6/05/2015

!? [9]



9/10
Oryginał: Interrobang
Autor: chaos-
Tytuł rozdziału: On wiedział | oryginał: He Knew

Kyungsoo przekonał kilka godzin temu Sehuna, by ten poszedł do domu. Powiedział mu, że zadzwoni do niego, jeśli cokolwiek się stanie. Sehun martwił się, że Kyungsoo nie będzie w stanie poradzić sobie z samotnością w szpitalu, ale starszy przekonująco popukał go w czoło i bardziej lub mniej zmusił go, by opuścił placówkę i poszedł odpocząć.

Kyungsoo ułożył głowę w swoich dłoniach i wziął głęboki oddech, jego oczy paliły od zmęczenia. Głośny trzask zaniepokoił mężczyznę, który teraz przepychał się pomiędzy lekarzami, którzy specjalnie mówili mu, kiedy ten wchodził do sali, gdzie zobaczył stojącego w złości Kaia, by poczekał na zewnątrz.  

– Jongin – powiedział Kyungsoo, jego głos był prawie szeptem, kiedy wciąż ignorował służbę szpitalną.

– Zabierz mnie do domu – zażądał słabo chłopak. – Czuję się już lepiej, chcę wrócić do domu.

Jego postawa, cóż, mówiła co innego. Miał podkrążone ciemnym kolorem oczy, a same gałki były mocno przekrwione, ledwo stał o własnych siłach. Nie wspominając już o tym, że krwawił w miejscu, z którego najprawdopodobniej oderwał dopływ kroplówki.

– Proszę pana, musimy pana zatrzymać jeszcze na około dwa dni. Potrzebujemy zrobić dodatkowe badania—

– Nie – przerwał Kai lekarzowi, mierząc go spojrzeniem. – Doskonale wiecie, co się dzieje i co się stanie. Można się było tego spodziewać, przecież już to przechodziłem. Doktorze, jeśli będę teraz… słabnąć, to chcę to zrobić w moim domu. Nie w obskurnym szpitalu, podczas gdy mój chłopak będzie czekał na zewnątrz sali, nie mrużąc ani na chwilę oka. Pan nie rozumie, jakie to ciężkie dla pacjenta i jego bliskich, bo jest pan tylko zwykłym doktorem, który nie przejmuje się tym, co się z nami dzieje. Jest pan tylko widzem, który ogląda najnowszą dramę. Ale przedstawienie skończone, idę do domu.

Kyungsoo przygryzł wargę, by powstrzymać krzyk, który tak bardzo chciał wydrzeć się z jego gardła. Jeśli Jongin może być silny, pomyślał, to ja nie mam prawa do płaczu. – Nic mi nie będzie, Jongin. Jeśli chcesz wyjść tylko dlatego, bo martwisz się o mnie, to pójdę do domu. Rób to, co jest właściwe dla twojego zdrowia—

– Przebywanie w tym szpitalu sprawi, że oszaleję, zanim mój mózg zdąży obumrzeć. – Kai nie kłopotał się z obsypywaniem swoich słów cukrem i Kyungsoo nie wiedział, czy powinien być szczęśliwy, bo Kai ma wystarczającą ilość siły, by wszczynać sprzeczki, czy powinien być zaniepokojony, bo jego chłopak szczerze już nie widział żadnej nadziei.

Bez względu na to, jak wyniszczona była postać Jongina, zebrał w sobie wystarczająco dużo energii, którą włożył w swój głos i skonfrontował się z lekarzem: – Po prostu powiedz nam co mamy zrobić, jeśli znowu zdarzy się coś takiego.

Lekarz nie chciał przystać na tę propozycję, ale Jongin zagroził, że zniszczy swoją salę i przestanie jeść. Nie mogli od tak go uspokoić lekami, bo to nie było dobre dla jego stanu zdrowia. W końcu się zgodzili (z wielką niechęcią) i dwójka zakochanych siedziała teraz skulona na ich kanapie, pośród wszechogarniającej ich ciszy.

– Przepraszam – powiedział delikatnie Jongin, za co Kyungsoo chciał trzasnąć jego głową o stolik do kawy, ale powstrzymał się, bo to nie było dobre dla stanu jego zdrowia i trochę też, to za bardzo go kochał żeby to zrobić. Jongin nie powinien tak mówić, pomyślał Kyungsoo, to on powinien być tym, który przeprasza, a nie na odwrót.    

