Zodiak – 3
3/30
oryginał: Zodiac
autorzy: black_goose, umbrela
OPIS: Wyrocznia widziała zjednoczoną Dwunastkę. Do Królestw zbliża się wojna. Musimy przygotować się do bitwy.
Kyungsoo
był zmęczony i rozdrażniony, podróż gondolą nie należała do jego ulubionych
zajęć. Większość swojego życia spędzał pod ziemią, dlatego podróż w powietrzu,
gondolą, która nie miała barierek po bokach i niczego pod sobą, nawet wody,
była dla niego prawdziwą próbą nerwów. Nawet, kiedy dotarli do portu i dwiema
stopami stał już na trwałym lądzie, to wciąż czuł się nieswojo. Nie miał pod
sobą prawdziwej, brzmiącej pod podeszwą ziemi, a raczej marną imitację brudu,
przez co czuł się niezmiernie bezbronny. Nie był nawet pewny, czy na takiej
ziemi mógłby wykorzystać swoje moce fechmistrza, wydawała się taka delikatna.
Kiedy
przybył, jeden ze strażników wręcz napadł na niego, ale Kyungsoo był tak
pochłonięty wmawianiem sobie, że ziemia pod nim nie rozstąpi się i nie spadnie
on w otchłań, że ledwo rejestrował mamrotanie służby. Wyłapał jedynie sens
wypowiedzi: musiał niezwłocznie dołączyć do jakiegoś spotkania. Kyungsoo
zamrugał. Nie miał pojęcia, że go oczekują.
Podążał
za sługą w głąb miasta, a stamtąd do pałacu, idąc długimi korytarzami z
ogromnymi oknami, które przepuszczały zbyt wiele światła. Cały monumentalny
budynek go przytłaczał. Był przyzwyczajony do życia w ciasnych pomieszczeniach,
całkowicie pozbawionych dostępu do światła. Kiedy dotarli na spotkanie, przez
kilka sekund nie rozumiał, co się wokół niego dzieje, przez co w ogóle nie
rozpoznał dowódcy Fechmistrzów Wody, który podszedł, by się z nim przywitać.
–
Kyungsoo – odezwał się Suho, brzmiąc wesoło, poklepał go po plecach – nie
miałem pojęcia, że się zjawisz.
–
To w zasadzie niezaplanowane przybycie. Nie miałem nawet czasu, by wysłać
kruka. – Odchrząknął i spojrzał na Starszyznę na podeście. Nigdy wcześniej nie
widział ich w takiej liczbie. Wszyscy mieli ponury wyraz twarzy. Ukłonił się im
lekko.
–
Gdzie są twoi generałowie? – warknął jeden z nich. – Wolelibyśmy porozmawiać z
twoim dowódcą, a nie z żołnierzykiem.
Kyungsoo
zamrugał. – Ja jestem Najwyższym Dowódcą Fechmistrzów. – Po sali rozeszły się
stłumione mamrotania. Kyungsoo walczył ze sobą, by się nie skrzywić. Nie
wyglądał tak, jak przystało na Najwyższego Dowódcę Fechmistrzów Ziemi,
doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był za niski, zbyt delikatny z wyglądu.
Był również brudny, stał w ubraniach z podróży, które zwyczajowo nosili
rzemieślnicy. Arystokracja Powietrza była odziana w warstwowe, lekkie jak
mgiełka materiały, z haftami srebrną nicią, ale królestwo Kyungsoo rzadko kiedy
bawiło się w taką finezyjność. Próbując wyglądać na choć trochę ważniejszego,
wyprostował się, spostrzegając ze strachem, że przez wyczerpanie sił, cały czas
się garbił. – I jestem synem Władcy Królestwa Ziemi.
Obok,
Suho parsknął nieznacznie, szybko maskując to szuraniem butów o posadzkę,
udając, że kicha. Kyungsoo posłał mu zakłopotane spojrzenie.
–
Czy reszta twojego ludu rozgościła się już w naszych kwaterach? – zapytał jeden
ze Starszych, tym razem znacznie uprzejmiej. – A co z twoimi doradcami i resztą
generałów?
–
Och – powiedział Kyungsoo, czując ucisk w żołądku. – Cóż, bo widzicie, obawiam
się, że jestem jedynym, który przybył. – Czuł, jak nerwowy uśmiech rozciąga
jego usta. Modlił się, by nie przypominał szaleńca.
–
Tylko ty? – zapytał mężczyzna, stojący obok podestu Starszyzny, miał ciemne
włosy i raczej przerażający wyraz twarzy. – Królestwo Ziemi przysłało tylko
ciebie?
