1/19/2015

Destati [1/4]

e|Destati|f
DESTATI [1/4]
oryginał: Destati [1]
autor: lehunn af/lj
pairing: Sehun/Luhan, Sehun/Joonmyun
rodzaj: angst, romans, tragedia
ograniczenia: R, nc-17
Ostrzeżenia: same spoilery, to nie piszę (loveee)
słowa: 6 000 (tłumaczenie)
OPIS: Świat, w którym Sehun jest przeklęty rozbijaniem wszystkiego, czego dotknie. Kiedy zakochuje się w Luhanie, uroczym chłopcu mieszkającym obok, ogranicza go szyba, niepozwalająca mu go dotknąć.


  • Destati – z włoskiego oznacza przebudzony, ale w naszym przypadku chodzi o grę „Kingdom Hearts” i skomponowaną do niego ścieżkę dźwiękową „Destati”. Przez całą grę, a raczej poszczególne jej serie przewija się motyw „jasny” i „ciemny”, odróżnienie dobro  zło. 
W tej historii naszymi dwoma przeciwległymi ostojami jest świat „z zewnątrz” i świat „wewnątrz”. Co zrozumiecie, kiedy zaczniecie czytać opowiadanie. Życzę miłej lektury! (p.s. To mój najukochańszy ficzek. :<<<)

Co do soundtracku poniżej, to to jest 10 randomowo wybranych piosenek przez oryginalną autorkę. One się szuflują, więc nie zawsze dopasują się brzmieniem. Możecie go odsłuchać, lub też nie. Jak chcecie. (Ale jak będziecie go słuchać i przelecą wszystkie piosenki, to wtedy automatycznie włącza się kolejna playlista, która nie jest już składanką do ficzka.)


Coś takiego zdarza się tylko raz w przeciągu kilku stuleci. A gdy już się stanie, wie o tym całe miasto. To coś, o czym trudno nie usłyszeć. Rozgłaśniają to przez audycje, gazety, alarmy ostrzegawcze i każdy inny rodzaj informacji, do którego dostęp ma rząd. Nagłaśniają sprawę przez kilka dni, czasami miesięcy, w zależności od tego, kim jest dana osoba. Pewnego razu plakaty ostrzegawcze oblepiały każdą ulicę miasta przez cały rok. Niezmiennie w tej samej formie rozbłyski znaków migoczące zdjęciem dziecka, dokładnie co godzinę. Dla miasta zaczynały się wtedy ponure czasy.

Wielu ludzi boi się tego zdarzenia. Istnieją fałszywe doniesienia i komunikaty, które pojawiają się co jakiś czas, mówiące o kolejnej dotkniętej osobie. Społeczność krzyczy z przerażenia, a miasto pustoszeje w ciągu kilku dni. Wszystkich wyszkolono, by zawsze obawiali się najgorszego. Nauczono, by osoba z tą przypadłością nigdy w ich oczach nie była człowiekiem. Przeszkolono, by za wszelką cenę jej unikali. Przestrzegli, by zawsze byli mili, jeżeli ktoś taki się do nich zbliży. Nikt nie chce zdenerwować kogoś takiego.

To bardzo poważna sprawa dla całego świata. Doktorzy i pielęgniarki szkoleni są przez długie lata, by poradzić sobie z tą chorobą, jeżeli los sprawi, że będą musieli się z nią zmierzyć. W szkołach i korporacjach prowadzone są specjalne szkolenia, na wypadek, gdyby ktoś taki uciekł. We wszystkich budynkach na całym świecie znajdują się przyciski alarmowe. Nie można być niezdecydowanym, jeżeli chodzi o tę chorobę.

Wraz z rozwojem technologii i informacji wywiadowczych, szkoły zaczęły oferować niezliczoną ilość kierunków dotyczących tej choroby. Studia doktoranckie, magisterskie, nawet zwykłe licea wprowadzały specjalne lekcje. Zapotrzebowanie na osoby wykształcone w tej dziedzinie było ogromne, a za wiedzę na temat tej przypadłości płacono ogromne sumy pieniędzy. Tak bardzo wystraszona była ludzkość.

W roku 2156 zdarzyło się to po raz siódmy. Dwunasty kwietnia był szczególnym dniem. Dziesiąta pięćdziesiąt sześć rano była szczególną godziną. Lekarze natychmiast rozpoznali chorobę. Pani Oh parła i parła, aż do momentu, w którym pojawił się jej nowy, mały chłopczyk. Szczęście z narodzin jej drugiego syna nie trwało długo. Głośne trzaśnięcie, kilka sapnięć, rozbity stolik i dziecko spadające na podłogę. Pielęgniarki krzyczały, a doktor natychmiast ułożył noworodka w oddzielnym inkubatorze. Pani Oh patrzyła na pielęgniarki ze zdezorientowaniem. Chwilę później inkubator zaczął się trząść i pękła jedna z nóg. Zgromadzeni patrzyli kolejno po sobie, żaden z nich nic nie zrobił. Minęło ponad sto lat od ostatniego razu. Pielęgniarki w sali nie były przygotowane. Nie zostały przeszkolone, zbyt rzadko miało miejsce coś takiego. Pani Oh zaczęła krzyczeć, każąc im zabrać jej dziecko, kiedy kolejna noga zaczęła pękać.

Jednak nikt się nie poruszył. Lekarz jedynie wyszeptał coś w stronę stojącej obok niego pielęgniarki. Pierwsza noga złamała się, a pani Oh wyrwała podłączoną sobie kroplówkę, powodując szybki upust własnej krwi. Skomlała z bólu, kiedy próbowała dostać się do swojego malutkiego chłopca. Płacz dziecka był przeszywający, małe dłonie zaciskały się w piąstki, które sporadycznie wymachiwały w powietrzu. Z oczu pani Oh wypływały łzy. Nie wiedziała co się dzieje i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nikt nie zamierza jej pomóc. Doktor wyszedł z pomieszczenia, a pielęgniarki zwróciły się w jej stronę, nakłaniając ją, by wróciła do łóżka, ponieważ wciąż jest słaba i obolała. Z jej ręki skapywała krew, wsiąkając w szpitalną odzież. Jej kończyny zaczęły trząść się z bólu, czuła, jakby trzymane dziecko ważyło więcej niż ona sama. Mięśnie napięły się, a ciężar był większy i większy z każdą mijającą sekundą.

– Pani Oh – odezwał się spokojnie lekarz, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Pani Oh, proszę mnie uważnie posłuchać. Musi pani odłożyć syna. To bardzo ważne, by położyła go pani z powrotem w inkubatorze, teraz.

Kobieta jedynie zapłakała i zaprzeczyła ruchem głowy, sprzeciwiając się nakazom lekarza: – Nie! To się zaraz rozpadnie! Nie zostawię tam mojego dziecka!

