Zodiak – 7
Suho był już zmęczony ciągłym przesiadywaniem na naradach wojennych. Czuł jak staje się nerwowy, przepełniony narastającą w nim energią, aż swędziało go, by zebrać już wojska i wyruszyć na pole bitwy. O wiele bardziej chciał stanąć twarzą w twarz z wojskami Królestwa Ognia po drugiej stronie granicy, na rozległej pustyni, niż guzdrzyć się w miejscu, aż armia ognia dopadnie ich we własnym domu.
Obok niego na krześle wiercił się Kyungsoo. Był tak samo niespokojny, tylko bledszy, jakby wieści bardziej go przeraziły niż podnieciły, jak było to z Suho. W prawdzie, jedyną osobą, która przejawiała w pomieszczeniu choć trochę spokoju był Tao, ale Suho podejrzewał, że ten zaskakujący spokój na twarzy maskował o wiele bardziej burzliwe emocje wewnątrz.
Przy drzwiach przeszedł pomruk szeptów zanim pojawił się dziwny powiew wiatru, a do środka wprowadzono Wyrocznię, otoczonego sześcioma strażnikami, by nikt nie zbliżył się za blisko. Po tych wszystkich opowieściach, Wyrocznia wcale nie wyglądał tak, jak słyszał. Zorientował się, że przez to całe zamieszanie wokół jego osoby, wyobrażał go sobie jako kogoś wysokiego na 6 stóp, wyglądającego jak bóg. Zamiast tego ujrzał młodego mężczyznę, szczupłego o delikatnej aparycji, przyodzianego w wymyślne białe szaty, które wyglądały na jeszcze bardziej niewygodne niż te, które nosił Tao. Spoczął na krześle usytuowanym kilka stopni wyżej. To krzesło Suho zauważył na wcześniejszych spotkaniach, cały czas pozostawało puste. Było z kamienia, jak reszta, lecz z misternymi żłobieniami układającymi się we wzór. Suho pomyślał, że przez to jest pewnie jeszcze bardziej niewygodne.
Suho zorientował się, że wszyscy, którzy choć raz byli potrzebni, są tutaj zgromadzeni. Zanim jednak zamknięto drzwi ktoś stojący obok nich gwałtownie nabrał powietrza, po czym kilkoro innych zgromadzonych krzyknęło w przestrachu i złości. Suho wychylił się, by zobaczyć, co się stało i ujrzał Księcia Ciemności, dalej ubranego na czarno, przechodzącego do sali przez wysokie drzwi z opuszczoną w dół głową. Ustawił się za kamiennymi krzesłami, a nawet za najniższymi rangą żołnierzami, ale jeden ze Starszych ruszył gwałtownie ku niemu, z twarzą tak czerwoną, że Suho dziwił się, że jeszcze nie wybuchł.
Starszy wskazał palcem na Kaia, bełkocząc, zanim udało mu się zawołać straż, by go pojmać i wyrzucić. Przez dłuższą chwilę się wahali, wyglądając na zaniepokojonych. W końcu jeden ze strażników chwycił Kaia za przedramię i pociągnął go. Kai pozwolił prowadzić siebie przez chwilę w stronę drzwi, ale ostatecznie przez nie nie przeszedł. Zamiast tego wyszarpał się z uścisku strażników i powędrował na sam środek sali, wzrok wciąż wbijał w podłogę. Nikt go już nie zatrzymywał, przyglądali się wszystkiemu z niepokojem. Kiedy zbliżył się do stołu, a równocześnie i do pozycji Wyroczni, strażnicy zbliżyli się do Luhana, tak jakby bali się, że Kai go zaatakuje. Wyrocznia obserwował wszystko z szeroko otwartymi oczami, przytykając sobie dłoń do otwartych ust.
Starszyzna była coraz bardziej czerwona, niektórzy wręcz nakrapiani byli już purpurą. Kai zatrzymał się przed wysokim stołem i wziął głęboki oddech. Suho myślał, że ukłoni się im w pasie, ale zamiast tego upadł na kolana, kładąc dłonie na posadzce przed nim, tak, że całym ciałem składał im pokłon. – Starszyzno – wymamrotał w podłogę. Ciężko było go usłyszeć, zgromadzeni wrzeli, a on sam nie przemawiał już taka pewnością, jak ostatnim razem. Kai usiadł na piętach i wyprostował się, tak by móc zobaczyć Wyrocznię, później Tao, w rezultacie witając się z nimi, a później znów zmienił pozycję.