– Nie, to ja przepraszam – wtrącił się Kyungsoo. – Przepraszam za to, że się uniosłem i byłem głupi i nie dawałem ci przestrzeni do oddychania. Byłem po prostu… wystraszony. I pewnie będziesz mnie teraz nienawidził, ale bądź cholernie pewny, że nadal będę cię niańczył.

– Nie – jęknął Jongin.

– To, albo będziesz chodził w kasku. A ja specjalnie posypię go brokatem, żebyś czuł się zawstydzony i nie mógł zrobić żadnej czynności – zagroził Kyungsoo.

– Kocham cię – powiedział nagle Jongin, uśmiechając się na słabą groźbę swojego chłopaka. – Kocham cię bardzo mocno. Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś.

– Obiecałem, że tego nie zrobię – westchnął Kyungsoo. – Chodźmy wziąć prysznic.

– Razem? – Jongin uniósł jedną brew w zaskoczeniu, bo od kiedy ostatni raz brali razem prysznic (wtedy Jongin podstępem zmusił mniejszego mężczyznę) Kyungsoo uparł się, że Kai już nigdy więcej nie wejdzie razem z nim do łazienki, ponieważ „marnujemy wodę, a potem trzeba jeszcze posprzątać podłogę”.

– Razem.

Gorąca woda błyskawicznie obmyła ich ciała. Kyungsoo wypuścił zadowolone westchnienie, kiedy Jongin wmasowywał szampon w jego włosy. Pochylił się w stronę dotyku, a Jongin uśmiechnął się w ten swój typowy sposób, dając mu soczystego całusa w usta.

Kyungsoo zarzucił swoje ręce wokół talii wyższego i przyciągnął go do siebie, aż obydwoje byli przyciśnięci. Położył swoją głowę na ramieniu Jongina i wtulił twarz w jego szyję.

I wtedy zaczął płakać.

Woda mieszała się z jego łzami i Jongin nie miał o tym pojęcia, a tego właśnie chciał Kyungsoo. Chciał móc trzymać Jongina i płakać bez obaw, że młodszy poczuje przez to ból i poczucie winy. Próbował zamaskować dławienie i drżące oddechy, a pociąganie nosem ograniczył do minimum. Jongin kołysał ich w tę i z powrotem w rytm muzyki prysznica, pieszcząc jego włosy.  

Jongin wiedział, że Kyungsoo płacze. Ale tego właśnie chciał. Chciał, by Kyungsoo mógł płakać przy nim bez poczucia winy czy wstydu. – Kocham cię – wyszeptał subtelnie Jongin, przyciągając go jeszcze bliżej.

Kiedy namydlone dłonie młodszego zaczęły ostatecznie zjeżdżać ku dołowi, Kyungsoo nie zatrzymał go.

Chcieli być razem, emocjonalnie i fizycznie, tak blisko jak tylko to możliwe, ponieważ obydwoje dobrze wiedzieli, że to może być ich ostatni raz.


–‽–‽–‽–


Lekarze mieli rację, kiedy mówili, że napady padaczki z biegiem czasu staną się częstsze. Jongin musiał zostawać w domu przez większość czasu, a wszystkie ostre krawędzie zostały teraz zabezpieczone i zamortyzowane przez materiały, albo „zabezpieczone przed dziećmi”, jak lubił to nazywać młodszy.

Jongin nienawidził tego, ale nic o tym nie mówił, bo wiedział, że to było konieczne. W ciągu dwóch miesięcy zyskał więcej podbitych oczu i rozciętych warg od przypadkowych nagłych napadów niż w całym swoim życiu, ale wciąż nie chciał nosić kasku. Musiał zachować ostatnie strzępki swojej godności, tak mówił.

Kyungsoo, tak jak obiecał, zawsze był w pobliżu. Udawało mu się złapać Jongina, kiedy upadał, ale czasami to działo się tak szybko, że niemożliwością było złapać go w odpowiednim czasie.

Jongin stawał się coraz cichszy i Kyungsoo doskonale wiedział dlaczego.


–‽–‽–‽–


Minęły cztery miesiące i Kai był przyszpilony do łóżka. Miał zakaz na wstawanie (Kyungsoo zagroził mu, że przywiąże go do łóżka, jeśli ten spróbuje się podnieść. Jongin mówił, że jest szalony. Śmiał się z tego okropnie.). Teraz, przez częstsze napady, jego nogi i ręce mogłyby osłabnąć, przez co upadałby coraz częściej.