–
Tak naprawdę, to mnie nie przysłali –
odpowiedział Kyungsoo. – Zgłosiłem się, by tutaj przyjść. Mój… Król nie mógł
poświęcić żadnego ze swoich mężczyzn.
W
przeciągającej się ciszy, która nastąpiła po jego oświadczeniu, mógł przysiąc,
że słyszał słabe trzeszczenie od strony okna, ale kiedy odwrócił się, nic tam
nie było. Biorąc pod uwagę to, że znajdowali się około pięciu pięter nad
ziemią, mógł się tego spodziewać. Musiał sobie to zmyślić.
–
Więc jesteś tylko ty? – zapytał znowu ktoś ze Starszyzny, słabo, jakby nie mógł
w to uwierzyć.
–
To zniewaga – ze złością krzyknął inny członek Rady Starszych, nachylając się w
krześle do przodu, myśląc, że takim spojrzeniem skierowanym w stronę Kyungsoo
mógłby zmienić sytuację. – Prosiliśmy o pomoc króla, nie mógł od tak zignorować
wojny.
Kyungsoo
zdecydował, że nie wspomni o tym że dokładnie to chciał zrobić jego ojciec. –
Cóż, ale jestem ja – powiedział. – Jestem Najwyższym Dowódcą Fechmistrzów,
następcą tronu, może nie nie jestem doświadczony w wojnie, ale wciąż posiadam
szkolenia w innych dziedzinach. Na pewno się wam przydam.
–
Od zarania dziejów Królestwo Ziemi nie ingerowało w żadne wojny – zauważył
Suho. – Nie możecie być zaskoczeni, że nie przysłali żadnych posiłków.
–
Wyrocznia widziała dwunastu – powiedział groźnie jeden ze starszych. – Ta wojna
nie wyklucza Królestwa Ziemi.
Suho
nie odpowiedział. Wspomnienie o Wyroczni nie wywołało na nim żadnego wrażenia.
Kyungsoo wzruszył ramionami. – Jestem tylko ja – powiedział. – Przykro mi.
Żaden
ze Starszyzny nie był tym zachwycony, ale nikt już tego nie skomentował.
Kyungsoo usiadł obok Suho, mając nadzieję, że mógł to zrobić, wypuszczając
powietrze z ulgą, kiedy nikt mu nic nie powiedział. Wysoki, ciemnowłosy
chłopak, stojący na podwyższeniu patrzył na niego z grymasem, co było w pewnym
stopniu przerażające. Kyungsoo starał się na niego nie patrzeć.
Jeden
ze Starszych odchrząknął po tym, jak ucichły wszelkie szmery, gdy ludzie
usadawiali się na swoich miejscach. – Zwołaliśmy to spotkanie głównie po to, by
przekazać wam ważne informacje, których nie mogliśmy powierzyć posłańcom. Tak
jak pisaliśmy w listach, mamy informatora z Królestwa Ognia, któremu udało się
stamtąd uciec z początkiem agresji. Wprowadzić go do środka! – warknął do
strażnika, który popędził za drzwi.
W
jednej chwili strażnik był już z powrotem, a za nim podążał młody mężczyzna ze
wzrokiem wbitym w podłogę. Ubrany był w szaty Królestwa Powietrza, ale nie były
one na niego dopasowane. Kyungsoo prześledził wzrokiem dłonie chłopaka,
wypuszczając stłumiony okrzyk, kiedy dostrzegł zdobienia biegnące na gładkiej
skórze. Suho również się wzdrygnął, dodając jedno do drugiego.
Fechmistrz
Wody wstał, wskazując ręką na jeńca. – To
jest wasz informator? W listach pisaliście, że denuncjator to
rozhisteryzowana przekupka, a nie ukochany Feniksa – powiedział z nutą złości w
swoim głosie. – On jest fechmistrzem.
– I to cholernie dobrym, pomyślał
Kyungsoo, jeżeli plotki mówiły prawdę.
Starszy
machnięciem dłoni zbył słowa Suho. – Jego umiejętności fechmistrza nie są
istotne, a tym bardziej, jaką pracę wykonuje w pałacu Feniksa. – Uśmiechnął się
pogardliwie, wymawiając słowo praca,
jakby było ono zatrute. – To, co jest najważniejsze, to informacje, jakie ze
sobą przyniósł.
Baekhyun
nie podniósł głowy podczas tej wymiany zdań. Kyungsoo wzdrygnął się na myśl, że
najprawdopodobniej mężczyzna zdążył się już przyzwyczaić do takiej zniewagi.