Czuła, jakby ktoś włożył jej ręce w imadło, coś w stylu łamania ręki w pół, a z każdą sekundą było coraz gorzej. Kiedy usłyszała pęknięcia, lekarz wyrwał jej dziecko, umieszczając je szybko w inkubatorze, zanim spotka go taki sam los. Pani Oh wrzeszczała, mocno zaciskając ręce, opuchlizna zaczynała już być widoczna. Pielęgniarka pomogła jej dostać się do łóżka, ponownie podłączyła kroplówkę i najszybciej jak tylko umiała, podała jej środki przeciwbólowe. Wszystko działo się tak szybko, dla pani Oh to było za wiele. Jej syn płakał i płakał, a ona szlochała z nim, nie zdając sobie sprawy z przerażającego fatum, które naznaczyło jej syna.

Kilka minut później do pokoju przyszedł jeden ze starszych lekarzy. Trzymał kilka dokumentów, a na nosie miał ledwo utrzymujące się okulary. Wyszeptał coś w stronę innego lekarza, a jego oczy przepełniał smutek i żal. Chwilę później stanął obok pani Oh, przesuwając nieco w górę swoje okulary.

– Pani Oh. Posiadam informacje na temat tego, co dzieje się z pani synem. – Jego głos był spokojny i cichy, jakby był zakłopotany przez to, co mówi. – Jest mi bardzo przykro, że muszę panią poinformować o tym, iż pani syn jest odmieńcem. To, co go dotknęło jest bardzo rzadkie i nietypowe, ale jestem pewien, że słyszała już pani o tej chorobie.  

Nikt nie potrzebował niczego więcej, by wiedzieć o co chodzi. Ta dolegliwość nie miała żadnej nazwy. Nikt nie chciał jej nazwać. Wszyscy bali się tego tak bardzo, że nie potrafili o tym nawet rozmawiać. Nie dało się tego usunąć, albo wyleczyć. To trwałe i obezwładniające. Nikt nie wie, jak to się zaczęło, choć pierwszy przypadek pojawił się już wieki temu. Jedno urodzenie na kilka wieków sprawiło, że udało się wykonać tylko część testów. Nawet jeżeli przeprowadzenie badań było możliwe, to i tak nie można ich wykonać ze względu na objawy choroby.

Dziecko rodzi się z przekleństwem rozbijania wszystkiego, czego dotknie. Zarejestrowano to tylko u mężczyzn, i chociaż możliwe jest to także w przypadku kobiet, to wcześniejsze sześć przypadków, również były chłopcami. Nie ma żadnych przyczyn powstania tej choroby. Brak jakichkolwiek wad w spirali DNA czy też innych objawów upośledzających dziecko. Ta przypadłość nie jest wynikiem działań, jakie kobieta robi, lub też nie, podczas trwania ciąży. Nie jest też konsekwencją zażywania jakiś leków, wypadku, ran czy też jakichkolwiek innych rodzajów obrażeń. Nie da się nic zrobić, by temu zapobiec, i nic nie da się zrobić, by to wywołać.  

Niektórzy mówią, że to dosłowne przekleństwo zesłane od Boga. Przodek rodziny musiał zrobić coś tak strasznego, że wywołał gniew Bogów, powodując tym samym naznaczenie przyszłych pokoleń rodziny. Jedna z kobiet powiedziała, że widziała kiedyś anioła zstępującego z nieba, który przeklął mężczyznę. Oczywiście, to kłamstwo, bo wspomniany mężczyzna nie otrzymał choroby, ponieważ to zjawisko ujawnia się przy narodzinach. Wielu ludzi wierzy, że to kara boska. Opowieści o Wszechmocnym, który przeklina człowieka, którego tylko sobie wybierze. Prawdopodobnie przypadkowo, ale być może wybiera te rodziny, które obserwuje już od dłuższego czasu. Ale oczywiście, nikt nie wie niczego na pewno.

– Teraz, wypełnimy kilka dokumentów, które skończą to wszystko. Pani dziecko nie będzie czuło żadnego bólu, wprowadzimy je w narkozę, by mogło spokojnie umrzeć. Nasze pielęgniarki są do tego wspaniale wyszkolone. Jedyne czego potrzebujemy, to pani podpis, ale najpierw damy pani trochę czasu, by mogła się pani pożegnać z synem.

Dla pani Oh to była niezmiernie trudna decyzja. Jej syn jest skazany na życie w bólu i samotności. To nie jej wina. Nikt nie jest winny temu, że choroba wybrała właśnie jego. Ale to jej syn. Czekała na niego, jej poprzedni syn miał zaledwie cztery lata. Przygotowali już pokoik dziecięcy, z niebieską pościelą, a nawet uroczym słoniem nad kołyską. Wszystko było już idealnie zaplanowane.

– Co jeśli chcę go zatrzymać?

Lekarz wyglądał na zdezorientowanego, jego brwi uniosły się wysoko, kiedy palcem wsunął okulary wyżej na nos. – Cóż, pani Oh, nie ma żadnego lekarstwa na tę chorobę, wie pani o tym, prawda? Pani syn będzie zmuszony do życia w pudełku, do końca swoich dni nie będzie mógł z nikim się integrować.

– Musi dać się coś zrobić, prawda? Czy on... w żaden sposób nie może dotykać przedmiotów?

– Ostatnim razem, mężczyzna rozbijał tylko te rzeczy, które dotknął dłońmi. Uważamy, że to prawdopodobnie jakaś ewolucja w chorobie, ale niczego nie możemy być pewni, skoro to tylko jeden przypadek. Obserwując dzisiejsze wydarzenia, nie sądzę, by to był przypadek pani syna. Musi mi pani powiedzieć, co mamy zrobić, zanim będzie za późno.

Pani Oh usiadła na łóżku. Pielęgniarki naciskały jej ramiona, by z powrotem ułożyć ją w pozycji leżącej, nie chcąc jej pozwolić na to, by znów spróbowała dotknąć swojego syna. Ale jej dziecko zostało już przeniesione do innego, odizolowanego pokoju. Został umieszczony w jednej ze specjalnych sal szpitalnych. Każdy szpital obowiązkowo musiał mieć takie pomieszczenie, na wypadek pojawienia się tej choroby. Było całkowicie zabezpieczone przed rozbiciem, dzięki dużej ilości diamentu i wygenerowanemu przez komputer polu siłowemu. Technologia czyni cuda, nawet dla kogoś tak niebezpiecznego.

– Chcę go zatrzymać, proszę. To nie jego wina, nie powinien być za to karany. Może być kimś naprawdę wielkim.

Prawdopodobieństwo tego, że ten mały chłopiec, urodzony dwunastego kwietnia mógłby zostać kimś wielkim było znikome. Będzie zmuszony do życia w swoim własnym świecie stworzonym ze szkła i fałszywych przedmiotów. Będzie samotny, odizolowany, znienawidzony, całe miasto, a nawet cały świat będzie się go bać. Chłopiec będzie musiał oglądać świat zza szyby, nigdy nie będzie w stanie go poznać. To było okropne, potworne przekleństwo. Ale pani Oh wierzyła w swojego syna. Wierzyła, że jej syn może zostać kimś wielkim.