Kyungsoo leżał obok śpiącego Kaia, zwijając się przy jego boku, szepcząc w jego stronę puste obietnice wyzdrowienia. Pocałował Jongina w ramię i westchnął.

Był wykończony. Mentalnie, fizycznie i emocjonalnie. Miał teraz o wiele więcej wpływu na to, kiedy płakał i był coraz lepszy w pokazywaniu, że wszystko okej, ale to było kłamstwem. Udawaniem.

Kyungsoo nie chciał niczego bardziej, jak zająć miejsce Jongina i zabrać cały ten ból. Powiedział, że nie będzie tęsknił za dowcipnymi komentarzami i przypadkowymi tyradami słownymi, ale tęsknił. Tęsknił za tym tak bardzo, a nie mógł go teraz nawet usłyszeć, bo odzywał się tak rzadko.

– Czytypłaczesz? – Słowa Jongina wypłynęły jako poplątana jedność, jakby zapomniał, jak używać ust. Jego głos był zachrypły przez sen i tygodnie milczenia.

– Nie – odpowiedział Kyungsoo. – Nie płaczę. Śpij.

Jongin przesunął się i otoczył ramieniem starszego, przyciskając go do swojej klatki piersiowej, całując jego włosy.

Kyungsoo obudził się obok Jongina wciśniętego w pościel, jego ciało było powykręcane pod różnymi dziwnymi kątami. Przygryzł wargę i ostrożnie rozprostował go, tak jak to robił przez ostatnie miesiące i podniósł się, by wziąć mokrą szmatkę. Wytarł pot z twarzy Jongina i zaskomlał, kiedy zobaczył, jak ból wykręca twarz jego chłopaka.

Teraz płakał.


–‽–‽–‽–


Minęło pięć miesięcy i Kyungsoo był pewien, że niedługo oszaleje. Wciąż nie chciał zostawić swojego kochanka.

Był tak samo cichy jak Jongin i nie spotykał się z nikim innym, niż Yixing i Sehun, którzy często przychodzili.

Był środowy poranek, Sehun siedział w fotelu, a Kyungsoo trzymał Kaia za dłoń, będąc niedaleko ich łóżka.

– Rozmawiałem z lekarzami – odezwał się Sehun – i powiedzieli, że najlepiej będzie, jeśli Jongin ponownie zjawi się w szpitalu, dzięki czemu będzie mógł czuć się wygodnie, kiedy… Wiesz.

Kyungsoo wyrzucił chłopaka z domu, nie odzywając się do niego ani słowem i zatrzasnął drzwi. Sehun nie przychodził już tak często, jak wcześniej.

Kyungsoo był pewien, że oszalał.

Często poruszali temat, że Kaiowi nie uda się z tego wyjść.

Mówili, że może stracić ostatki zdolności motorycznych, jakie mu zostały.

Mówili, że ostatecznie, jego główne organy mogą przestać działać.

Mówili, że w końcu, to on może przestać żyć.

Że Kim Jongin powoli dochodzi do końca swojej historii.

I Kyungsoo był pewny, że oszalał, bo nie wierzył w ani jedno słowo. Wiedział, on wiedział, że Jonginowi się uda. Z jakiegoś powodu wiedział, że to nie była głupia zachcianka czy desperacki apel do Bogów, ponieważ był całkowicie pewny, że Jongin nie umrze.


–‽–‽–‽–


Kyungsoo zakopał się w książkach, notatkach i dokumentach o neurologii i leczeniu. Pomiędzy sprawdzaniem stanu Jongina i odzywaniem się do teraz całkowicie milczącego chłopaka, Kyungsoo nie robił nic innego, niż nauka.

Nie mógł spać. Nie chciał, by nawiedzały go koszmary. Minęły już trzy dni licząc od jego ostatniej, czterogodzinnej drzemki. Miał podkrążone oczy, a sińce zaczęły już obejmować całą twarz chłopaka. Jego policzki zapadły się, a wargi były spierzchnięte i niebieskie.

Jongin, przez do połowy przymknięte oczy, obserwował jak Kyungsoo podupadał na zdrowiu wraz z nim, ale nie mógł powiedzieć ani jednego słowa. Nie mógł nawet bez wysiłku otrzeć własnych łez.

W przeciwieństwie do Kyungsoo, wszystkim, co robił Jongin, było teraz spanie. To była jego ucieczka. Śnił o damach w opałach, rycerzach w lśniących zbrojach, pocałunkach w świetle księżyca i gorących prysznicach z Kyungsoo.

