e|Destati|f
DESTATI [1/4]
oryginał: Destati [1]
pairing: Sehun/Luhan, Sehun/Joonmyun
rodzaj: angst, romans, tragedia
ograniczenia: R, nc-17
Ostrzeżenia: same spoilery, to nie piszę (loveee)
słowa: 6 000
(tłumaczenie)
OPIS: Świat, w którym Sehun jest
przeklęty rozbijaniem wszystkiego, czego dotknie. Kiedy zakochuje się w
Luhanie, uroczym chłopcu mieszkającym obok, ogranicza go szyba, niepozwalająca
mu go dotknąć.
- Destati – z włoskiego oznacza przebudzony, ale w naszym przypadku chodzi o grę „Kingdom Hearts” i skomponowaną do niego ścieżkę dźwiękową „Destati”. Przez całą grę, a raczej poszczególne jej serie przewija się motyw „jasny” i „ciemny”, odróżnienie dobro – zło.
W tej historii naszymi dwoma przeciwległymi ostojami
jest świat „z zewnątrz” i świat „wewnątrz”. Co zrozumiecie, kiedy zaczniecie
czytać opowiadanie. Życzę miłej lektury! (p.s. To mój najukochańszy ficzek.
:<<<)
Co do soundtracku poniżej, to to jest 10 randomowo wybranych piosenek przez oryginalną autorkę. One się szuflują, więc nie zawsze dopasują się brzmieniem. Możecie go odsłuchać, lub też nie. Jak chcecie. (Ale jak będziecie go słuchać i przelecą wszystkie piosenki, to wtedy automatycznie włącza się kolejna playlista, która nie jest już składanką do ficzka.)
Co do soundtracku poniżej, to to jest 10 randomowo wybranych piosenek przez oryginalną autorkę. One się szuflują, więc nie zawsze dopasują się brzmieniem. Możecie go odsłuchać, lub też nie. Jak chcecie. (Ale jak będziecie go słuchać i przelecą wszystkie piosenki, to wtedy automatycznie włącza się kolejna playlista, która nie jest już składanką do ficzka.)
Coś
takiego zdarza się tylko raz w przeciągu kilku stuleci. A gdy już się stanie,
wie o tym całe miasto. To coś, o czym trudno nie usłyszeć. Rozgłaśniają to
przez audycje, gazety, alarmy ostrzegawcze i każdy inny rodzaj informacji, do
którego dostęp ma rząd. Nagłaśniają sprawę przez kilka dni, czasami miesięcy, w
zależności od tego, kim jest dana osoba. Pewnego razu plakaty ostrzegawcze
oblepiały każdą ulicę miasta przez cały rok. Niezmiennie w tej samej formie
rozbłyski znaków migoczące zdjęciem dziecka, dokładnie co godzinę. Dla miasta
zaczynały się wtedy ponure czasy.
Wielu
ludzi boi się tego zdarzenia. Istnieją fałszywe doniesienia i komunikaty, które
pojawiają się co jakiś czas, mówiące o kolejnej dotkniętej osobie. Społeczność
krzyczy z przerażenia, a miasto pustoszeje w ciągu kilku dni. Wszystkich
wyszkolono, by zawsze obawiali się najgorszego. Nauczono, by osoba z tą
przypadłością nigdy w ich oczach nie była człowiekiem. Przeszkolono, by za
wszelką cenę jej unikali. Przestrzegli, by zawsze byli mili, jeżeli ktoś taki
się do nich zbliży. Nikt nie chce zdenerwować kogoś takiego.
To
bardzo poważna sprawa dla całego świata. Doktorzy i pielęgniarki szkoleni są
przez długie lata, by poradzić sobie z tą chorobą, jeżeli los sprawi, że będą
musieli się z nią zmierzyć. W szkołach i korporacjach prowadzone są specjalne
szkolenia, na wypadek, gdyby ktoś taki uciekł. We wszystkich budynkach na całym
świecie znajdują się przyciski alarmowe. Nie można być niezdecydowanym, jeżeli
chodzi o tę chorobę.
Wraz
z rozwojem technologii i informacji wywiadowczych, szkoły zaczęły oferować niezliczoną
ilość kierunków dotyczących tej choroby. Studia doktoranckie, magisterskie,
nawet zwykłe licea wprowadzały specjalne lekcje. Zapotrzebowanie na osoby
wykształcone w tej dziedzinie było ogromne, a za wiedzę na temat tej
przypadłości płacono ogromne sumy pieniędzy. Tak bardzo wystraszona była
ludzkość.