Po raz pierwszy od stuleci bilbordy i stacje informacyjne rozbłysnęły jaskrawoczerwonymi tytułami i wyjącymi alarmami. Wszyscy mieszkańcy miasta zatrzymali się i patrzyli, jak słowa przesuwają się po ekranie. Chłopiec urodzony z chorobą. Słychać było krzyki, matki przyciągały do siebie swoje dzieci w obawie przed nadchodzącym. Właściciele restauracji i firm wszczęły tworzenie nowych systemów dodatkowego zabezpieczenia.

Twarz pani Oh zamigała na ekranie, następnie pojawiały się kolejne zdjęcia członków rodziny Oh. Wyświetlił się adres, a wraz z nim zdjęcie ich domu. Ostrzeżenie powtarzało się przez kilka następnych minut. Nie podchodzić do nich. Nie wdawać się w rozmowę. Nie wpuszczać do żadnych sklepów. Być może ludzie byli za bardzo przewrażliwieni. Przecież nie cała rodzina była naznaczona. Przeklęty był tylko ten jeden, mały chłopiec. Ale ludzie nadal wierzyli, że to zaraźliwe. Coś, co łatwo można przejąć od drugiej osoby. Choć mieli też powody do ostrożności. Wystarczył zaledwie jeden dotyk, by wszystko rozbić. 

Kiedy rodzina Oh wróciła ze szpitala, ich dom był zamknięty w szklanym pudełku. Było ogromne i wyraźnie odznaczało się na tle innych domów w sąsiedztwie. Czekało na nich kilku policjantów, a nawet urzędników państwowych.

– Przepraszam, co to jest? Co się stało z moim domem? – Pan Oh był wyraźnie zaniepokojony, jego twarz wyrażała dezorientację.

– To zwyczajowe procedury w przypadku ludzi takiego rodzaju, jak wasz – odezwał się stanowczym głosem mężczyzna.

– Ludzi naszego rodzaju? O czym pan do cholery mówi?

Pani Oh zakryła dłońmi uszy swojego starszego syna, chroniąc go przed rozmową toczoną obok nich. Jej oczy były przepełnione smutkiem. Jej drugi syn został przyniesiony przez innego urzędnika państwowego. Musiała zostawić go w szpitalu, obawiając się wszystkiego, co mogło się mu zdarzyć. Bardzo jasno i stanowczo obwieściła, że chce go zatrzymać. Sposób, w jaki lekarze i pielęgniarki odnosili się do niej sprawiał, że w sercu czuła ukłucie strachu że jednak mogą mu zrobić coś złego.

Przy podjeździe były małe drzwi. Wymagały kodu dostępu, który podano pani i panu Oh. Szkło zaświeciło zielonym wzorem sześciokątów. Urzędnik państwowy poinformował ich, że od tej pory ich dom jest pod całkowitym monitoringiem. Każdy ruch, każde wejście i wyjście, wszystko co będą robić zostanie zarejestrowane i zapisane. Wszystko w ich domu zostało obłożone specjalną materią. Tą samą, w której przetrzymywali ich syna w szpitalu. Zapewniono ich, że nie będzie ona miała żadnego wpływu na strukturę, smak, dotyk czy użytkowanie. Dzięki temu ich syn mógł dotykać wszystkiego, niczego nie rozbijając. Rzeczy, które będą chcieli kupić zostaną przetworzone w specjalnej materii przy wejściu do domu. Pani Oh była wdzięczna postępowi technologii, bo dzięki niej, jej syn dostał szansę na normalne życie, nawet jeżeli oznaczało to, że jest uwięziony w szklanym pudełku.

Otrzymali instrukcje, jak mają żyć. Pan i pani Oh nadal mogą pracować w tych samych miejscach. Ich najstarszy syn nadal może chodzić do tej samej szkoły. Mogą kosić trawę i uprawiać ogródek. Pory roku mogą się zmieniać tak samo jak u ich sąsiadów, z tym wyjątkiem, że wszystko będzie sztuczne. Ale jedyny sposób w jaki będą mogli poczuć pogodę, to wyjść za szklane pudło. Nadal mogą mieć przyjaciół, odwiedzać krewnych, ale oni również będą wtedy obserwowani, a kiedy zechcą wejść do szklanej pułapki, zostaną pokryci zabezpieczeniem. W sumie, życie nie będzie takie złe.

Kiedy przyjechał ich nowy syn, trzymany w pudełku przez innego już oficera, pani Oh rzuciła się w jego stronę, chcąc się upewnić, że nic mu nie jest. Funkcjonariusze odepchnęli ją na bok i zaczekali, aż przesuwane drzwi zamkną się za oficerem. Położył on pudełko na ziemi i wystukał swoim palcem wzór na holograficznej klawiaturze, która pokrywała szklaną warstwę. Maleńkie dziecko w środku spokojnie spało, jego grzywka lekko sterczała spod czapeczki. Pani Oh cierpliwie czekała, nie chcąc znowu być odepchniętą przez funkcjonariuszy. Minęło kilka minut i jej syn został ułożony w jej ramionach.

Nie czuła żadnego bólu czy niepokoju, kiedy trzymała go przyciśniętego do swojej klatki piersiowej. Pachniał środkiem dezynfekującym i szpitalem. Wzdrygnęła się na myśl o testach przeprowadzonych na jej dziecku. Nadal był jeszcze młody, miał zaledwie trzy dni. Miał okrągłe policzki i piękne czarne włosy, które na razie były rzadkie. Kiedy otworzył swoje oczy, były one w kolorze ciemnego brązu z odcieniem zielonego. Pani Oh uważała, że był najpiękniejszy.

– Pani Oh. Przeprowadziliśmy wszystkie standardowe badania dla noworodków. Jego wzrost mieści się w zakresie i nie wliczając przypadłości, jest całkowicie zdrowy – powiedział oficer, przebiegając wzrokiem po tablecie, w którego posiadaniu byli tylko najważniejsi urzędnicy. – Ale musimy poznać jeszcze kilka rzeczy, zanim pójdziemy.

– Rozumiem, co panowie chcą jeszcze wiedzieć?

– Po pierwsze, musimy poznać jego imię. Ponadto, musimy być pewni, że wiedzą państwo jak trudno będzie wychować to dziecko. Musicie być świadomi tego, że on nigdy stąd nie wyjdzie. Zostanie w tym szklanym pudełku do końca swojego życia.