Królestwo Powietrza było bardzo rygorystyczne, jeżeli chodziło o czystość krwi,
a Kyungsoo wiedział, z jakiej rodziny wywodził się Baekhyun, jednak to wcale
nie tłumaczyło takiego traktowania. Nawet, jeśli nie mogli przymknąć oka na
jego status krwi, to należał mu się szacunek ze względu na jego umiejętności fechmistrza.
–
Mów – zażądał Starszy, siadając znowu na krześle.
Baekhyun
wziął głęboki oddech, co echem rozniosło się po ogromnym, przepełnionym ciszą
pomieszczeniu. – Spaliśmy – powiedział, jego oczy nerwowo przemknęły po Radzie
Starszych, jakby w obawie przed wspomnieniem, kim był dla Feniksa. – Było…
spokojnie. Chan… Feniks obudził się, co zbudziło również i mnie. Wiedział, że
coś było nie tak, więc zapalił jedną z lamp. W komnacie było kilku mężczyzn,
ubranych na czarno. Zaatakowali go pierwszego, uderzyli czymś w głowę, nie
widziałem dokładnie czym, dopóki nie stracił przytomności, a potem skierowali
się ku mnie. – Kolejna pauza i głębokie westchnięcie. – Nie próbowali mnie
ogłuszyć, oni chcieli mnie zabić. Chwilę zajęło, zanim obudziłem w sobie swoje
moce, nie miałem czasu, żeby się obronić. Jeden z nich, kiedy zeskakiwałem z
łóżka przypalił mi całe plecy. Jestem
pewien, że zjawili się, by porwać Chanyeola, a że nie mogłem z nimi walczyć,
wyskoczyłem przez okno, by znaleźć jakąś pomoc.
Kyungsoo
usłyszał, jak jeden z niższej rangi arystokratów wyszeptał coś złośliwie. Fechmistrz
Ziemi nie był w stanie wszystkiego zrozumieć, ale wychwycił słowo tchórz. Zawrzała w nim złość.
Jeśli
Baekhyun usłyszał to, nie dał tego po sobie poznać. – Kiedy znalazłem się już na
zewnątrz, zorientowałem się, że to coś większego niż zwykłe porwanie. Wszystko
stało w płomieniach, nie mogłem znaleźć żadnej żywej istoty… – uciął,
orientując się, że zaczyna brzmieć jak histeryk.
–
Wszystko w porządku – powiedział cicho Suho. – Mamy czas, uspokój się.
Baekhyun
posłał mu wdzięczne spojrzenie i poświęcił chwilę, by się pozbierać, nawet jeśli Starszyzna zaczęła się już wiercić ze zniecierpliwienia. – Wszyscy byli
martwi – powiedział Baekhyun, o wiele spokojniej. – Całe miasto płonęło.
Biegłem, udało mi się znaleźć konia, który uciekł ze stajni w tym chaosie.
Cwałem dotarłem do kolejnego miasta z nadzieją, że przyślą pomoc. Ale… –
Zamknął oczy. – Kolejnego miasta też już nie było – wyszeptał. – I kolejnego, i
kolejnego.
– Nie było? – zapytał jeden z generałów Królestwa Wody. – Jak to możliwe, że
wszystkie zniknęły? – zapytał.
–
Były zrównane z ziemią – powiedział Baekhyun. Jego głos się załamywał, mówił
już prawie szeptem, ale w tak akustycznym pomieszczeniu wciąż dało się go
usłyszeć. – Po prostu… spłonęły. Dalej uciekałem, chcąc odnaleźć pomoc, kogokolwiek, ale byłem zraniony, nie miałem
nawet czasu, by sprawdzić jak głębokie są rany na moich plecach, całkowicie o
nich zapominając. Przekroczyłem granicę, nawet o tym nie wiedząc i, chwilę
potem, zemdlałem.
–
Zabrał go jeden z naszych hufców wojskowych, który odbywał rutynową wyprawę
inwigilacyjną na granicy – wtrącił jeden ze Starszych. – Minęło kilka dni,
zanim rozpoznaliśmy zdobienia na rękach, i kolejnych kilka, zanim był w stanie
powiedzieć nam, co się stało.
–
Byłem chory, z gorączką – powiedział Baekhyun, prawie przepraszająco. – W moje
rany weszło zakażenie.
Kyungsoo
skalkulował wszystkie informacje w głowie. – Więc, kto to zrobił? I dlaczego Królestwo
Ognia wszczęło przeciwko nam wojnę?
Baekhyun
znowu opuścił głowę. – Nie posiadam takich informacji, mój panie.
Radca
skinął głową. – To wszystko, czego od ciebie chcieliśmy. Jesteś oddelegowany. –
Baekhyun ukłonił się szybko i wyszedł, co Kyungsoo skomentował kolejnym,
bezgłośnym sapnięciem.