Małe przedstawienie lojalności i szacunku wcale nie uspokoiło Starszych, ale nie przybierali już coraz to ciemniejszej barwy purpury, więc Suho stwierdził, że jednak na coś się to przydało. Dalej zdawali się nie być w stanie rozmawiać, przez obezwładniający ich gniew, więc koniec końców to Tao zabrał głos pierwszy. Jego wcześniejszy spokój wydawał się teraz lekko drżeć. – Mroczny Prześladowco z Cieni – odezwał się, patrząc w dół na Kaia – nie powinno cię tu być.
– Wiem – odpowiedział Kai, dalej patrząc w podłogę – ale, dalej przybywam w tych samych zamiarach. Zostanę, jeśli Starszyzna mi na to pozwoli.
– Dlaczego – jeden z Starszych powiedział przez zaciśnięte zęby, wypluwając ślinę – mielibyśmy to zrobić?
– Wiem kim jestem – odezwał się delikatnie Kai. – Wiem, że jestem najniżej urodzoną osobą w tym pomieszczeniu, ale jestem bardzo dobrym Fechmistrzem, mogę pomóc w tej wojnie. Nie potrzebuje żadnych racji żywieniowych, ani miejsca w obozie, potrzebuję tylko znać jakie są wasze podstawowe taktyki, tak bym mógł podążać waszym śladem i pomóc w bitwie.
– Przygotowujemy się do bitwy z Królestwem Ognia – rzucił jeden ze Starszych – nie potrzebujemy dodatkowo oglądać się za siebie, gdy również jesteś naszym problemem.
Kai lekko zmarszczył czoło. – Jestem częścią tego królestwa – powiedział cicho. – Nie zdradziłbym swoich ludzi. Chcę wam po prostu pomóc.
– Nie jesteś jednym z nas – wysyczał Starszy. – Naznaczyliśmy cię, by następnie cię wygnać, to że zdążyłeś uciec zanim odbyła się ceremonia zesłania nie znaczy wcale, że dalej jesteś uznawany za obywatela tego królestwa.
Kai wzdrygnął się. – Niech tak będzie. Moja lojalność się nie zmieniła.
– Przeniosłeś się do Królestwa Ognia – odezwał się jeden z uczonych, siedzących z boku. – Nie możesz chyba od nas oczekiwać, że uwierzymy ci, że nie jesteś naszym wrogiem! – Kilkoro innych uczonych przytaknęło głowami, krzycząc w złości na młodzieńca klęczącego na środku sali.
Cichy głos przerwał panujący zgiełk. – Mówi prawdę. – Wszystkie głowy skierowały się w stronę Wyroczni, który mówił przez szpary pomiędzy palcami. – Jest nam oddany i nie chce wyrządzić nam krzywdy. – Spojrzał na Kaia i szybko odkręcił wzrok zamykając mocno powieki, tak jakby widok Kaia go palił. Zanim to zrobił Suho mógł przysiąc, że w ochcach Wyroczni widział łzy.
– Wyrocznio – odezwał się jeden ze Starszych, osłupiały. – Nie powinieneś patrzeć na Mrocznego Prześladowcę w ten sposób. On cię splugawi.
Kyungsoo wymamrotał przez zaciśnięte wargi – Prędzej splugawią go wasze ohydne, pełne nienawiści dupska niż Książe Ciemności sam w sobie. – Suho spojrzał na niego, zszokowany. Kyungsoo wytrzymał spojrzenie z nieustępliwym wyrazem twarzy. Suho uświadomił sobie, że tak, Kyungsoo to powiedział. Poczuł w sobie nagłą nieodpartą chęć roześmiania się na głos.
– Proszę – powiedział Kai, znów skupiając na sobie uwagę. – Pozwólcie mi zostać na spotkaniu.
Starsi wymienili pomiędzy sobą spojrzenia. Suho wiedział, że zdają sobie sprawę jak bezcelowa jest próba wyrzucenia stąd Kaia; zdążył już udowodnić, że bez problemu może wykorzystać swoją moc i znowu się pojawić w pomieszczeniu. Żaden ze strażników nie wydawał się też być skorym do przyszpilania go. Raczej obawiali się samego dotyku ciała Kaia. Kai podniósł się z podłogi. – Zostaję – powiedział – a jutro, dołączę do waszej armii.
