło je, bo odmówili chęci pomocy?

– Możemy tylko się tego domyślać. Nie mamy informacji kto, lub co zniszczyło miasto. Jednego dnia tam było, a następnego tlił się już tylko dym.

–  Ale – zaczął Kyungsoo, patrząc na Baekhyuna – zrobiliby to? Czy to normalne?

Baekhyun potrząsnął głową, zaczynając otwierać usta, ale jeden ze Starszyzny uciszył go. – Nie ma potrzeby zwracać się do niewolnika, powiedział nam już wszystko, co wie.

– Baekhyuna – Tao wtrącił ponownie, trochę mocniej. – I ja chciałbym usłyszeć, co ma do powiedzenia.

Baekhyun wyglądał na lekko przestraszonego, ale Suho nie mógł go za to winić. Spojrzał na Kyungsoo. Zanim się odezwał: – Jeden jedyny raz, kiedy słyszałem o takim zjawisku, to wtedy, kiedy grozili oni rebelią, ale jestem pewien, że nigdy wcześniej nikt nie został tak ukarany przez to, że sprzeciwił się stolicy. Nasz rząd jest surowy, ale nie do tego stopnia.

Kyungsoo ponownie usiadł. – To wszystko jest chore.

– Czy – Baekhyun odezwał się przyciszonym głosem. – Czy wiecie, jakimś trafem, jaka to była prowincja?

Jeden z rady spojrzał na kartki papieru, leżące przed nim na stole. – Terytorium Błyskawic – odpowiedział. – Na wschodzie.

– Och–- skomentował Baekhyun, jakby coś właśnie stało się oczywiste, zanim zamknął na dobre usta i spuścił wzrok.

– Baekhyun? – zaczął delikatnie Suho. – Wiesz coś więcej?

– Tylko tyle, że to zrozumiałe że nie chcieli pomóc. Z natury są niekonfliktowi i nie mają nawet zbyt wielu wojowników.

– To głupie, według mnie, trzeba mieć armię, żeby móc chociażby bronić swoich terenów – powiedział jeden z generałów podlegających Suho.

– Ich Główny Dowódca Fechmistrzów jest bardzo silny – wymamrotał Baekhyun. – Nigdy nie potrzebowali zbyt wielu oddziałów, ich dowódcy są silniejsi od tych, którzy są ich sąsiadami – wyjaśnił Baekhyun, milknąc po raz kolejny.

– Dobrze, a zatem – zaczął jeden ze Starszyzny, posyłając mu gardzące spojrzenie – nawet bez tej jednej prowincji, Królestwo Ognia kontroluje teraz wiele oddziałów, które mogą nas pokonać. Musimy być przygotowani jeśli chcemy odnieść zwycięstwo w tej walce.

– A możemy ich pokonać? – zapytał Suho. – Być może powinniśmy przystąpić do negocjacji. Tak bardzo jak nienawidzę idei oddania im naszych ziem i nie boję się bitwy, tak wolę uniknąć starcia, gdzie szanse naszej przegranej są nad wyraz wysokie.

Jeden z jego generałów spojrzał na niego. – Nie powinniśmy uciekać – powiedział. – Zawsze jest szansa przegranej, nawet jeśli byśmy przewyższali ich liczebnie.

– Tak – wymamrotał do siebie samego Suho – ale szansa i pewnik to dwie różne rzeczy.

–  Mamy po naszej stronie wybitnych Fechmistrzów – odezwał się ktoś ze Starszyzny. – Z ich pomocą i wiedzą o Królestwie Ognia zdobytą od słu—

– Baekhyuna.

– Tak, tak, Baekhyuna. Z wiedzą, jaką może nam dać Baekhyun, sytuacja nie jest tak beznadziejna.

Tao wyglądał na zadowolonego z siebie, a Suho uważał, że to niesamowite, jak jego wyraz twarzy mógł się zmienić, kiedy się nie grymasił. Wyglądał prawie na miłego. – Więc, Nacja Ognia bez dwóch zdań przygotowuje się do bitwy, co to oznacza dla nas?