To zrozumiałe, dlaczego dziecko nie może opuścić tego domu. Jeśli się zdenerwuje, może zniszczyć całe miasto. Już wcześniej coś takiego miało miejsce. Trzecia zanotowana osoba z tą chorobą dopuściła się tego czynu. Zniszczyła małe miasto w wiejskiej części Austrii. To od tamtego zdarzenia zaczęto trzymać ich w wyznaczonych rejonach. Pani Oh wiedziała, że potrafi wychować swojego syna. Szkoła nie będzie problemem, od kiedy stacjonarnych placówek jest o wiele mniej, niż tych online. Da z siebie wszystko, by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze życie.

– Rozumiem. Będę przestrzegać zasad i podejmę się wyzwania wychowania go. – Mały chłopiec wyciągnął rączki zza kocyka. Jego małe dłonie ścisnęły włosy pani Oh i lekko je ciągnęły. Otworzył na chwilę oczy i kilka razy zamrugał. To pierwszy raz, kiedy niemowlę spojrzało na swoją mamę.

Pani Oh chciała się rozpłakać. Chciała powiedzieć swojemu synowi jak bardzo go przeprasza za wszystkie okropne rzeczy, które będzie musiał znieść, by żyć. Było jej przykro, ale chciała by jej syn przezwyciężył trudności i stał się kimś wspaniałym. Pochyliła się i złożyła pocałunek na jego czole, uśmiechając się, gdy zaczął cicho gaworzyć.

– I… na imię ma Sehun. Oh Sehun.





Czasami na świecie jest pochmurno. Czasami niebo jest czyste, a jeszcze kiedy indziej jest mgła i ledwo co widać. Wszystko zależy od pogody. Ale pogoda jest czymś, co dla Sehuna jest zupełnie obce. Może jedynie zobaczyć ją z trawnika, na którym stoi, albo z okna jego pokoju. Nigdy nie poczuł deszczu czy słońca. Nigdy nie bawił się w śniegu, ani nie skakał po kałużach. Nigdy nie doświadczył ciepła letnich promieni słonecznych czy zimnego, zimowego wiatru. Sehun widział to wszystko jedynie przez szklaną szybę. Mógł dostrzec wędrujące krople na jej powierzchni i usłyszeć uderzający w nią wiatr. Szyba czasami w upalne dni stawała się ciepła. Ale to wszystko, co mógł poczuć.

Dzisiaj jest trzeci grudnia. Na zewnątrz pada śnieg, a on widzi dzieci po drugiej stronie ulicy rzucające się śnieżkami. To nie jest ciężki śnieg, który zalega przez kilka tygodni. To lekki, puszysty opad, który rozpuszcza się po kilku sekundach od zetknięcia z rękawiczką. Ale jest go wystarczająco, by dzieci mogły się w nim bawić.

Po drugiej stronie ulicy mieszka dwoje chłopców. Jeden nazywa się Joonmyun, a drugi Jongin. Joonmyun ma dziesięć lat i jest starszy o dwa lata od Sehuna. Wie to, bo któregoś dnia wczesnej jesieni, chłopiec wraz z bratem bawili się frisbee na podwórku. Przeleciało przez ulicę i uderzyło o szybę domu Sehuna. Sehun wstał, wyszedł z piaskownicy i wytarł stopy o miękką trawę. Podbiegł do szkła i przycisnął swoje dłonie do powierzchni, po czym obserwował jak plastikowe kółko porusza się pod względem wiatru świata zewnętrznego. Sehun doskonale pamiętał wyraz twarzy starszego. Był przerażony, oczy miał szeroko otwarte, a ciało napięte. Wyszeptał coś do młodszego chłopca, zanim przeszedł przez ulicę.

Sehun był podekscytowany, bo może chłopiec przywita się z nim. Może będzie chciał wejść i pobawić. Sehun miał mnóstwo zabawek. Miał ciężarówki, które mogły przewozić piłki i figurki z bajek wokół domu. Miał nawet basen na tyłach podwórka, który był przyjemny i ciepły. Naprawdę chciałby, żeby ktoś go odwiedził i się z nim pobawił. Chłopiec był coraz bliżej, a uśmiech Sehuna robił się coraz jaśniejszy, kiedy małą dłonią machał w jego stronę.

– Cześć!

Chłopiec podniósł frisbee i wyprostował się, jego oczy napotkały spojrzenie Sehuna. Widział w nich strach i niepewność.

– Cz-cześć – powiedział cichym, łagodnym głosem.

Sehun uśmiechnął się i nacisnął jeszcze mocniej dłońmi na szybę, przyciskając też czubek swojego nosa. – Nazywam się Sehun! A ty?

Chłopak wydawał się trochę uspokoić, jego ramiona opadły, a twarz nie była już tak spięta. Sehun uśmiechał się, bo może chłopiec zrozumiał, że Sehun jest zupełnie taki jak on. Jest dzieckiem, i to wszystko.

– Joonmyun. Miło mi ciebie poznać, Sehun.

Joonmyun mówił tak, jak przystało na dobrze wychowanego, tak stwierdził Sehun, kiedy rozmawiali. Dowiedział się, że jego brat Jongin ma siedem lat, a Joonmyun dziesięć. Że lubi bawić się ciężarówkami i malować. Powiedział Sehunowi, że jego ulubiony kolor to niebieski, na co Sehun się roześmiał i przyznał, że niebieski też jest jego ulubionym kolorem.

Rozmawiali przez kilka minut. Sehun przyniósł nawet swoją ulubioną ciężarówkę, którą bawił się codziennie. Joonmyun stwierdził, że to najfajniejsza ciężarówka jaką kiedykolwiek widział. Chłopiec pokazał mu wszystkie jej odjazdowe funkcje. Z boku jest przycisk, który sprawiał, że zapalały się światła. Inny przycisk włączał odgłos uruchamianego samochodu. Młodszy wydawał swoje własne odgłosy silnika, kiedy podnosił zabawkę ku szybie, śmiejąc się z Joonmyuna, obserwującego wszystko z zafascynowaniem.

– Chcesz wejść i pobawić się nią? Mam mnóstwo ciężarówek! I mam też piaskownicę! – Sehun odkręcił się lekko i wskazał na pojemnik w kształcie żółwia z kilkoma zabawkami wbitymi w wystający stos piasku. – Możemy zbudować zamek i rządzić naszym własnym królestwem!

Oczy Joonmyuna rozjaśniły się, kiedy Sehun zagryzł wargi w oczekiwaniu. Nigdy wcześniej nie miał gościa. Nigdy wcześniej nie miał nawet przyjaciela, oprócz jego brata. – Jasne, strasznie chcę wejść i się pobawić, Sehun!

– Dobrze, hyung! Tylko otworzę ci drzwi. Są obok garażu.

Zanim Sehun zdążył się poruszyć, usłyszał kobiecy głos wołający imię Joonmyuna. Sehun obserwował, jak starszy odkręca się i patrzy na kobietę, która przechodziła teraz przez ulicę z brwiami zmarszczonymi ze złości.

– Joonmyun, co ty tutaj robisz? Co ci mówiłam na temat nie wychodzenia za bramę.