Nazwijcie go szaleńcem, ale on wiedział, że nie umrze.


–‽–‽–‽–


Sehun przyszedł z Yixingiem, pierwszy raz od kilku tygodni. – Przepraszam. – To było pierwsze słowo, jakie wypowiedział młodszy, a Kyungsoo przyjął je zbywającym kiwnięciem głowy.

– Jak on się trzyma? – zapytał delikatnie Sehun.

– Nie pogorszyło mu się, ale nie jest też lepiej – powiedział Kyungsoo, jego głos był ostry i zarazem łamiący się. – Jest w nieruchomej pozycji.

– Nie zrozum tego jako atak, ale… kiedy ostatni raz jadłeś? Albo brałeś prysznic? Wyglądasz okropnie. – Yixing uniósł brwi, a Kyungsoo roześmiał się. Jongin skrzywił się we śnie.

– Minęły tygodnie. Po prostu bardzo dużo czytałem. Straciłem poczucie czasu. – Kyungsoo uśmiechnął się.

– Co ty na to, że pójdziesz teraz pod prysznic, a ja zrobię ci coś do jedzenia? Jestem pewien, że Jongin się nie obudzi – zaproponował Sehun i po kilku chwilach Kyungsoo zgodził się.

Osuszał swoje włosy, kiedy wchodząc do pokoju zobaczył Yixinga wpatrującego się w Jongina, marszczącego brwi. Wymamrotał kilka słów, zanim odkręcił się i powiedział w stronę Kyungsoo, by ten zjadł owsiankę, która stoi na stole. Oznajmił też, że Sehun wyszedł do pracy.

– Wyzdrowieje – odezwał się nagle Yixing, a Kyungsoo wypuścił łyżkę z ręki i spojrzał na chłopaka szeroko otwartymi oczami. Wiedział o tym doskonale, ale jeszcze nikt przedtem się z nim nie zgadzał.

– Wiem, że to choroba, której nie da się uleczyć, ale… Nie wiem. To szalone – roześmiał się Yixing. – Mówię różne rzeczy, ale ludzie tylko wzruszają ramionami, bo mam autyzm i w ogóle.

– Nie. Masz rację. – Kyungsoo poklepał go po głowie. – Wiem, że on nie umrze.

Yixing wyszedł i Kyungsoo poczuł się nagle spokojny i zrelaksowany.

Kilka dni później, Jongin znowu wylądował w szpitalu. Strach zawładnął sercem Kyungsoo, ale nie pozwolił, by to nim wstrząsnęło.

Czkał, co wydawało się wiecznością, dopóki doktor nie wróci z wiadomością.

– Myślę, że jest sposób na uratowanie go.


A Kyungsoo uśmiechnął się, bo on już to wiedział. 


Oh Pauline®

6 komentarzy :

  1. bosze to jest coraz smutniejsze i bardziej bolesne, ale ostatnie parę zdań podniosły mnie na duchu i nie dałam łzą dać ujścia! ja też wierzę, że z Jonginem wszystko będzie dobrze ♥ musi ;;;;;; ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Japierdziu. Bark słów. Zatkało mnie totalnie. Znowu się popłakałam 😢 Dziękuję za tłumaczenie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero do mnie teraz dotarło że jeszcze tylko jeden rozdział do końca. Ten rozdział mocno chwycił mnie za serce ale wierzę razem z Kyungsoo że Jonginowi się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział szczególnie mnie dotknął. Zazwyczaj dobre zakończenia to dla mnie banał, ale ostatnio mam taki trudny okres, że każde dobre zakończenie to dla mnie coś pięknego i liczę że tutaj takowe będzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. mimo, że rozdział jest dość smutny to rozśmieszyło mnie to "mówię różne rzeczy ale ludzie tylko wzruszają ramionami, bo mam autyzm i w ogóle" może to i głupie, ale wyobraziłam sobie jak on to ot tak mówi. Rozdział cudowny i z niecierpliwością czekam na więcej~

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszą go uratować ;-; fighting Kai!

    Nie wierzę, że został tylko jeden rozdział. Naprawdę bardzo dobre to opowiadanie, a twoje tłumaczenie w ogóle nie odejmuje mu uroku, wręcz przeciwnie - czyta się cudownie i jeszcze w ojczystym języku ♥

    OdpowiedzUsuń