– Zintegrujemy nasze armie – odezwał się starszy w stronę Suho. – Będą razem trenować, by lepiej walczyć jako jedna drużyna. Wyślecie swoich Fechmistrzów do naszej sekcji treningowej.  A co do nas, to zaczniemy dyskusję nad szczegółową strategią. Musimy być przygotowani do mobilizacji, gdy nadejdzie taka chwila.

– Na teraz, zawieszamy to zebranie do rana dnia jutrzejszego, kiedy rozpoczną się treningi.

Suho podniósł się, rozciągając swoje plecy. Kamienne krzesła były po prostu niewygodne. Kyungsoo stanął obok niego. Wyglądał na zmęczonego, co wywołało u  Suho zmartwienie, czy ten śpi dobrze. – Czy wszystko w porządku, Kyungsoo?

– Tak dobrze, jak ode mnie oczekują – odpowiedział Kyungsoo, wzruszając ramionami i lekko się uśmiechając. Suho zamrugał, nie do końca rozumiejąc, co tamten miał na myśli. – Muszę zejść na ziemię, by trochę poćwiczyć. Zobaczymy się później. – Entuzjastycznie ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia.

– Myślę, że jest zdenerwowany – delikatny głos obok ucha Suho zawibrował powietrzem. Odwrócił się, by ujrzeć przed sobą Tao, który wychodził. – Musi być mu ciężko. Jest Fechmistrzem Ziemi na unoszącej się w powietrzu krainie.

Suho był zaskoczony, po pierwsze: odezwał się do niego Tao, po drugie: to, co powiedział było logiczne. – Nie pomyślałem o tym – powiedział. – Ale wyobrażam sobie, że ciężko. – Zapamiętał w głowie, by sprawdzić później, co u Kyungsoo, tak na wszelki wypadek.

Na chwilę zapanowała między nimi cisza, dookoła przemieszczali się ludzie. Suho spodziewał się, że Tao po prostu odejdzie bez żadnego słowa, tak jak zawsze, ale zamiast tego dalej stał w miejscu, patrząc na Suho, co wyglądało tak, jakby czegoś wyczekiwał.

– Czy mogę – zaczął nerwowo Suho – w czymś ci pomóc?

Tao rozejrzał się dookoła siebie. – Tutaj jest zbyt wielu ludzi. Chodź ze mną.

Skierował się do drzwi, a Suho lekko westchnął i podążył za nim. Nie mógł się powstrzymać przed lekkim uśmiechem, choć taki gest w Królestwie Powietrza był zdecydowanie nazbyt śmiały, a zobaczenie, że Tao zachowuje się normalnie było nieco uspokajające. Przez chwilę Suho czuł się przez niego zbity z tropu.

Kiedy już byli z dala od miejsca spotkania, idąc w dół oświetlonych korytarzy, Tao znów się odezwał: – Chciałem przeprosić za swoje zachowanie i przyznać ci rację, jaką masz.

– Rację? – zapytał Suho, kiedy nie usłyszał nic więcej. – Dotyczącą czego?

– Tego, jak postrzegamy Baekhyuna – powiedział Tao, patrząc na wprost siebie, tylko nie na Suho. – Błędem z naszej strony było nazywanie go sługą. Zasługuje na lepsze traktowanie.

– Och – Suho wpatrywał się w twarz Tao, starając się cokolwiek z niej wyczytać, jednak z marnym skutkiem. – Mogę wiedzieć, co zmieniło twoje zdanie?

– Coś, co powiedział mi przyjaciel – odpowiedział Tao – otworzył mi oczy.

– Chciałbym poznać tę osobę – powiedział Suho, uśmiechając się lekko. Zastanawiał się, kto z Królestwa Powietrza miał tak otwarty umysł.