W
roku 2156 zdarzyło się to po raz siódmy. Dwunasty kwietnia był szczególnym
dniem. Dziesiąta pięćdziesiąt sześć rano była szczególną godziną. Lekarze
natychmiast rozpoznali chorobę. Pani Oh parła i parła, aż do momentu, w którym
pojawił się jej nowy, mały chłopczyk. Szczęście z narodzin jej drugiego syna
nie trwało długo. Głośne trzaśnięcie, kilka sapnięć, rozbity stolik i dziecko
spadające na podłogę. Pielęgniarki krzyczały, a doktor natychmiast ułożył
noworodka w oddzielnym inkubatorze. Pani Oh patrzyła na pielęgniarki ze
zdezorientowaniem. Chwilę później inkubator zaczął się trząść i pękła jedna z
nóg. Zgromadzeni patrzyli kolejno po sobie, żaden z nich nic nie zrobił. Minęło
ponad sto lat od ostatniego razu. Pielęgniarki w sali nie były przygotowane.
Nie zostały przeszkolone, zbyt rzadko miało miejsce coś takiego. Pani Oh
zaczęła krzyczeć, każąc im zabrać jej dziecko, kiedy kolejna noga zaczęła
pękać.
Jednak
nikt się nie poruszył. Lekarz jedynie wyszeptał coś w stronę stojącej obok
niego pielęgniarki. Pierwsza noga złamała się, a pani Oh wyrwała podłączoną
sobie kroplówkę, powodując szybki upust własnej krwi. Skomlała z bólu, kiedy
próbowała dostać się do swojego malutkiego chłopca. Płacz dziecka był
przeszywający, małe dłonie zaciskały się w piąstki, które sporadycznie
wymachiwały w powietrzu. Z oczu pani Oh wypływały łzy. Nie wiedziała co się
dzieje i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nikt nie zamierza jej pomóc. Doktor
wyszedł z pomieszczenia, a pielęgniarki zwróciły się w jej stronę, nakłaniając
ją, by wróciła do łóżka, ponieważ wciąż jest słaba i obolała. Z jej ręki
skapywała krew, wsiąkając w szpitalną odzież. Jej kończyny zaczęły trząść się z
bólu, czuła, jakby trzymane dziecko ważyło więcej niż ona sama. Mięśnie napięły
się, a ciężar był większy i większy z każdą mijającą sekundą.
–
Pani Oh – odezwał się spokojnie lekarz, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Pani Oh,
proszę mnie uważnie posłuchać. Musi pani odłożyć syna. To bardzo ważne, by położyła
go pani z powrotem w inkubatorze, teraz.
Kobieta
jedynie zapłakała i zaprzeczyła ruchem głowy, sprzeciwiając się nakazom
lekarza: – Nie! To się zaraz rozpadnie! Nie zostawię tam mojego dziecka!
Czuła,
jakby ktoś włożył jej ręce w imadło, coś w stylu łamania ręki w pół, a z każdą
sekundą było coraz gorzej. Kiedy usłyszała pęknięcia, lekarz wyrwał jej
dziecko, umieszczając je szybko w inkubatorze, zanim spotka go taki sam los.
Pani Oh wrzeszczała, mocno zaciskając ręce, opuchlizna zaczynała już być
widoczna. Pielęgniarka pomogła jej dostać się do łóżka, ponownie podłączyła
kroplówkę i najszybciej jak tylko umiała, podała jej środki przeciwbólowe.
Wszystko działo się tak szybko, dla pani Oh to było za wiele. Jej syn płakał i
płakał, a ona szlochała z nim, nie zdając sobie sprawy z przerażającego fatum,
które naznaczyło jej syna.
Kilka
minut później do pokoju przyszedł jeden ze starszych lekarzy. Trzymał kilka
dokumentów, a na nosie miał ledwo utrzymujące się okulary. Wyszeptał coś w
stronę innego lekarza, a jego oczy przepełniał smutek i żal. Chwilę później
stanął obok pani Oh, przesuwając nieco w górę swoje okulary.
–
Pani Oh. Posiadam informacje na temat tego, co dzieje się z pani synem. – Jego
głos był spokojny i cichy, jakby był zakłopotany przez to, co mówi. – Jest mi
bardzo przykro, że muszę panią poinformować o tym, iż pani syn jest odmieńcem.