–
Nie powiedzieliście mu o niczym, czego dowiedzieli się wasi zwiadowcy? –
zapytał ostro Suho.
–
Nie musi o niczym wiedzieć – powiedział twardo Starszy. – Jest niewolnikiem.
–
Jest fechmistrzem – odpowiedział Suho.
–
Jest fechmistrzem, którego rodzice byli niewolnikami.
–
Służbą pałacową.
Jeden
ze starszych machnął dłonią. – Dla nas to jedno i to samo – powiedział – mamy
wiele innych rzeczy do przedyskutowania, niewolnik Feniksa nie jest istotny.
Kyungsoo
nie zgadzał się z tym, że Baekhyun nie był dla nich ważny, przecież to on
przekazał im istotne informacje. Biorąc pod uwagę to, jak niewiele przecieka z
Królestwa Ognia do innych nacji, to gdyby nie Baekhyun, nie mieliby pojęcia, że
od trzech miesięcy szykują atak.
–
Feniks, jak wiemy, został porwany i wnioskując z opowieści jego niewolnika, to stoją
za tym Fechmistrzowie Ognia. – Starszy, siedzący na głównym miejscu odezwał się
po raz pierwszy. – To, co możemy poskładać w jedną całość prowadzi nas do
uwierzenia, że Feniks jest przetrzymywany przez królestwo Ognia, ale dlaczego,
tego wciąż nie wiemy.
Kyungsoo
zastanawiał się nad tym. – Co chcą przez to osiągnąć? Skąd wiemy, że to przejaw
agresji wojennej, a nie rodzaj rewolucji domowej?
–
Wędrują po swoich najdalej wysuniętych terytoriach, zbierając wojsko. Jedyne
miejsce, w które najprawdopodobniej chcą uderzyć, to właśnie północ. I, z
jakiegoś, nieznanego nam powodu, spalili wszystkie miasta na północnej granicy,
co utrudnia nam zebranie wiadomości szpiegowskich.
–
Dlaczego spalili swoje własne miasta? – wyszeptał Kyungsoo, kompletnie
przerażony.
–
Nie jesteśmy pewni, ale spekulujemy, że calem było całkowite wybicie ich
własnej rasy. Nie wiemy tylko, po co.
– Naprawdę – odezwał się inny ze Starszyzny – to może wyglądać jak pewien rodzaj
rewolucji lub buntu, ale zbieranie oddziałów daje nam do myślenia. To jest coś
poważniejszego. Jak bardzo i w jakim kierunku, nie wiemy.
–
Czy mamy jakiekolwiek informacje o tym, jak silna jest ich armia? – zapytał
Suho.
–
Wciąż rekrutują nowe oddziały – odezwał się jeden ze Starszych. – To zależy od
tego, jak wiele ich zewnętrznych nacji zgodzi się im pomóc – zaśmiał się ponuro.
– Nie widzę powodu, dla którego mieli by to robić, zważywszy na to, że nie mają
po co wszczynać wojen, ale coś czuję, że i tak się zgodzą. Królestwo Ognia ma
swoje sposoby, by osiągnąć niemożliwe.
–
Najważniejsze – wtrącił inny przełożony – że przetrzymują Feniksa w ich
stolicy. Czy słyszeliście już o Przepowiedni Wyroczni?
–
Tak – powiedział Suho. Kyungsoo wychwycił lekką ulgę w jego głosie. – Dwunastka
ma się zjednoczyć. Ale nie wiecie, kto jest tą dwunastką.
–
Wyrocznia widziała, że Feniks należy do dwunastu – odpowiedział ciężko Starszy.
Jego
słowa powitała cisza. Kyungsoo spojrzał na Suho, który pocierał swoje czoło, na
jego twarzy gościł grymas. – A ponieważ Feniks przebywa na terenie Królestwa
Ognia, to? – zapytał Suho, zmuszając Starszyznę, by powiedziała, o co dokładnie
im chodzi.
–
Królestwo Ognia przetrzymuje jednego z Dwunastu i przygotowuje się do wojny
przeciwko nam. Nie możemy do tego dopuścić. Musimy uwolnić Feniksa i
przeciągnąć na naszą stronę.
Suho
upadł na siedzenie. – Dostałem migreny – wymamrotał, tak że tylko Kyungsoo go
usłyszał. Książę przewrócił oczami, zgadzając się z Suho. Choć musiał przyznać,
że Starszyzna dobrze to wymyśliła. Pomijając te wszystkie, głupie zabobony, w
jakie wierzyła ludność powietrza, Feniks musi
zostać odebrany Królestwu Ognia. Kyungsoo nie wiedział, czy wierzy w to, że
był on częścią Dwunastki czy może jednak Dwunastka była tylko starą legendą,
ale, nawet jeśli nie ma żadnego proroctwa, to Feniks był nadzwyczajnie potężnym
fechmistrzem.