Tao zamarł i odwrócił się, by spojrzeć na Suho. – Naprawdę? – zapytał. Było coś w jego twarzy, czego Suho nie umiał nazwać, coś na kształt bezbronności. To przypomniało Suho o tym, że Tao, pomimo swojej zewnętrznej aury, nadal jest bardzo młody, w szczególności jak na Głównego Dowódcę Fechmistrzów.

– Tak? – Suho przechylił głowę, starając się zrozumieć, dlaczego Tao nagle zaczął się denerwować.

Zaczęli znowu iść, Tao mówiąc delikatnie. – Jest moim przyjacielem od bardzo dawna. Poznaliśmy się, gdy byliśmy jeszcze dziećmi.

– Czy jest fechmistrzem?

Tao zatrzymał się na chwilę, zanim odpowiedział: – Tak, ma moc.

Wyczuł drugie dno w odpowiedzi Tao, to że jego przyjaciel miał moc nie oznaczało, że automatycznie był on Fechmistrzem. Zakładam, że był nisko urodzony. Królestwo Powietrza jest tak strasznie chore na punkcie czystości krwi, że bardzo często nie pozwalają zwykłym poddanym wejść w progi elity wojskowej, którą są Fechmistrzowie.  Tracą tyle utalentowanych osób tylko i wyłącznie przez swoją głupotę.

Suho obserwował Tao kątem swojego oka. Był bez wątpienia poddenerwowany. Suho chciał mu powiedzieć, że to bez znaczenia, czy jego przyjaciel jest nisko czy wysoko urodzony, że nie będzie go oceniać, ani Tao, za to że się z nim przyjaźni, ale z tego co dotychczas zaobserwował, to doszedł do wniosku, że mogłoby to ujść za obrazę. Tao wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany, z chwilą w której byli bliżsi celu, do którego zmierzali. Suho przez cały czas delikatnie go obserwował. Tao nie powinien być zawstydzony tym, z kim się przyjaźni, bez względu na ich pochodzenie.

W końcu dotarli do drzwi, a Suho rozglądając się mógł stwierdzić, że są w tej chwili raczej na obrzeżach miasta. Tao zapukał, a po chwili drzwi otworzył wysoki mężczyzna z twarzą prawie tak gniewną jak twarz Tao. Zmarszczył czoło i powiedział: – Taoz… - zająkał się, gdy dostrzegł Suho. – Lordzie Tao.

– Możemy wejść? – zapytał Tao i mimo to przepchnął się obok mężczyzny i wszedł do środka. Ten westchnął jedynie i ustąpił Suho miejsca, zamykając drzwi, gdy już wszyscy byli w środku.

– Lordzie Suho – odezwał się Tao – to mój przyjaciel Wu Fan, ale woli gdy woła się do niego Kris. – Tao skręcał palcami jedną z szarf od stroju. Kris ze spokojem przyglądał się całej tej sytuacji. – Kris, oto Najwyższy Fechmistrz Królestwa Wody, Suho.

Kris już chciał się ukłonić, kiedy Suho wyciągnął przed siebie dłoń i po chwili Kris wymienił się z nim uściskiem. Tao zdawał się odetchnąć po tym geście, ale Suho nie wiedział dlaczego. Zapanowała cisza, Suho spojrzał w stronę Tao, który nerwowo błądził wzrokiem po wszystkich przedmiotach w pomieszczeniu i zerkał na Suho, jak gdyby ten miał nagle zaatakować. Tao w zasadzie stał lekko wysunięty pomiędzy Krisem a Suho, jakby chciał go bronić i to było odpowiedzią.

On nie jest zdenerwowany dlatego, że jako Najwyższy dowódca fechmistrzów przyznaje się innemu dowódcy, że przyjaźni się z kimś nisko urodzonym. Boi się, że będę traktować z góry i wyśmiewać Krisa. Suho zamknął na chwilę oczy  i uśmiechnął się.

– Naprawdę bardzo się cieszę, że cię poznałem – powiedział, starając się brzmieć jak najbardziej szczerze. – Tao mówił, że przeprowadziłeś z nim, ugh, rozmowę o terminologii, jakiej używano na spotkaniach. Byłem bardzo ciekaw, kto z Królestwa Powietrza ma tak bardzo wysunięte spojrzenie na przyszłość i świat.