To, co go dotknęło jest bardzo rzadkie i nietypowe, ale jestem pewien, że
słyszała już pani o tej chorobie.
Nikt
nie potrzebował niczego więcej, by wiedzieć o co chodzi. Ta dolegliwość nie
miała żadnej nazwy. Nikt nie chciał jej nazwać. Wszyscy bali się tego tak
bardzo, że nie potrafili o tym nawet rozmawiać. Nie dało się tego usunąć, albo
wyleczyć. To trwałe i obezwładniające. Nikt nie wie, jak to się zaczęło, choć
pierwszy przypadek pojawił się już wieki temu. Jedno urodzenie na kilka wieków
sprawiło, że udało się wykonać tylko część testów. Nawet jeżeli przeprowadzenie
badań było możliwe, to i tak nie można ich wykonać ze względu na objawy choroby.
Dziecko
rodzi się z przekleństwem rozbijania wszystkiego, czego dotknie. Zarejestrowano
to tylko u mężczyzn, i chociaż możliwe jest to także w przypadku kobiet, to
wcześniejsze sześć przypadków, również były chłopcami. Nie ma żadnych przyczyn
powstania tej choroby. Brak jakichkolwiek wad w spirali DNA czy też innych
objawów upośledzających dziecko. Ta przypadłość nie jest wynikiem działań,
jakie kobieta robi, lub też nie, podczas trwania ciąży. Nie jest też
konsekwencją zażywania jakiś leków, wypadku, ran czy też jakichkolwiek innych
rodzajów obrażeń. Nie da się nic zrobić, by temu zapobiec, i nic nie da się
zrobić, by to wywołać.
Niektórzy
mówią, że to dosłowne przekleństwo zesłane od Boga. Przodek rodziny musiał
zrobić coś tak strasznego, że wywołał gniew Bogów, powodując tym samym
naznaczenie przyszłych pokoleń rodziny. Jedna z kobiet powiedziała, że widziała
kiedyś anioła zstępującego z nieba, który przeklął mężczyznę. Oczywiście, to
kłamstwo, bo wspomniany mężczyzna nie otrzymał choroby, ponieważ to
zjawisko ujawnia się przy narodzinach. Wielu ludzi wierzy, że to kara boska.
Opowieści o Wszechmocnym, który przeklina człowieka, którego tylko sobie
wybierze. Prawdopodobnie przypadkowo, ale być może wybiera te rodziny, które
obserwuje już od dłuższego czasu. Ale oczywiście, nikt nie wie niczego na
pewno.
–
Teraz, wypełnimy kilka dokumentów, które skończą to wszystko. Pani dziecko nie
będzie czuło żadnego bólu, wprowadzimy je w narkozę, by mogło spokojnie umrzeć.
Nasze pielęgniarki są do tego wspaniale wyszkolone. Jedyne czego potrzebujemy,
to pani podpis, ale najpierw damy pani trochę czasu, by mogła się pani pożegnać
z synem.
Dla
pani Oh to była niezmiernie trudna decyzja. Jej syn jest skazany na życie w
bólu i samotności. To nie jej wina. Nikt nie jest winny temu, że choroba
wybrała właśnie jego. Ale to jej syn. Czekała na niego, jej poprzedni syn miał
zaledwie cztery lata. Przygotowali już pokoik dziecięcy, z niebieską
pościelą, a nawet uroczym słoniem nad kołyską. Wszystko było już idealnie
zaplanowane.
–
Co jeśli chcę go zatrzymać?
Lekarz
wyglądał na zdezorientowanego, jego brwi uniosły się wysoko, kiedy palcem
wsunął okulary wyżej na nos. – Cóż, pani Oh, nie ma żadnego lekarstwa na tę
chorobę, wie pani o tym, prawda? Pani syn będzie zmuszony do życia w pudełku, do końca swoich dni nie będzie mógł z nikim się integrować.
–
Musi dać się coś zrobić, prawda? Czy on... w żaden sposób nie może dotykać
przedmiotów?
–
Ostatnim razem, mężczyzna rozbijał tylko te rzeczy, które dotknął dłońmi.
Uważamy, że to prawdopodobnie jakaś ewolucja w chorobie, ale niczego nie możemy
być pewni, skoro to tylko jeden przypadek. Obserwując dzisiejsze wydarzenia,
nie sądzę, by to był przypadek pani syna. Musi mi pani powiedzieć, co mamy
zrobić, zanim będzie za późno.