– Rozmawiam z moim przyjacielem, mamo. – Joonmyun wskazał swoją małą dłonią w stronę Sehuna. – Ma na imię Sehun i chce się pobawić.

– Masz mnóstwo innych przyjaciół, z którymi możesz się pobawić.

To był pierwszy raz, kiedy Sehun zdał sobie sprawę z tego, że jest samotny. Mama Joonmyuna szarpnęła go za rękę i zaprowadziła z powrotem na podwórko. Uśmiech Sehuna zamienił się w grymas, kiedy zobaczył jak Joonmyun odkręca się do niego i bezgłośnie mówi „przepraszam”. Jongin stał przy drzwiach frontowych, jego dłonie zaciskały się na koszuli, kiedy cały czas obserwował zdarzenie, aż w końcu jego mama kazała im obydwu wejść do domu. Sehun obserwował, jak drzwi wejściowe zamykają się i dopiero wtedy dostrzegł, że Joonmyun zapomniał swojego frisbee.

Dwa miesiące później rodzeństwo znowu bawiło się tak, jak kiedyś robili to z frisbee. Budowali razem bałwana, albo raczej próbowali. Jongin nadal był trochę za niski, by móc dosięgnąć szczytu, który Joonmyun staranie rzeźbił, by przypominał głowę. Sehun patrzył na to wszystko z fascynacją, zastanawiając się, jaki jest śnieg. Kiedyś, raz spadł śnieg w jego małym, szklanym, pudełkowym domu. Ale był ciepły i trochę przypominał papier. Wielki pan, który przychodził raz w miesiącu wyłączył po tym śnieg całkowicie. Odtąd zawsze było tylko oziębłe uczucie z zewnątrz.

– Sehun, kochanie! Czas na obiad!

Odkręcił się i ujrzał swoją mamę stojącą przed drzwiami, z różowym fartuchem owiniętym wokół jej tali. Westchnął i pomachał na pożegnanie w stronę Jongina i Joonmyuna, którzy nawet nie patrzyli w jego stronę. Nie spojrzeli na szklane pudełko odkąd ostatnio ich poznał.

– Mamo, dlaczego nie mogę wyjść i pobawić się jak Jongin i Joonmyun?

Jego mama westchnęła, ustawiając tuż przed nim błyszczącą zastawę z nałożonym obiadem. – Słonko, wiesz dlaczego.

Sehun wydął wargi, niezadowolony z odpowiedzi, jak i również z faktu, iż na jego talerzu ze Spidermanem była ogromna ilość warzyw. – Więc, dlaczego w takim razie oni nie mogę przyjść do nas? Tutaj jest bezpiecznie…

To nie pierwszy raz, kiedy Sehun zdaje sobie sprawę, że jest inny. Zrozumiał to, kiedy kilka lat temu próbował wyśliznąć się na zewnątrz, zaraz po tym, jak jego ojciec wyszedł do pracy. Ogromny alarm eksplodował, a płytki chodnika zaczęły pękać pod małymi stópkami sześcioletniego Sehuna. Jego matka natychmiast zabrała go do środka, mocno do siebie przytulając. W ciągu kilku minut przed pudłem zjawiły się czarne samochody. Wysocy mężczyźni weszli do środka i zganili matkę Sehuna. Sehun nie pamiętał prawie nic, oprócz strachu i zdenerwowania.

Jego mama powiedziała mu, że to niebezpieczne i nie wolno wychodzić na zewnątrz. Sehun nie umiał tego pojąć, bo przecież codziennie widział masę ludzi, którzy wychodzili! Dla niego to nie miało żadnego sensu. Powiedziała mu, że to dlatego, bo ma on w sobie super siłę, tak jak super-bohaterowie, których uwielbia. Musi być w środku, bo musi być bezpieczny, by kiedy dorośnie uratować świat. To było okropnym kłamstwem, ponieważ Sehun nigdy nie będzie mógł stąd wyjść, tak jak obiecała mu to jego mama. Ale mały, sześcioletni Sehun nie wiedział o tym. Teraz, kiedy miał osiem lat, wciąż tego nie wiedział.

– Może pewnego dnia, Sehun. – Jego mama usiadła obok niego, pocierając ramię. Jej twarz wyrażała smutek, którego Sehun nie umiał zrozumieć. Myślał, że to dlatego że nie je warzyw, tylko same kawałki kurczaka.

Po obiedzie, Sehun znowu wyszedł na dwór. Jego podwórko różniło się od tych pozostałych, które go otaczały. Było zielone, z soczystą trawą i kwitnącymi kwiatami. Jego mama miała nawet mały ogródek z boku domu, tuż przy ganku. Zero śniegu, zero zimna. Sehun wyszedł na spacer na boso, w szortach i bawełnianej koszulce, bo faktycznie, w środku było trochę gorąco.

Jongina i Joonmyuna nie było. Ich bałwan dumnie stał na podwórku. Miał nawet kapelusz i szalik. Sehun zmarszczył brwi, bo też chciał zbudować takiego. Skrzywił się, kiedy dostrzegł na podwórku po prawej stronie jego brata, bawiącego się z córką sąsiadów. Zastanawiał się, dlaczego on może wyjść, a Sehun nie.

Usiadł na trawie, wyciągając przed siebie nogi, kładąc głowę na zielonych źdźbłach trawy. Niebo miało kolor białego z odrobiną szarości. Mógł dostrzec odrobinę śniegu, który zgromadził się na górnej pokrywie, ale zaraz szybko się roztapiał od ciepłego szkła. Sehun poczuł się nagle bardzo zły. To nie fair. Zaczął wierzgać nogami i uderzać o ziemię. Krzyczał i głośno płakał, na całe gardło, chciał jedynie też móc wyjść na zewnątrz i trochę się pobawić. Chciał mieć przyjaciół i chciał bawić się w śniegu. Łzy spływy po jego twarzy, a palce zatapiały się w glebie.

Jego mama przybiegła przestraszona, że może się zranił. Jej ciepłe ręce otoczyły ciało Sehuna, a on rozpłakał się jeszcze bardziej. To takie denerwujące, a on nic nie rozumiał. Kiedy się uspokoił, zobaczył jak mama dziewczyny wychodzi i zabiera ją do środka. Jego brat wypuścił śnieżkę z ręki i pokiwał głową na słowa, których Sehun nie usłyszał. Kila sekund później jego brat wszedł przez drzwi.

– O co ci chodzi? – Chłopak skrzyżował ręce na piersi, z jego kurtki spadał śnieg.

– Seojun, nie zaczynaj.

– Nie! Mam już dość tego, jak niszczy moje życie! Nie mam prawie żadnych przyjaciół, a jego napad złości sprawił, że mama Eunseo zabrała ją do domu!

– Marsz do środka, Seojun. Do pokoju, natychmiast. Przyjdę zaraz do ciebie i sobie porozmawiamy.