I, pomyślał
Kyungsoo, jeśli ktoś z fechmistrzów w
tych czasach miałby być legendarnym z Dwunastu, to na pewno byłby to Feniks.
Ale jeśli nim jest, to gdzie pozostała jedenastka? Kyungsoo potrząsnął
głową. Nie powinien teraz rozmyślać nad przepowiedniami, ale skupić się na
prawdziwych faktach.
Spotkanie
zakończyło się chwilę potem, nie było już niczego do omówienia. – Jesteście wszyscy zmęczeni po podróży,
opracujemy strategię jutro – powiedział jeden ze Starszych, całe towarzystwo
przytaknęło.
Kyungsoo
cieszył się, że spotkanie dobiegło końca, zeskakując wesoło na dwie stopy z
miejsca, na którym siedział. Suho odezwał się do niego: – Porozmawiamy później?
Jestem zbyt zmęczony, by dotrzymać ci teraz godnego towarzystwa.
Kyungsoo
skinął głową. – Doskonale cię rozumiem. – Po tym, Suho go opuścił, odprowadzany
przez swoich generałów. Jeden ze służby podszedł do Kyungsoo, kłaniając się z
szacunkiem. – Wasza Wysokość – odezwał się cicho – gdybyś był tak łaskawy i
podążał za mną, pokażę komnaty, które zostały przygotowane z myślą o tobie.
Kyungsoo
uniósł brew; nie ma mowy, żeby wiedzieli, że przybędzie, tak więc przygotowane
pokoje trochę go zaskoczyły. Szedł za sługą wzdłuż białych korytarzy, dopóki
nie zatrzymali się przed ogromnymi drzwiami z jasnego drewna.
Wszedł
do środka ogromnej sypialni, udekorowanej na biało, czego mógł się spodziewać.
Ogromna ilość zwiewnego materiału opadała z sufitu na łoże, sprawiając tym
samym wrażenie niematerialności. W pomieszczeniu było tak jasno, że Kyungsoo
był pewien, że nie będzie mógł spokojnie zasnąć. Oddelegował służbę i opadł
plecami na materace, pozwalając swoim oczom się zamknąć.
Skrzywił
się i podniósł do siadu. – Nie podoba mi się – powiedział w przestrzeń pokoju.
Wstał, podłoga pod jego stopami nie była wystarczająco solidna. Po przeszukaniu
alkierza, w końcu odnalazł swój bagaż, nadal wypchany jego ubraniami i
śpiworem. – Wolałbym już spać na nierównej ziemi, niż na jej imitacji –
wymamrotał sam do siebie, zarzucając plecak na ramiona. Wiedział, że to, co
robi jest głupie, ale był zbyt zmęczony, by się tym przejmować. Chciał tylko
poczuć ciepło ziemi.
Złapał
gondolę, zmierzającą ku dołowi i, kiedy z niej wyszedł, odetchnął z ulgą.
Złączył się swoimi zmysłami z podłożem, odprężając się, kiedy poczuł solidność
gruntu. Turlanie się po ziemi przed innymi byłoby najprawdopodobniej
nieprzyzwoite, tak więc Kyungsoo przeszedł od doku wąską ścieżynką w głąb lasu.
Nie
szedł długo, a natrafił na druga stronę lasu z ogromną połacią trawy i
stykającymi się z nią skałami. Zsunął plecak i odetchnął, rzucając się wesoło
na trawę. Był tam zaledwie chwilę, a usłyszał nieznany mu głos. Usiadł,
nasłuchując. Wyglądało na to, że dochodził on z drugiej strony skał. Zaczął się
czołgać, chcąc usłyszeć więcej.
–
Co masz na myśli, że nie widziałaś? – Głos brzmiał na rozbawiony. – Jego twarz
wyróżniała się ze wszystkich. Za każdym razem, kiedy ktoś mówił „niewolnik”,
jego usta robiły takie coś, jakby
ktoś pociągnął jego górną wargę i zaczął nią szarpać. Sam nie wiem, jak to
możliwe, że się tak poruszała, naprawdę.
Kyungsoo
dotarł do skał i wychylił się lekko. Głos należał do chłopaka, który wyglądał
na równego wekiem Kyungsoo. Miał ciemne włosy, złotą, opaloną cerę i cały
ubrany był na czarno. Wyglądało, że rozmawiał z kamieniami, wymachując z
przejęciem rękoma.
Okej, pomyślał
Kyungsoo, myślę, że lepiej będzie, jak
znajdę jakąś łąkę bez szalonego faceta.