Pani
Oh usiadła na łóżku. Pielęgniarki naciskały jej ramiona, by z powrotem ułożyć
ją w pozycji leżącej, nie chcąc jej pozwolić na to, by znów spróbowała dotknąć
swojego syna. Ale jej dziecko zostało już przeniesione do innego, odizolowanego
pokoju. Został umieszczony w jednej ze specjalnych sal szpitalnych. Każdy
szpital obowiązkowo musiał mieć takie pomieszczenie, na wypadek pojawienia się
tej choroby. Było całkowicie zabezpieczone przed rozbiciem, dzięki dużej ilości
diamentu i wygenerowanemu przez komputer polu siłowemu. Technologia czyni cuda,
nawet dla kogoś tak niebezpiecznego.
–
Chcę go zatrzymać, proszę. To nie jego wina, nie powinien być za to karany.
Może być kimś naprawdę wielkim.
Prawdopodobieństwo
tego, że ten mały chłopiec, urodzony dwunastego kwietnia mógłby zostać kimś
wielkim było znikome. Będzie zmuszony do życia w swoim własnym świecie
stworzonym ze szkła i fałszywych przedmiotów. Będzie samotny, odizolowany,
znienawidzony, całe miasto, a nawet cały świat będzie się go bać. Chłopiec
będzie musiał oglądać świat zza szyby, nigdy nie będzie w stanie go poznać. To
było okropne, potworne przekleństwo. Ale pani Oh wierzyła w swojego syna.
Wierzyła, że jej syn może zostać kimś wielkim.
Po
raz pierwszy od stuleci bilbordy i stacje informacyjne rozbłysnęły
jaskrawoczerwonymi tytułami i wyjącymi alarmami. Wszyscy mieszkańcy miasta
zatrzymali się i patrzyli, jak słowa przesuwają się po ekranie. Chłopiec
urodzony z chorobą. Słychać było krzyki, matki przyciągały do siebie swoje
dzieci w obawie przed nadchodzącym. Właściciele restauracji i firm wszczęły
tworzenie nowych systemów dodatkowego zabezpieczenia.
Twarz
pani Oh zamigała na ekranie, następnie pojawiały się kolejne zdjęcia członków
rodziny Oh. Wyświetlił się adres, a wraz z nim zdjęcie ich domu. Ostrzeżenie
powtarzało się przez kilka następnych minut. Nie podchodzić do nich. Nie wdawać
się w rozmowę. Nie wpuszczać do żadnych sklepów. Być może ludzie byli za bardzo
przewrażliwieni. Przecież nie cała rodzina była naznaczona. Przeklęty był tylko
ten jeden, mały chłopiec. Ale ludzie nadal wierzyli, że to zaraźliwe. Coś, co
łatwo można przejąć od drugiej osoby. Choć mieli też powody do ostrożności.
Wystarczył zaledwie jeden dotyk, by wszystko rozbić.
Kiedy
rodzina Oh wróciła ze szpitala, ich dom był zamknięty w szklanym pudełku. Było
ogromne i wyraźnie odznaczało się na tle innych domów w sąsiedztwie. Czekało na
nich kilku policjantów, a nawet urzędników państwowych.
–
Przepraszam, co to jest? Co się stało z moim domem? – Pan Oh był wyraźnie
zaniepokojony, jego twarz wyrażała dezorientację.
–
To zwyczajowe procedury w przypadku ludzi takiego rodzaju, jak wasz – odezwał
się stanowczym głosem mężczyzna.
–
Ludzi naszego rodzaju? O czym pan do cholery mówi?
Pani
Oh zakryła dłońmi uszy swojego starszego syna, chroniąc go przed rozmową
toczoną obok nich. Jej oczy były przepełnione smutkiem. Jej drugi syn został
przyniesiony przez innego urzędnika państwowego. Musiała zostawić go w
szpitalu, obawiając się wszystkiego, co mogło się mu zdarzyć. Bardzo jasno i
stanowczo obwieściła, że chce go zatrzymać. Sposób, w jaki lekarze i
pielęgniarki odnosili się do niej sprawiał, że w sercu czuła ukłucie strachu że
jednak mogą mu zrobić coś złego.
Przy
podjeździe były małe drzwi. Wymagały kodu dostępu, który podano pani i panu Oh.