Tao prychnął, a Suho za późno się zorientował, że zasugerował że Tao nie był taki elokwentny jak Kris. Ale po tym właśnie Kris zaśmiał się, ledwo unosząc kąciki ust.

– Potrafimy być bardzo wyniośli, uważamy na formalności. – Potarł czoło Tao wierzchem swojej dłoni, łatwość z jaką wykonał ruch sugerowała, że robił to bardzo często. – A skoro mowa o formalnościach, czy napijesz się herbaty?

– Tak, poproszę – odpowiedział Suho z uśmiechem, na co Kris obdarzył go spojrzeniem, które nie było do końca wesołe, ale wystarczająco miłe i wskazał ręką, by Suho spoczął. Tao dalej zdawał się nie być pewnym, czy Suho wciąż będzie miły, ale również usiadł, z wahaniem, jakby był gotowy do skoku w obronie. Kiedy Kris nalał herbaty i podał im czarki, Tao lekko się rozluźnił, a jego ramiona przestały być spięte.

– Słyszałem, że podróż z Królestwa Wody tutaj zajęła kilka dni – zaczął Kris, kiedy Suho delikatnie dmuchał na napar, by choć trochę go ostudzić. – Nie wyobrażam sobie siedzieć w zamkniętej przestrzeni przez długi czas.

Suho uśmiechnął się; Królestwo Powietrza wydaje się miało awersję do czegokolwiek, co może ich ograniczać i jest zamknięte. Nie tolerują też, co spostrzegł, rogów i kantów w ich budownictwie. – Armia Królestwa Wody i tak mieszka w małych barakach – powiedział. – Gorzej było z chorobą morską.

– Przepraszam – przeszkodził Tao – ale czy będzie problemem, jeśli zdejmę te szaty?

Kris przewrócił oczami. – Jeśli już musisz – powiedział – i tylko jeśli nie przeszkadza to Lordowi Suho.

– Nie ma problemu? – Suho nie bardzo wiedział, czy obowiązywała jakaś kulturowa zasada zdejmowania ubrań przez Tao, ale od zawsze uważał, że ich szaty wyglądały na niewygodne. Sądząc po westchnięciu ulgi po tym jak Tao zdjął warstwę wierzchnią i pozostał w białej koszuli i bawełnianych spodniach, też poczuł się lżej.

Kris patrzył się na niego lekko protekcjonalnym spojrzeniem i Tao zwinął jedną z jego szarf i rzucił nią Krisowi w twarz. – Gdybyś też musiał to nosić, to byś mnie zrozumiał. – Odgryzł się w lekko drażliwy sposób i Suho nie mógł się powstrzymać i roześmiał się.

Kris zgarnął szarfę ze swojego ramienia z przerysowaną gracją i upuścił ją na stolik obok. – Nie widzę, żeby Lord Suho się rozbierał.

– Lord Suho nie ma na sobie szat wyhaftowanych sumakiem jadowitym udającym srebrne nici. – Potem Tao spojrzał poważnie na Suho. – Chyba że o tym nie wiem, to wtedy przepraszam, jeśli się mylę.

– Zero sumaka jadowitego – zapewnił go Suho – choć futro czasami staje się naprawdę irytujące. – Tao uśmiechnął się, prawdziwym i szerokim uśmiechem, na co Suho nie mógł się powstrzymać i odwzajemnił gest.

Czuł, że Kris go obserwuje i na sekundę, zanim znów spojrzał w czarkę ze swoją herbatą, posłał mu przelotne spojrzenie. Jego zamiary wypisane były na twarzy, Suho uważał, że nie miał powodu do obaw. Tao nie był też sztywniakiem, zamkniętym w sobie idealnym obywatelem Królestwa Powietrza, za jakiego Suho go uważał. Co więcej miał ciche przeczucie, że w przyszłości zostaną przyjaciółmi.