Sehun obserwował jak jego brat biegnie do domu, jego twarz była czerwona ze złości, a dłonie zaciśnięte w pięści. Pani Oh zabrała go do środka i mocno przytuliła, kiedy razem usiedli na kanapie w salonie. Sehun płakał trochę dłużej, dopóki jego twarz nie zaczęła boleć, a z nosa cieknąć. Kobieta podała mu chusteczkę i pocałowała w obydwa policzki i czoło. Sehun był wdzięczny, bo to nie pierwszy raz, kiedy miał załamanie takie, jak to, a jego mama wciąż się nim opiekowała i patrzyła z uśmiechem.

– Wcale tak nie myśli, wiesz? Po prostu zbzikował od zimna.

Pocieszające słowa matki przyniosły na twarz Sehuna uśmiech. Nigdy nie chciał zranić swojego brata. Wiedział, że drugi jest sfrustrowany. Jego brat krzyczał na niego już kilka razy. Mówił jak się czuje, jak bardzo tego nie lubi, jakby w ogóle się już nie liczył. Że Sehun był niańczony, i nadal jest niańczony. Młodszy czuł się przez to źle, bo to nie jego wina, że urodził się drugi. To nie jego wina, że jest najmłodszy w rodzinie. Żałował, że nie mógł sprawić, by jego brat poczuł się lepiej.

Sehun został na chwilę sam. Położył się na kanapie i włączył telewizor, uśmiechając się, ponieważ właśnie emitowano jedną z jego ulubionych kreskówek. Oglądał ją z uśmiechem na twarzy, zawinięty ciepłym kocem, który jego mama kupiła kilka dni temu. Nie trzeba było wiele, by rozweselić Sehuna i znów zobaczyć jego uśmiech.  

W końcu zobaczył swojego brata na obiedzie. Wciąż był spięty i cały czas patrzył na Sehuna, nawet teraz, kiedy wkładał makaron do ust. Sehun opowiadał ojcu jak spędził dzień. Powiedział o Jonginie i Joonmyunie, i o tym jakiego super ulepili bałwana. Wspomniał o ulubionym programie i o tym co się w nim stało. Jego ojciec śmiał się i uśmiechał razem z nim, podczas gdy jego matka kazała jego bratu jeść warzywa i przestać patrzeć na Sehuna.

– Seojun, nie chcesz czegoś powiedzieć Sehunowi?

Sehun spojrzał na swoją mamę, a potem na brata. Jego twarz wykrzywiła się, po czym westchnął. Sehun doskonale wiedział co zaraz się stanie, bo przechodził przez to z bratem już kilka razy.

– Przepraszam, że na ciebie krzyczałem. – Słowa wyszły cichym bełkotem i Sehun wiedział, że nie są do końca szczere.

Jego matka uśmiechnęła się, głaszcząc ramię starszego syna. – I co dalej?

– I… chciałbym, żebyś przestał być takim dziwadłem!

Talerz zachrzęścił, a widelec i pałeczki upadły na podłogę. Jego brat odsunął krzesło i pobiegł schodami na górę, nie wysilając się na jakiejkolwiek słowa odpowiedzi, gdy jego ojciec kazał mu z powrotem usiąść. Sehun wzdrygnął się, jedząc powoli makaron. Jego mama szeptała coś do taty, po czym mężczyzna wstał i poszedł na górę, najprawdopodobniej do brata.

Sehun nie rozumiał dlaczego, ale dzisiaj czuł się jak jeszcze większy wyrzutek, niż zazwyczaj.





Tego poranka, kiedy Sehun wyszedł na obchód ogródka, Joonmyun był na podwórku sam. Robił to zawsze, wychodził na dwór, by policzyć ile jest jagód, albo pomidorów. Przyglądał się Joonmyunowi z boku domu, myląc się już któryś raz z rzędu przy liczeniu truskawek. Starszy chłopak mówił sam do siebie, Sehun widział jak jego usta i ręce się poruszają. Stwierdził, że to urocze, sposób w jaki Joonmyun porusza swoimi palcami, jak się uśmiecha.

Podbiegł do szyby, przyciskając do niej swoje dłonie i twarz, nie przejmując się tym, że pewnie wygląda idiotycznie. Zwinął swoje palce i zastukał w szkło, stając na palcach, chwiejąc się co kilka sekund.

– Joonmyun! Joonmyun!

Wystarczyła zaledwie chwila, by drugi spojrzał na niego. Przestał mówić sam do siebie i jego usta złączyły się w jedną linię. Sehun pomachał szybko, mając nadzieję, że może dzięki temu że Joonmyun jest sam, to przyjdzie i się z nim spotka. Wydawało się, że to zadziałało, bo Joonmyun rozejrzał się, po czym powoli podszedł do szyby.

– Cześć, Joonmyun!

Przez kilka sekund nic nie mówił, a kiedy w końcu otworzył usta, jego wargi zawinęły się do środka w przestrachu. – Moja mama mówi, że nie wolno mi z tobą rozmawiać.

Dłonie Sehuna zsunęły się z szyby, zastąpione teraz były przyciśniętym czołem. – Dlaczego? Myślałem, że chcesz być moim przyjacielem.

– Chcę! Naprawdę cię lubię! I twoje zabawki też są fajne! Ale mama powiedziała, że nie mogę z tobą rozmawiać. Że to niebezpieczne.

Dziwaczny? Niebezpieczny? Te słowa zostały w niego rzucone w bardzo krótkim odstępie czasu, czego nie umiał zrozumieć. Wiedział, że jest inny, ale jego mama zawsze mu powtarzała, że to w porządku że jest inny, i że każdy się od siebie różni. Więc dlaczego był dziwny? Dlaczego niebezpiecznie jest z nim rozmawiać? Jego mama, tata i brat rozmawiali z nim, więc dlaczego Joonmyun nie mógł?

– Dlaczego to niebezpieczne? Nie jestem wredny…

– Mama mówi, że możesz mi zrobić krzywdę.

Mina Sehuna zrzedła i czuł, że zaraz się rozpłacze. – Nigdy bym cię nie skrzywdził! Nie skrzywdziłbym przyjaciół, czy kogokolwiek innego! Obiecuję!

– Wiem. Naprawdę bardzo chcę być twoim przyjacielem. Może moja mama pozwoli mi kiedyś do ciebie przyjść. – Joonmyun spojrzał przez ramię na swój dom i skrzywił się. – Powinienem już iść. Nie chcę mieć kłopotów.

– Obiecasz chociaż, że będziesz codziennie wychodził na dwór, żeby się ze mną zobaczyć? Nawet jeżeli nie będziesz mógł podejść do szyby, to przynajmniej zobaczymy siebie z daleka!

Joonmyun uśmiechnął się i skinął szybko głową, przystając na tę propozycję. – Tak! Zróbmy tak!