Szkło zaświeciło zielonym wzorem sześciokątów. Urzędnik państwowy poinformował
ich, że od tej pory ich dom jest pod całkowitym monitoringiem. Każdy ruch,
każde wejście i wyjście, wszystko co będą robić zostanie zarejestrowane i
zapisane. Wszystko w ich domu zostało obłożone specjalną materią. Tą samą, w
której przetrzymywali ich syna w szpitalu. Zapewniono ich, że nie będzie ona
miała żadnego wpływu na strukturę, smak, dotyk czy użytkowanie. Dzięki temu ich
syn mógł dotykać wszystkiego, niczego nie rozbijając. Rzeczy, które będą
chcieli kupić zostaną przetworzone w specjalnej materii przy wejściu do domu.
Pani Oh była wdzięczna postępowi technologii, bo dzięki niej, jej syn dostał
szansę na normalne życie, nawet jeżeli oznaczało to, że jest uwięziony w
szklanym pudełku.
Otrzymali
instrukcje, jak mają żyć. Pan i pani Oh nadal mogą pracować w tych samych
miejscach. Ich najstarszy syn nadal może chodzić do tej samej szkoły. Mogą
kosić trawę i uprawiać ogródek. Pory roku mogą się zmieniać tak samo jak u ich
sąsiadów, z tym wyjątkiem, że wszystko będzie sztuczne. Ale jedyny sposób w
jaki będą mogli poczuć pogodę, to wyjść za szklane pudło. Nadal mogą mieć
przyjaciół, odwiedzać krewnych, ale oni również będą wtedy obserwowani, a kiedy
zechcą wejść do szklanej pułapki, zostaną pokryci zabezpieczeniem. W sumie,
życie nie będzie takie złe.
Kiedy
przyjechał ich nowy syn, trzymany w pudełku przez innego już oficera, pani Oh
rzuciła się w jego stronę, chcąc się upewnić, że nic mu nie jest.
Funkcjonariusze odepchnęli ją na bok i zaczekali, aż przesuwane drzwi zamkną
się za oficerem. Położył on pudełko na ziemi i wystukał swoim palcem wzór na
holograficznej klawiaturze, która pokrywała szklaną warstwę. Maleńkie dziecko w
środku spokojnie spało, jego grzywka lekko sterczała spod czapeczki. Pani Oh
cierpliwie czekała, nie chcąc znowu być odepchniętą przez funkcjonariuszy.
Minęło kilka minut i jej syn został ułożony w jej ramionach.
Nie
czuła żadnego bólu czy niepokoju, kiedy trzymała go przyciśniętego do swojej
klatki piersiowej. Pachniał środkiem dezynfekującym i szpitalem. Wzdrygnęła się
na myśl o testach przeprowadzonych na jej dziecku. Nadal był jeszcze młody,
miał zaledwie trzy dni. Miał okrągłe policzki i piękne czarne włosy, które na
razie były rzadkie. Kiedy otworzył swoje oczy, były one w kolorze ciemnego
brązu z odcieniem zielonego. Pani Oh uważała, że był najpiękniejszy.
–
Pani Oh. Przeprowadziliśmy wszystkie standardowe badania dla noworodków. Jego
wzrost mieści się w zakresie i nie wliczając przypadłości, jest całkowicie
zdrowy – powiedział oficer, przebiegając wzrokiem po tablecie, w którego
posiadaniu byli tylko najważniejsi urzędnicy. – Ale musimy poznać jeszcze kilka
rzeczy, zanim pójdziemy.
–
Rozumiem, co panowie chcą jeszcze wiedzieć?
–
Po pierwsze, musimy poznać jego imię. Ponadto, musimy być pewni, że wiedzą
państwo jak trudno będzie wychować to dziecko. Musicie być świadomi tego, że on
nigdy stąd nie wyjdzie. Zostanie w tym szklanym pudełku do końca swojego życia.
To
zrozumiałe, dlaczego dziecko nie może opuścić tego domu. Jeśli się zdenerwuje,
może zniszczyć całe miasto. Już wcześniej coś takiego miało miejsce. Trzecia
zanotowana osoba z tą chorobą dopuściła się tego czynu. Zniszczyła małe miasto
w wiejskiej części Austrii. To od tamtego zdarzenia zaczęto trzymać ich w
wyznaczonych rejonach. Pani Oh wiedziała, że potrafi wychować swojego syna.
Szkoła nie będzie problemem, od kiedy stacjonarnych placówek jest o wiele
mniej, niż tych online. Da z siebie wszystko, by zapewnić swojemu synowi jak
najlepsze życie.