Nikt nie odezwał się słowem, kiedy przemierzał salę, by stanąć pod ścianą, za krzesłami, dokładnie tam, gdzie usiłował zająć miejsce na samym początku spotkania. Potem nastała cisza, jakby nikt nie wiedział, czy spotkanie w jego obecności ma się dalej odbywać. Ciche szepty zaczęły wypełniać aulę, gdy zgromadzenie rzucali mu przelotne spojrzenia. Jeden ze starszych odchrząknął. – A zatem kontynuujmy – powiedział, patrząc w miejsce, gdzie stał Kai. – Dostaliśmy wieści tak ważne, że nie możemy się teraz rozpraszać.
– Wyrocznia doświadczył dzisiaj ponownie bardzo intensywnej wizji – wtrącił inny ze Starszych. – Siła pojawiających się obrazów wzrastała już od jakiegoś czasu. Wierzymy, że to co nadchodzi, to w istocie Wielka Wojna, o której mówią legendy i przepowiednie.
– Wyrocznio – Starszy najbliżej podwyższonego miejsca zabrał głos. – Czy czujesz się na tyle dobrze, by ponownie przytoczyć to wszystko, co Widziałeś? – Posłał Kaiowi spojrzenie, otwarcie obarczając go za zły stan Wyroczni.
Wyrocznia w istocie był poruszony, Suho przekrzywił głowę na bok. Coś mu tutaj nie grało. Widząc na własne oczy to, jak Wyrocznia gwałtownie źle się poczuł, Suho wywnioskował, że to przez strach przed Księciem Cieni. Ale gdy Wyrocznia spojrzał w tył pomieszczenia w jego spojrzeniu nie było strachu, jedynie coś na kształt wszechogarniającego smutku.
Wyroczni zajęło chwilę przywrócenie siebie do odpowiedniej postawy, przyciskając swoje palce do warg, zanim skinął głową. Zamknął oczy i zaczął opowiadać: – Medytowałem w świątyni, tak jak robie to każdego ranka. Chwilę później usłyszałem dźwięk dzwonu treningowego, który rozchodził się rezonującym bólem po mojej głowie, nie takim, jakich doświadczałem wcześniej – zapauzował. – Zazwyczaj, gdy mam Widzenie nie odczuwam żadnego bólu, a gdy Widzę obrazy mogę jasno stwierdzić, że są one w mojej głowie i dalej jestem w stanie zachować kontrolę nad moim ciałem. Tym razem nie mogłem, było tak, jakbym tam był, unosił się w tym wszystkim. Nie czułem, jak moje nogi uginają się pode mną, albo jak uderzam całym ciałem o posadzkę. Nie czułem żadnego bólu w moim fizycznym ciele, tylko i wyłącznie ból z wizji.
Suho zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy to w ogóle istotne, a w tym samym momencie Wyrocznia otworzył oczy i spojrzał prosto w jego. – Mówię o tym, bo ta wizja jest prawdziwa, a dzięki temu jestem tego pewny. Zazwyczaj moje wizje to przebłyski tego, co może zdarzyć się w przyszłości i może się to zmienić, jeśli ktoś zmieni zdanie i postąpi inaczej. Przyszłość jest elastyczna. Ale ta wizja była zbyt blisko w czasie, tak jakbym nie Widział tego, co może się zdarzyć, przebłysku możliwego, ale raczej tak jakbym otworzył okno wychodzące na podwórze i patrzył na to, co dzieje się teraz. Wszystko było zbyt stałe.
– I? – Starszy nachylił się nad stołem. – Czy możesz nam powiedzieć, co Widziałeś?
Wyrocznia znów zamknął oczy, a jego głos przerodził się w cichy szept. – Wszystko było w urywkach, nie mogłem zatrzymać się w żądnej scenie na dłużej. W większości widziałem bitwę, stosy ciał, które płonęły. Wszystko to działo się na suchej, popękanej glebie Królestwa Ognia. – Spojrzał w stronę starszych. – Obawiam się, że nie Widziałem niczego, co pomogłoby wam w bitwie, żadnych planów, taktyki. Obrazy zmieniały się za szybko. Widziałem—
Przerwał, posyłając spojrzenie ku końcowi sali. Jego usta drżały, wziął głęboki oddech nim ponownie się odezwał: – Widziałem Dwunastkę. Ta sama, mętna wizja, co wcześniej. – Suho zmrużył oczy, Wyrocznia coś pominął. – A potem widziałem już tylko ogień, skrzydła ognia liżące niebieskie niebo, rozświetlając je.