Sehun machał do Joonmyuna, patrząc jak ten przechodzi przez ulicę i wraca na swoje podwórko. Widział, jak Jongin wybiegł z domu i zaczął łaskotać brata. Śmiali się, a Joonmyun rzucił w stronę młodszego śniegiem. Sehun przycisnął znowu swoje dłonie do szyby, marząc, by jego brat przestał go tak bardzo nienawidzić.

Westchnął, wchodząc powoli do swojej piaskownicy. Jego zamek, który zbudował wczoraj został zniszczony, a zabawki  były porozrzucane dookoła. Spędził kilka minut na zbieraniu ich i ułożeniu od nowa w piaskownicy. Przyjrzał się swoim zabawkom. Dokładnie studiował każdą po kolei i żadna z nich nie miała na sobie najmniejszego zadrapania. Naprawdę był niebezpieczny? Nie niszczył nawet swoich zabawek, które nie są żywe! I nawet nie myślał o tym, by kogoś zranić, nie mówiąc już o przyjaciołach.

Sehun miał nadzieję, że Joonmyun dotrzyma swojej obietnicy i codziennie wyjdzie na zewnątrz, by go zobaczyć.





Joonmyun dotrzymał obietnicy. Dotrzymywał jej przez pięć lat. Każdego dnia, Sehun wychodził na dwór na zwyczajowy obchód ogrodu. Widział wtedy Joonmyuna siedzącego na podjeździe. Czasami miał w rekach zabawkę, kiedy indziej książkę. Sehun dowiedział się, że Joonmyun uwielbia czytać. Uważał, że to głupie, ale kochał słuchać opowieści Joonmyuna o tym, co właśnie przeczytał. Nigdy nie spotkał kogoś innego, kto lubił czytać tak bardzo jak Joonmyun. 

Sehun rozmawiał z Joonmyunem przez szybę o wiele częściej, niż kiedy widzieli się pierwszy raz. Jego mama znalazła nową pracę i wracała teraz do domu później. Sehun dowiedział się, że jego tata jest obecnie w Japonii, w służbowej delegacji, więc ma kilka godzin tylko dla Sehuna, dopóki jego mama nie wróci do domu.

Czasami Jongin przychodził razem z Joonmyunem. Starszy kazał mu ze sobą przychodzić, dopóki nie kończył się ich czas, by mógł mieć go na oku. Sehun uważał, że Joonmyun jest świetnym bratem i chciał, by jego własny brat był taki miły.

Zbliżało się lato. Sehun przyciskał policzek do szyby, wydymając usta, wskazując palcem na Joonmyuna, który popijał puszkę lemoniady.

– Chciałbym mieć lemoniadę.

– Dlaczego nie zrobisz sobie trochę? – Joonmyun roześmiał się, powoli pijąc napój, wyciągając przed siebie nogi na trawie.

– Nie mamy w domu lemoniady, a ja nie umiem jej zrobić.

Joonmyun znowu się zaśmiał i przechylił ramię w stronę szyby. – Wiesz, to nie takie trudne, to zwykły sok z cytryn, woda i trochę cukru.

– Naprawdę? – Sehun roześmiał się, strzepując trochę brudu z jego spodni. – Pomożesz mi ją zrobić?

– Sehun… – Joonmyun zmarszczył brwi, jego puszka stała na kolanach.

– Przez telefon! Przez telefon, o Boże, hyung. Ale poczekajmy dopóki nie będziesz musiał wracać, okej? Lubię tutaj być.

Siedzieli na zewnątrz przez następną godzinę. Joonmyun powiedział mu o plotkach, jako że z początkiem nowego roku szkolnego w jego szkole ma zacząć działać klub książki. Mówił o tym, że chce dołączyć do drużyny baseballowej w pierwszych dniach semestru wiosennego. Sehun uważał, że to naprawdę fajne że Joonmyun chce robić te wszystkie rzeczy. Obiecał, że zrobi nieduże plakaty dla niego i zawiesi je w swoim pokoju, i wyśle mu zdjęcie przed ważnym meczem. Joonmyun zaczął się śmiać, kręcąc swoją głową, mówiąc, że to nie jest konieczne.

Jongin przyszedł po niego około czwartej, trzymał w dłoniach piłkę i nowe ubrania, które nie były jego mundurkiem. – Joonmyun, chcesz ze mną trochę pograć?   

Sehun zagryzł usta i czekał na odpowiedź Joonmyuna. Wiedział, że prawdopodobnie odpowie „tak” i zapomni o lemoniadzie. Tak jest cały czas: Jongin przychodzi do nich, a Joonmyun zgadza się na wszystko, co powie jego młodszy brat. Sehun domyślił się, że to dlatego że Jongin nie lubi Sehuna za bardzo i Joonmyun boi się, że ten może powiedzieć rodzicom o ich spotkaniach.

– Jasne – powiedział Joonmyun, podnosząc się z siadu, strzepując źdźbła niechcianej trawy z nóg i pośladków. – Pogadamy jutro, okej?

I tak jak prawie każdego dnia, patrzył teraz jak Joonmyun przechodzi przez ulicę i wchodzi razem z Jonginem na podwórko. Obserwował ich przez kilka minut. Patrzył jak szczęśliwy jest Jongin, jak się śmieje, i jak biega po trawie z Joonmyunem, walcząc o piłkę. Kiedy Jongin spojrzał na niego z ponurym wyrazem twarzy, Sehun odwrócił się i wszedł do domu.

Jego brat był w szkole, a rodzice w pracy, tak więc Sehun stał w pustym domu. Zgarbił się, bo naprawdę chciał zrobić lemoniadę z Joonmyunem. Zdecydował, że zrobi ją sam.

Pierwsza szklanka była absolutnie okropna. Za bardzo gorzka i zbyt kwaśna, tak bardzo, że Sehun prawie zwymiotował. Do czasu, kiedy robił trzecie podejście, nie było już więcej cukru, a on wylał prawie połowę soku cytrynowego na siebie i blat. Nie była taka dobra. Zbyt wodnista, przez co Sehun dał za wygraną, wylewając pozostałość do zlewu. Ciecz odbiła się od ścianek i pojawiły się małe, świecące sześciokąty. Sehun nachylił głowę, ale szybko nią pokręcił.  

Po ósmej, zadzwonił Joonmyun. Sehun przewrócił się na brzuch, wyciągając rękę w stronę telefonu. Niewielu ludzi do niego dzwoniło. Właściwie, to nikt do niego nie dzwonił, oprócz rodziców. Starsi siedzieli teraz na dole i oglądali jakiś teleturniej, a kto wie, gdzie teraz jest jego brat. Jedyną osobą, jaka została jest Joonmyun.

– Halo?

– Cześć, Sehun.

Sehun uśmiechnął się delikatnie, głos jego przyjaciela wypełnił martwą ciszę w tym pokoju. – Hej, Joonmyun. Co tam?

– Chciałem cię przeprosić, za to że cię zostawiłem. Wiesz jaki jest Jongin.