–
Rozumiem. Będę przestrzegać zasad i podejmę się wyzwania wychowania go. – Mały
chłopiec wyciągnął rączki zza kocyka. Jego małe dłonie ścisnęły włosy pani Oh i
lekko je ciągnęły. Otworzył na chwilę oczy i kilka razy zamrugał. To pierwszy
raz, kiedy niemowlę spojrzało na swoją mamę.
Pani
Oh chciała się rozpłakać. Chciała powiedzieć swojemu synowi jak bardzo go
przeprasza za wszystkie okropne rzeczy, które będzie musiał znieść, by żyć.
Było jej przykro, ale chciała by jej syn przezwyciężył trudności i stał się
kimś wspaniałym. Pochyliła się i złożyła pocałunek na jego czole, uśmiechając
się, gdy zaczął cicho gaworzyć.
–
I… na imię ma Sehun. Oh Sehun.
Czasami
na świecie jest pochmurno. Czasami niebo jest czyste, a jeszcze kiedy indziej
jest mgła i ledwo co widać. Wszystko zależy od pogody. Ale pogoda jest czymś,
co dla Sehuna jest zupełnie obce. Może jedynie zobaczyć ją z trawnika, na
którym stoi, albo z okna jego pokoju. Nigdy nie poczuł deszczu czy słońca.
Nigdy nie bawił się w śniegu, ani nie skakał po kałużach. Nigdy nie doświadczył
ciepła letnich promieni słonecznych czy zimnego, zimowego wiatru. Sehun widział
to wszystko jedynie przez szklaną szybę. Mógł dostrzec wędrujące krople na jej
powierzchni i usłyszeć uderzający w nią wiatr. Szyba czasami w upalne dni
stawała się ciepła. Ale to wszystko, co mógł poczuć.
Dzisiaj
jest trzeci grudnia. Na zewnątrz pada śnieg, a on widzi dzieci po drugiej
stronie ulicy rzucające się śnieżkami. To nie jest ciężki śnieg, który zalega
przez kilka tygodni. To lekki, puszysty opad, który rozpuszcza się po kilku
sekundach od zetknięcia z rękawiczką. Ale jest go wystarczająco, by dzieci
mogły się w nim bawić.
Po
drugiej stronie ulicy mieszka dwoje chłopców. Jeden nazywa się Joonmyun, a
drugi Jongin. Joonmyun ma dziesięć lat i jest starszy o dwa lata od Sehuna. Wie
to, bo któregoś dnia wczesnej jesieni, chłopiec wraz z bratem bawili się
frisbee na podwórku. Przeleciało przez ulicę i uderzyło o szybę domu Sehuna.
Sehun wstał, wyszedł z piaskownicy i wytarł stopy o miękką trawę. Podbiegł do szkła
i przycisnął swoje dłonie do powierzchni, po czym obserwował jak plastikowe
kółko porusza się pod względem wiatru świata zewnętrznego. Sehun doskonale
pamiętał wyraz twarzy starszego. Był przerażony, oczy miał szeroko otwarte, a
ciało napięte. Wyszeptał coś do młodszego chłopca, zanim przeszedł przez ulicę.
Sehun
był podekscytowany, bo może chłopiec przywita się z nim. Może będzie chciał
wejść i pobawić. Sehun miał mnóstwo zabawek. Miał ciężarówki, które mogły
przewozić piłki i figurki z bajek wokół domu. Miał nawet basen na tyłach
podwórka, który był przyjemny i ciepły. Naprawdę chciałby, żeby ktoś go
odwiedził i się z nim pobawił. Chłopiec był coraz bliżej, a uśmiech Sehuna
robił się coraz jaśniejszy, kiedy małą dłonią machał w jego stronę.
–
Cześć!
Chłopiec
podniósł frisbee i wyprostował się, jego oczy napotkały spojrzenie Sehuna.
Widział w nich strach i niepewność.
–
Cz-cześć – powiedział cichym, łagodnym głosem.
Sehun
uśmiechnął się i nacisnął jeszcze mocniej dłońmi na szybę, przyciskając też
czubek swojego nosa. – Nazywam się Sehun! A ty?
Chłopak
wydawał się trochę uspokoić, jego ramiona opadły, a twarz nie była już tak
spięta. Sehun uśmiechał się, bo może chłopiec zrozumiał, że Sehun jest zupełnie
taki jak on. Jest dzieckiem, i to wszystko.