– Chanyeol – ktoś wyszeptał za plecami Suho, odkręcił się i ujrzał Baekhyuna, patrzącego na Wyrocznię szeroko otwartymi oczami, z twarzą przerażająco pełną nadziei. Suho odwrócił się rozkojarzony. Wiedział, że imię Feniks musiało skądś pochodzić, ale biorąc pod uwagę, gdzie Chanyeol teraz był, nie sądził by skrzydła ognia były dla nich czymkolwiek dobrym.
– To było ostatnie, co Widziałem – powiedział Wyrocznia. – Kiedy się obudziłem leżałem na podłodze i zostałem poinformowany, że Królestwo Ognia wypowiedziało wojnę.
Suho zatopił się w swoim krześle, przecierając twarz dłonią. Nie do końca rozumiał, po co Wyrocznia tutaj był, przywołując to, co widział, jeżeli nie dostrzegł niczego, co by miało im pomóc. Jedyne co teraz wiedzieli, to że wojna jest już naprawdę blisko, i że jej wynik będzie przerażający. Ta myśl nie była pokrzepiająca. – Kogo dokładnie Widziałeś? – zawołał.
Wyrocznia zmarszczył brwi, zdezorientowany. – Przepraszam?
– Do kogo należały ciała, które płonęły, do nas czy do wroga? – Suho wiedział, że pytanie jest bezlitosne, ale i potrzebne.
Wyrocznia zastanowił się przez chwilę, marszcząc brwi. – Szczerze, nie pamiętam. Pamiętam ich twarze, zakrwawione i oszpecone. Nigdy ich nie zapomnę.
Suho westchnął i klapnął o siedzenie. Wyrocznia, pomyślał sfrustrowany, jest wielce niepomocna. – Przepraszam – wymamrotał Wyrocznia sekundę później, a Suho się wyprostował, zmieszany, bo Wyrocznia wyglądało na to wiedział dokładnie to, co Suho pomyśli.
– W świetle tej wizji i deklaracji wojny – odezwał się jeden z generałów Suho – na pewno najlepiej będzie jak wyruszymy armią jak najszybciej?
– Tak – odpowiedział Starszy. – Rozkazaliśmy naszym żołnierzom, by zaczęli się pakować i to od razu. Jeśli nasze szacowanie jest dobre, to wyruszymy jutro z samego rana.
– Dobrze – powiedział Suho. Obok niego Kyungsoo wydał z siebie zduszony odgłos. – Im szybciej wyruszymy tym lepiej. Królestwo Ognia jest od nas o dzień dalej. Musimy zdobyc tyle terenu ile zdołamy, jeśli mamy walczyć z nimi na terenie, który będzie nam sprzyjał.
– Przepraszam – odezwał się Wyrocznia cichym głosem. Spojrzał ponownie na tył Sali, a potem znów na Starszych. – Jest jeszcze coś, co Widziałem w swojej wizji.
Starszyzna wydawała się być zaskoczona. – Ach tak? – zapytał jeden z nich. – Co takiego?
– Widziałem tam siebie – odpowiedział Wyrocznia. – Byłem tam, w namiocie w obozowisku. Zabrano mnie na wojnę.
Jego słowa wywołały natychmiastowe oburzenie, jeszcze większe niż to, gdy Kai wszedł do sali. Uczeni Królestwa Powietrza wstali, krzycząc, że nikt nie może wystawiać Wyroczni na takie niebezpieczeństwo. Starszyzna wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Cisza! – jeden z nich w końcu się odezwał, nim zwrócił do Wyroczni: – Widziałeś siebie? Na wojnie?
– Tak? – Wyrocznia zamrugała bezbronnie w ich stronę. – Widziałem, że jestem wam tam potrzebny. To ważne bym był zabrany z wami.
– Ale dlaczego? – zapytał starszy desperacko.
Luhan spojrzał w podłogę, trzepocząc rzęsami. – Nie Widziałem, jaki mam tam cel – odparował – tylko tyle, że musicie mnie ze sobą zabrać.
Starszyzna nie wiedziała, co zrobić. Suho widział, jak bardzo ich pragnienie ochrony Wyroczni za wszelką cenę kłóci się z ich potrzebą podążania wedle wizji. Osobiście nie chciał, by zabierali ze sobą wyrocznię; ostatnie czego potrzebowali to kogoś, kogo będą musieli strzec, i oczywiście jego świta też będzie musiała z nim iść, ale wiedział, że jeśli Królestwo Powietrza powie, że Luhan idzie z nimi, to nie będzie miał za dużo do gadania.
– Wyrocznia to przewidział – wymamrotał jeden ze Starszych – niechaj tak więc się stanie.