– Ach – Sehun skinął głową, palcami bawił się uchem PinkuPinku. – To nic. Ale wiesz co, hyung? Robienie lemoniady wcale nie jest takie proste, jak mówiłeś.

Jedyne co słyszał Sehun, to śmiech Joonmyuna. Nie mógł się powstrzymać i roześmiał razem z nim, przypominając sobie, jak straszne były jego próby zrobienia lemoniady. – Nie żartuję! Poważnie! To naprawdę trudne!

– Chyba przesadzasz.

Śmiali się i rozmawiali o głupich rzeczach jakie zrobili. Zamienili w końcu telefon na XBOX-a. Rozegrali kilka rund Call of Duty, a jedna z nich skończyła się nawet tym, że Sehun zaczął przeklinać i rzucił padem przez pokój, prawie go łamiąc. Ale Joonmyun był tam i uspokoił go.

Około dziesiątej, Joonmyun życzył mu dobrej nocy. Musiał szykować się do snu, by być w stanie iść jutro do szkoły. Sehun kazał mu się trzymać i miał nadzieję, że jutro w szkole dobrze mu pójdzie. Grał sam aż do drugiej. Jego oczy były już trochę zmęczone, a włosy tłuste po środku. Sehun czasami chciał mieć szkołę, do której mógłby chodzić. Miałby inny powód, by wstać rano z łóżka. Miałby znajomych i nie czułby się odrzucony. Ale zamiast tego, musiał czytać podręczniki w domu i odpowiadać na pytania wielokrotnego wyboru w internecie. Tkwił wewnątrz głupiego, szklanego pudła.

2 część ukaże się jutro, 3 po jutrze, i 4 po pojutrze. Mam nadzieję, że wytrzymacie, bo dla osoby tłumaczącej bardzo dużo znaczy, kiedy ktoś czeka i umie docenić. Wiem, że trudno da się coś takiego zrobić, kiedy angielska wersja jest w zasięgu ręki, ale zważywszy na to, że będę dodawała części dzień po dniu, to mam nadzieję, że choć niewielka część z was da radę. Dziękuję, to tyle.  



Oh Pauline®


10 komentarzy :

  1. Woah, już nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów! Zakochałam się w tematyce, klimacie i fabule tego ff! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tłumaczysz dla nas tak genialne opowiadania. Jesteś niesamowita. Na pewno będę cierpliwie czekać! Chciałabym życzyć ci też czasu oraz chęci do dalszego tłumaczenia! ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże, to jest idealne. Uwielbiam Twoje tłumaczenia. Czekam na następne rozdziały. ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że mnie krew zaleje, a Jongina rozerwe na strzępy XD Pomijając to wszystko, to ficzek jest genialny! Fabuła naprawdę boska i podziwiam autorkę oraz ciebie za te tłumaczenie. Czekam na kolejne części, już nie mogę się doczekać :3 Jezu, rzucam się na kolana, bo czuję, że Destati będzie kolejnym dobrym fikiem od ciebie :3 Pozdrawiam.
    Miś Yogi

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne. Nie wiem co wiecej moge powiedzieć. Bardzo mnie urzekło i czekam na kolejne części, bo naprawdę mnie ciekawi jak to sie rozwinie. Jestes wspaniała, dziękuje za tak cudowne tłumaczenia <3 Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  5. Angielskie ff zawsze mnie zaskakują. Często siadam przed laptopem i dla samej przyjemności chcę napisać jakieś krótki tekst - mam w głowie tyle pomysłów które uważam za naprawdę świetne! Ale kiedy przeczytam jakieś tłumaczenie bądź oryginalny tekst któregoś z opowiadań zagranicznych autorów, to.. sama nie wiem co mam wtedy myśleć. Moje fanficki nadal uważam za w miarę ciekawe, ale wiem że pewnie nigdy nie dorównają któremukolwiek z tych niesamowitych opowiadań. Tak samo było oczywiście tutaj.
    Podoba mi się to, że Jun jest małym słodziakiem którego nie obchodzi choroba Sehuna, ale podoba mi się też to, że jest Jongin który utrzymuje normy i nie zwraca uwagi na to że Sehun jest samotny i chce Juna od naszego super-bohatera odciągnąć.W sumie to jak na ten moment, właśnie ta dwójka ''urokliwych sąsiadów'' jest moimi faworytami. Trochę mnie to boli, bo nigdy nie potrafię skupić się na głównych bohaterach, patrzę jedynie na tych drugoplanowych (chociaż Myeona raczej nie mogę tak nazwać ponieważ widać że będzie bliskim (ekhm) przyjacielem Sehuna). Co nie znaczy żę nie obchodzi mnie los Sehuna, o nie, nie. Tylko czekać aż pojawi się Luhan dzięki któremu rozpromienieje jego świat (co). Chociaż prawdopodobnie to nie uszczęśliwi Sehuna, w końcu nie będzie mógł go doknąć, buu. Nienawidzę tego jak często HunHan występują w angstach, ale równocześnie to kocham, pomocy (╥_╥).
    Grzecznie czekam na kolejny rozdział.
    Baj, baj.
    Juniel

    OdpowiedzUsuń
  6. Ficzek super, już teraz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i będę grzecznie czekać XD Nie wyobrażam sobie takiego życia w pudełkiem i z całego serca współczuję Sehunowi ;-;

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam jak czytałam to ff po angielsku. Czemu ludzie piszą coś tak smutnego?? I czemu ludzie uwielbiają coś takiego czytać? ;_____;

    OdpowiedzUsuń
  8. Oczywiście Twoje tłumaczenie to cudo.
    Co do ff............. Nie lubię go. I teraz mnie zastrzel, bo to Twój ulubiony xD Nie umiem się przekonać do Destati, a czytałam już go dawno temu. Nie wiem. Może dzięki Tobie polubię to ff <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Po prostu, od momentu pierwszego spotkania Sehuna z Junmyeonem płakałam. Dosłownie miałam Sehuna na twarzy, a z moich oczu leciały łzy i co jakiś czas brałam większy łyk powietrza. Jakie to jest smutne. Sehun mało rozumie, ale jeszcze mniej rozumieją ludzie, którzy go otaczają. Nie wszyscy, ale większość, bo co on do cholery zrobił, żeby traktować go jak wyrzutka? Czego ludzie się boją, przecież odwiedzanie go nie jest niebezpieczne, tak?
    Chciałam to przeczytać już rano, ale stwierdziłam, że to nie będzie to samo, co czytanie po ciemku (nastrój *^* jak się dołować to po całości), bo wczoraj nie miałam jak bo spałam u przyjaciółki.
    To opowiadanie jest przepiękne i dziękuję za tłumaczenie, jest na prawdę cudowne :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Płaczę ;-;
    Ta przyjaźń Junmyeona i Sehuna przypomina mi wszystkie moje.... które się już skończyły.
    To jest takie smutne....

    OdpowiedzUsuń