–
Joonmyun. Miło mi ciebie poznać, Sehun.
Joonmyun
mówił tak, jak przystało na dobrze wychowanego, tak stwierdził Sehun, kiedy
rozmawiali. Dowiedział się, że jego brat Jongin ma siedem lat, a Joonmyun
dziesięć. Że lubi bawić się ciężarówkami i malować. Powiedział Sehunowi, że
jego ulubiony kolor to niebieski, na co Sehun się roześmiał i przyznał, że
niebieski też jest jego ulubionym kolorem.
Rozmawiali
przez kilka minut. Sehun przyniósł nawet swoją ulubioną ciężarówkę, którą bawił
się codziennie. Joonmyun stwierdził, że to najfajniejsza ciężarówka jaką
kiedykolwiek widział. Chłopiec pokazał mu wszystkie jej odjazdowe funkcje. Z
boku jest przycisk, który sprawiał, że zapalały się światła. Inny przycisk
włączał odgłos uruchamianego samochodu. Młodszy wydawał swoje własne odgłosy
silnika, kiedy podnosił zabawkę ku szybie, śmiejąc się z Joonmyuna,
obserwującego wszystko z zafascynowaniem.
–
Chcesz wejść i pobawić się nią? Mam mnóstwo ciężarówek! I mam też piaskownicę!
– Sehun odkręcił się lekko i wskazał na pojemnik w kształcie żółwia z kilkoma
zabawkami wbitymi w wystający stos piasku. – Możemy zbudować zamek i rządzić
naszym własnym królestwem!
Oczy
Joonmyuna rozjaśniły się, kiedy Sehun zagryzł wargi w oczekiwaniu. Nigdy
wcześniej nie miał gościa. Nigdy wcześniej nie miał nawet przyjaciela, oprócz
jego brata. – Jasne, strasznie chcę wejść i się pobawić, Sehun!
–
Dobrze, hyung! Tylko otworzę ci drzwi. Są obok garażu.
Zanim
Sehun zdążył się poruszyć, usłyszał kobiecy głos wołający imię Joonmyuna. Sehun
obserwował, jak starszy odkręca się i patrzy na kobietę, która przechodziła
teraz przez ulicę z brwiami zmarszczonymi ze złości.
–
Joonmyun, co ty tutaj robisz? Co ci mówiłam na temat nie wychodzenia za bramę.
–
Rozmawiam z moim przyjacielem, mamo. – Joonmyun wskazał swoją małą dłonią w
stronę Sehuna. – Ma na imię Sehun i chce się pobawić.
–
Masz mnóstwo innych przyjaciół, z którymi możesz się pobawić.
To
był pierwszy raz, kiedy Sehun zdał sobie sprawę z tego, że jest samotny. Mama
Joonmyuna szarpnęła go za rękę i zaprowadziła z powrotem na podwórko. Uśmiech
Sehuna zamienił się w grymas, kiedy zobaczył jak Joonmyun odkręca się do niego
i bezgłośnie mówi „przepraszam”. Jongin stał przy drzwiach frontowych, jego
dłonie zaciskały się na koszuli, kiedy cały czas obserwował zdarzenie, aż w
końcu jego mama kazała im obydwu wejść do domu. Sehun obserwował, jak drzwi
wejściowe zamykają się i dopiero wtedy dostrzegł, że Joonmyun zapomniał swojego
frisbee.
Dwa
miesiące później rodzeństwo znowu bawiło się tak, jak kiedyś robili to z
frisbee. Budowali razem bałwana, albo raczej próbowali. Jongin nadal był trochę
za niski, by móc dosięgnąć szczytu, który Joonmyun staranie rzeźbił, by
przypominał głowę. Sehun patrzył na to wszystko z fascynacją, zastanawiając
się, jaki jest śnieg. Kiedyś, raz spadł śnieg w jego małym, szklanym,
pudełkowym domu. Ale był ciepły i trochę przypominał papier. Wielki pan, który
przychodził raz w miesiącu wyłączył po tym śnieg całkowicie. Odtąd zawsze było
tylko oziębłe uczucie z zewnątrz.
–
Sehun, kochanie! Czas na obiad!
Odkręcił
się i ujrzał swoją mamę stojącą przed drzwiami, z różowym fartuchem owiniętym
wokół jej tali. Westchnął i pomachał na pożegnanie w stronę Jongina i
Joonmyuna, którzy nawet nie patrzyli w jego stronę. Nie spojrzeli na szklane
pudełko odkąd ostatnio ich poznał.