Poczuł
łaskotanie na swojej łydce, spojrzał w dół, by zobaczyć coś cienkiego, co wiło
się wokół jego nogi. – WĄŻ – wykrzyczał Kyungsoo, wymachując nogą. Zaczął
fanatycznie pocierać własną łydkę, ale wąż wciąż się wspinał. Przyjrzał się mu
uważnie i stwierdził, że miał zbyt dziwny kształt, a co gorsza, nie miał końca, stawał się coraz grubszy
i pierwsze, co przyszło Kyungsoo na myśl było: O mój Boże, gigantyczny wąż, ale potem zauważył, że łączył się on w
całość w kamieniami.
–
Uch – odezwał się opalony chłopak. Kyungsoo podniósł wzrok, orientując się, że
w przypływie paniki wyszedł zza skał i był teraz na widoku.
–
Wąż – powiedział słabo, wskazując palcem.
–
Smok – powiedział opalony chłopak, uśmiechając się. Wyciągnął rękę i poklepał
skały, które potem się poruszyły. Kyungsoo
znowu zaczął krzyczeć, chcąc rzucić się do ucieczki w głąb lasu, gdzie kamienie
nagle nie zaczynały same się poruszać, tylko po to, by niekończący się, dziwny
wąż owinął jego kostki, tak że Kyungsoo upadł na ziemię, w czasie wyciągając
przed siebie dłonie, ratując się przed większymi ranami.
Kyungsoo
wciąż próbował uciekać, ale wtedy nagle pokrył go cień. Przewrócił się, powoli podnosząc
wzrok. Ogromna morda wpatrywał się w niego z góry. Fechmistrz wydał z siebie
dziwny odgłos i smok dmuchnął mu ciepłym powietrzem prosto w twarz.
Zaraz zostanę ugrillowany,
o mój boże,
pomyślał Kyungsoo, zaciskając mocno powieki, przygotowując się na najgorsze. I
wtedy cień zniknął, jego powieki stały się czerwone i, przez chwilę, Kyungsoo
myślał, że to dlatego, że uderzył w niego ogień, ale kiedy otworzył jedno oko,
okazało się, że smok wrócił na swoje poprzednie miejsce, zabierając ze sobą
cień.
–
Jesteś Fechmistrzem Ziemi – odezwał się opalony chłopak, kiedy Kyungsoo z
trudem się podniósł, jego twarz paliła go ze wstydu. – Widziałem cię na
spotkaniu.
Kyungsoo
zmarszczył brwi. – Nie było cię na spotkaniu – powiedział – jak mogłeś mnie
widzieć?
–
Tylko dlatego, że mnie tam nie było, nie oznacza, że cię nie mogłem widzieć –
odpowiedział chłopak. Przekrzywił lekko swoją głowę, oceniając Kyungsoo. –
Myślałem, że Fechmistrzowie Ziemi są wysocy i umięśnieni.
–
Przepraszam, że cię zawiodłem – odgryzł się Kyungsoo. Jego kolana wciąż lekko
drżały, a smok patrzył się na niego, nie mrugając. – Skąd wziął się tutaj smok?
Dlaczego rozmawiałeś ze smokiem?
Chłopak
wciąż wpatrywał się w niego marzycielsko. – Ten smok jest o wiele lepszym kompanem
niż większość ludzi z unoszącego się miasta – odezwał się w końcu. –
Mądrzejszym też. – Smok wydał z siebie warkot i chłopak odwrócił głowę, by na
niego spojrzeć, po czym lekko zmarszczył czoło. Po chwili wymiany spojrzeń,
opuścił wzrok na trawę, widocznie zawiedziony. – Chociaż, czasami potrafi być
naprawdę głupia – wymamrotał. Smok znowu warknął i uniósł ogon, uderzając nim
lekko w głowę chłopaka, po czym podniósł się, przenosząc na drugą stronę łąki.
Kyungsoo
zawiesił się na chwilę. – Kim jesteś?
Chłopak
spojrzał na niego z czymś zbliżonym do żalu. – Kai. – Kyungsoo zamrugał, nie
mogąc przypomnieć sobie takiego imienia. – Mroczny Jeźdźca – rozwinął.
–
Ach – powiedział Kyungsoo. – Ach –
dodał, automatycznie się cofając. On to zawsze miał szczęście. Jego pierwszy
dzień w Królestwie Powietrza i dziwnym trafem udało mu się natrafić na nikogo
innego, jak najgroźniejszą istotę na świecie. Chociaż nie wiedział, że Książę
Cieni jest taki młody; za każdym razem, kiedy słyszał o nim opowieści,
wyobrażał go sobie jako starego, pomarszczonego już dziadka.