– Ale zabierać Wyrocznię na wojnę—
– Nie będzie w niej uczestniczył – zaargumentował pierwszy. – Zabierzemy go ze sobą, ale nie będzie miał prawa zbliżenia się nawet na odrobinę do pola bitwy. Tak makabryczne sceny mogłyby źle wpłynąć na zdolność jego Widzeń, a i tak niebezpieczeństwo jest ogromne.
Suho mógłby przysiąc, że Wyrocznia wywrócił oczami w swojej „wizyjnej części” siebie, ale gdy spojrzał na niego siedział wyprostowany, dłonie niewinnie splatał na kolanach. Suho uniósł jedną brew, ale wrócił spojrzeniem do Starszyzny, którzy zamykali spotkanie, dając instrukcje do pakunku i wyruszenia w drogę o poranku.
Suho podniósł się, powtarzając sobie w myślach, co musi zrobić, by być gotowym jutro o czasie. Obok niego, Kyungsoo również wstał, ale o wiele wolniej. Wydawał się być jeszcze bardziej blady, niż kiedy wchodzili na rozpoczęcie spotkania. Suho poklepał go po ramieniu. – Potrzebujesz pomocy w pakowaniu? – zapytał. – Będę rad, jeśli mógłbym cie pomóc.
Kyungsoo potrząsnął głową. – Nie – odpowiedział cicho. – Dam sobie radę.
Suho skinął głową, nie bardzo wiedząc jak pomóc Kyungsoo. Zauważył też, od kiedy wspomniał mu o tym Tao, że Kyungsoo wygląda na zmęczonego. Chciał wymyślić coś, co mogłoby mu pomóc, ale ostatecznie się poddał. Kyungsoo zaś, nie chciał chyba o tym rozmawiać.
Zza rogu wyłoniła się postać. Suho obejrzał się, by ujrzeć Tao, czekającego na zaproszenie do rozmowy. – Lordzie Suho – powiedział, kiedy zorientował się, że jego spojrzenie spoczywa na nim, kłaniając się głową. Suho zrobił to samo. – Książe Kyungsoo – dodał Tao, kłaniając się w jego stronę.
Kyungsoo zawahał się, ale skłonił głowę. Na jego twarzy było wymalowane przerażenie. Suho zastanawiał się, czy to przez ogólną pozycję Tao w Królestwie Powietrza czy może jednak sprawczynią była cała aparycja Tao. Najprawdopodobniej to drugie.
– Proszę mi wybaczyć – odezwał się Tao, zwracając do Suho – spotkanie nie potoczyło się tak, jak powinno. Przepraszam w imieniu swojego ludu za sytuacje, których świadkami być musieliście.
– Nic się nie stało – odpowiedział Suho – ale to nie nas powienienes przepraszać. Książę Ciemności nie powinien być traktowany w taki sposób. Wasza Starszyzna jest nazbyt przewrażliwiona, powinni odrobinę się zrelaksować, zanim zaskoczy ich zawał serca.
Twarz Tao nie drgnęła, ale za to oczy Kyungsoo zamieniły się w dwie ogromne kule. – Nie uważasz tak samo, Książe Kyungsoo? – dogryzał Suho.
Kyungsoo zaczerwienił się. Spojrzał na Tao i oblizał nerwowo wargi. – Uważam, tylko że powinieneś bardziej zważać na to jak o kim mówisz – powiedział, niemal sycząc w stronę Suho, jakby to miało sprawić, że Tao niczego nie usłyszy.
– Doprawdy? – Suho uśmiechnął się. – Wydawało mi się, że przed chwilą nazwałeś ich pomarszczonymi, przepełnionymi nienawiścią debilami.
Kyungsoo wyglądał tak, jakby miał się zapaść pod ziemię. Nie miał nic na swoją obronę, mamrotał coś niewyraźnie, patrząc z przerażeniem w stronę Tao, którego wyraz twarzy nie zmienił się ani na sekundę. W końcu Tao przemknął wzrokiem po sali, w której zostało już niewiele osób i powiedział: Nawyraźniej już czas na obiad. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
– To znaczy, że jesteśmy zaproszeni – powiedział Suho, szturchając Kyungsoo w ramię, gdy się odkręcał.
– Nie rozumiem skąd to wiedziałeś – powiedział zrezygnowany Kyungsoo. – Dlaczego każdy wie o co chodzi Królestwu Powietrza, tylko nie ja?
Suho roześmiał się. – Ja nie wiem. Rozumiem tylko Tao.
Kyungsoo westchnął, zmarnowany i całą trójką razem udali się w stronę sali jadalnej.