Coś,
od dłuższego czasu, stukało go w głowę, a kiedy się odwrócił, znowu zobaczył
ogon smoka. Sam smok był odwrócony do niego tyłem, jednak ogon rozciągał się
przez całą długość łąki i dokuczał mu.
Kai
powiedział coś, kiedy Kyungsoo męczył się z natrętnym ogonem. – Co? – zapytał
Kyungsoo. – Nie usłyszałem, bo napadł mnie ten smoczy ogon. – Zapauzował. – O mój boże. – Upadł ciężko na trawę,
robiąc bardzo żałosny odgłos, którego najprawdopodobniej będzie się później
wstydził.
–
Mówiłem – zaczął Kai – że smok chce, bym powiedział ci, że nie jestem diabłem.
Kyungsoo
roześmiał się nerwowo. – Oczywiście, że ci powiedział – wyszeptał łamiącym się
głosem Kyungsoo. Złapał się dwiema rękoma za głowę. – Będę udawał, że to tylko
przerażający, zawstydzający sen i nic nie jest prawdziwe, choć czuję, jak moja
głowa rozdziera się w pół. – Co działo się naprawdę. Czuł wcześniej ból głowy
spowodowany zmęczeniem i stresem, ale przekształcił się on teraz w coś
okropnego. Tak, jakby coś o wiele za dużego próbowało zmieścić się w jego
głowie, coś kłującego.
Kiedy
w końcu podniósł wzrok, twarz Kaia zbladła, choć nie wyrażała żadnych emocji.
Kyungsoo zastanawiał się, czy powiedział coś nie tak, co spowodowałoby gniew
Pana Cieni, przed którym nie zdołałby się obronić, ale nic takiego się nie
stało.
W
jego głowie ukuło coś niewyobrażalnie narowistego, przez co nie kontrolując
się, krzyknął z bólu. – Musisz stąd iść – powiedział szorstko Kai. Posłał
smokowi spojrzenie. – Teraz.
Kyungsoo
pomyślał, że to zdecydowanie dobry pomysł. Jeśli Kai i jego smok lubili to
miejsce, to nie mógł tutaj dłużej przebywać. Jego nogi były jak z waty, ale zdołał
odejść. Obejrzał się dookoła, w poszukiwaniu swojego plecaka, którego jednak
nigdzie nie było widać.
–
Oddaj mu to – powiedział Kai, a Kyungsoo odwrócił się, by na niego spojrzeć.
Chłopak wpatrywał się w smoka, który, o dziwo, westchnął, brzmiąc bardzo ludzko, i odsunął wielką łapę, która
zasłaniała tobół.
Kyungsoo
posłał nerwowe spojrzenie w stronę Kaia i odzyskał swój plecak. W pośpiechu
wycofał się z polany, z powrotem ku okropnym gondolom. Im dalej był od łąki,
tym szybciej ustępował ból głowy, jakby uwarunkowany ruchem fizycznym.
A może to jest jego
moc,
pomyślał Kyungsoo. Może umie on roztaczać
ból. Oparł się o ławkę, na której obecnie siedział, dziękując za ustępującą
dolegliwość, mając nadzieję, że już więcej nie będzie musiał spotkać Mrocznego
Jeźdźcy.
Chen
nie odezwał się ani słowem, gdy wraz z innymi, przynależącymi do niższych
Frakcji Królestwa Ognia fechmistrzami był prowadzony do sali konferencyjnej.
Nie chciał uczestniczyć w tym spotkaniu, ale to był jego obowiązek, jako
Dowódcy Fechmistrzów Światła. Kolegium również zachęcało go do wzięcia udziału
w tym spotkaniu, utrzymując, że musi dać Królestwu Ognia szansę na
wytłumaczenie, dlaczego potrzebują ich, jako sojuszników i dopiero wtedy podjąć
decyzję. Chen nie miał zamiaru pomagać w tej wojnie, ale wiedział, że kolegium
miało rację.
Rada
wojskowa została rozpoczęta, kiedy weszli do środka, fechmistrzowie zasiedli
wokół ogromnego, okrągłego stołu. Kiedy wszyscy już zajęli swoje miejsca,
dowódca wojska Ognia oparł swoją brodę na złączonych palcach, mówiąc: – Więc,
czy mieliście już okazję, by podjąć decyzję o możliwej pomocy w wojnie? – Jego
głos był spokojny i uprzejmy.
–
Propozycja nagrody terytoriami, które zdobędziemy po zwycięstwie nadal
aktualna, czy nie mylę się? – zapytał Dowódca Fechmistrzów z osady górniczej.
–
Oczywiście – odpowiedział generał, przechylając głowę.
Fechmistrz
usiadł z powrotem. – Mam mężczyzn, których mogę dla was poświęcić.
Później,
okazało się, że każdy po kolei cieszył się, że mógł wspomóc jednostki swoimi
ludźmi, z chęcią na zemstę i możliwe nagrody. Kiedy uwaga skupiła się na
Chenie, był pierwszym, i jak się okazało jedynym, który odmówił pomocy.
–
Mam zbyt mało ludzi – powiedział. – Zawsze żyliśmy w pokoju z innymi, więc
kilkoro fechmistrzów, jakich posiadam, nie jest wytrenowanych w walce, a nasi
zwykli żołnierze mają tylko podstawowe szkolenie koszarowe. – I, dodał w głowie, czy moi ludzie wyglądają na takich, którzy chcą umrzeć?
Generał
nachylił się nad stołem. – Rozumiemy twoje argumenty i twoją potrzebę nie
ingerowania w konflikty. W takim razie, może ty mógłbyś tutaj zostać, walcząc u
naszego boku. Słyszeliśmy, że twoje zdolności są niezwykłe. Najprawdopodobniej
z twoją pomocą nie będziemy potrzebowali już twoich fechmistrzów.
Chen
spuścił wzrok. – Nie mogę zostawić moich ludzi na ani chwilę dłużej, a ta wojna
zapowiada się na historyczną. Nie mogę zostać. Ale ja i moi ludzie będziemy
szczęśliwi, jeśli jest inny sposób, w jaki możemy pomóc, na przykład zbierając
zapasy żywnościowe.
Ekspresja
dowódców zamieniał się w chłodną, ale mimo to skinęli sztywno. – Nie
potrzebujemy zapasów, ale szanujemy twoją decyzję. Możesz odejść. – Chen wstał z
wdzięcznością i ukłonił się. Nie mógł jednak tak szybko opuścić tego miejsca.
Pędem
przemierzał korytarze pałacowe, z zamiarem dotarcia do stajni, by jak
najszybciej udać się w długą podróż do domu. Nie było go tam już zbyt długo,
czekając aż Rada zwoła spotkanie. Pakował swojej rzeczy na chybił trafił,
wpychając wszystko, co wystawało, po czym zarzucił plecak na ramiona. W
stajniach, parobek natychmiast osiodłał jego konia, otrzymując za to wysoki
napiwek.
Jechał
przez miasto, w stronę Północnej bramy, kiedy dwóch żołnierzy zastawiło drogę,
salutując mu i zatrzymując tym samych konia. – Wybacz, panie – odezwał się
jeden z żołnierzy. – Zostaliśmy poproszeni, by wręczyć ci panie wiadomość,
zanim opuścisz miasto.
–
Och? – Chen spojrzał na nich z ciekawością. – Gdzie ona?
Był
tak skupiony na dwójce przed nim, że w ogóle nie zauważył, jak ciosem od tyłu
zostaje obezwładniony. Z krzykiem spadł z konia, uderzając mocno o ziemię, tak,
że pozbawiło go to tchu. Kiedy spróbował wziąć oddech, w jego klatce piersiowej
rozszedł się ból, a obraz zaczął się kręcić.
Jeden
z żołnierzy przykucnął przy nim, szeroko się uśmiechając. – Wiadomość brzmi –
powiedział – generałowi jest bardzo przykro, ale będziesz dla nas walczył.
Nawet, jeśli będziemy musieli cię do tego zmusić.
Żołnierz
wstał, a w kolejnym momencie uniósł nogę, jego but mocno uderzył o policzek
Chena, odkręcając jego głowę w drugą stronę. Usta fechmistrza przepełniały się
krwią. Inni żołnierze chwycili go za nadgarstki, kiedy ten wciąż był
oszołomiony bólem i związali jego ręce. Nagle na głowę zarzucono mu ciężki,
czarny worek.
–
Zabierzcie go do podziemnych cel – odezwał się głos, zniekształcony przez gruby
materiał na głowie Chena. – Nie musicie być delikatni.
–
Tak jest – odpowiedział żołnierz z radością. Przód szaty Chena został mocno pociągnięty
i ktokolwiek to zrobił, ponownie rzucił Chenem o ziemię. Jego głowa spotkała
się z podłożem, rozsyłając ból po całej czaszce, łącząc go z tym od pleców.
Pochłaniała go już ciemność, kiedy brutalnie szarpnięto go ku górze.
– 4 –
Oh Pauline®
super rozdział, czekam z niecierpliwością na następny ^^ :*
OdpowiedzUsuńOMG, nareszcie nowy rozdział ! Dziękuję ! <3
OdpowiedzUsuń