–
Mamo, dlaczego nie mogę wyjść i pobawić się jak Jongin i Joonmyun?
Jego
mama westchnęła, ustawiając tuż przed nim błyszczącą zastawę z nałożonym
obiadem. – Słonko, wiesz dlaczego.
Sehun
wydął wargi, niezadowolony z odpowiedzi, jak i również z faktu, iż na jego
talerzu ze Spidermanem była ogromna ilość warzyw. – Więc, dlaczego w takim
razie oni nie mogę przyjść do nas? Tutaj jest bezpiecznie…
To
nie pierwszy raz, kiedy Sehun zdaje sobie sprawę, że jest inny. Zrozumiał to,
kiedy kilka lat temu próbował wyśliznąć się na zewnątrz, zaraz po tym, jak jego
ojciec wyszedł do pracy. Ogromny alarm eksplodował, a płytki chodnika zaczęły
pękać pod małymi stópkami sześcioletniego Sehuna. Jego matka natychmiast
zabrała go do środka, mocno do siebie przytulając. W ciągu kilku minut przed
pudłem zjawiły się czarne samochody. Wysocy mężczyźni weszli do środka i
zganili matkę Sehuna. Sehun nie pamiętał prawie nic, oprócz strachu i
zdenerwowania.
Jego
mama powiedziała mu, że to niebezpieczne i nie wolno wychodzić na zewnątrz.
Sehun nie umiał tego pojąć, bo przecież codziennie widział masę ludzi, którzy
wychodzili! Dla niego to nie miało żadnego sensu. Powiedziała mu, że to
dlatego, bo ma on w sobie super siłę, tak jak super-bohaterowie, których
uwielbia. Musi być w środku, bo musi być bezpieczny, by kiedy dorośnie uratować
świat. To było okropnym kłamstwem, ponieważ Sehun nigdy nie będzie mógł stąd
wyjść, tak jak obiecała mu to jego mama. Ale mały, sześcioletni Sehun nie
wiedział o tym. Teraz, kiedy miał osiem lat, wciąż tego nie wiedział.
–
Może pewnego dnia, Sehun. – Jego mama usiadła obok niego, pocierając ramię. Jej
twarz wyrażała smutek, którego Sehun nie umiał zrozumieć. Myślał, że to dlatego
że nie je warzyw, tylko same kawałki kurczaka.
Po
obiedzie, Sehun znowu wyszedł na dwór. Jego podwórko różniło się od tych
pozostałych, które go otaczały. Było zielone, z soczystą trawą i kwitnącymi
kwiatami. Jego mama miała nawet mały ogródek z boku domu, tuż przy ganku. Zero
śniegu, zero zimna. Sehun wyszedł na spacer na boso, w szortach i bawełnianej
koszulce, bo faktycznie, w środku było trochę gorąco.
Jongina
i Joonmyuna nie było. Ich bałwan dumnie stał na podwórku. Miał nawet kapelusz i
szalik. Sehun zmarszczył brwi, bo też chciał zbudować takiego. Skrzywił się,
kiedy dostrzegł na podwórku po prawej stronie jego brata, bawiącego się z córką
sąsiadów. Zastanawiał się, dlaczego on może wyjść, a Sehun nie.
Usiadł
na trawie, wyciągając przed siebie nogi, kładąc głowę na zielonych źdźbłach
trawy. Niebo miało kolor białego z odrobiną szarości. Mógł dostrzec odrobinę
śniegu, który zgromadził się na górnej pokrywie, ale zaraz szybko się roztapiał
od ciepłego szkła. Sehun poczuł się nagle bardzo zły. To nie fair. Zaczął
wierzgać nogami i uderzać o ziemię. Krzyczał i głośno płakał, na całe gardło,
chciał jedynie też móc wyjść na zewnątrz i trochę się pobawić. Chciał mieć
przyjaciół i chciał bawić się w śniegu. Łzy spływy po jego twarzy, a palce
zatapiały się w glebie.
Jego
mama przybiegła przestraszona, że może się zranił. Jej ciepłe ręce otoczyły
ciało Sehuna, a on rozpłakał się jeszcze bardziej. To takie denerwujące, a on
nic nie rozumiał. Kiedy się uspokoił, zobaczył jak mama dziewczyny wychodzi i
zabiera ją do środka. Jego brat wypuścił śnieżkę z ręki i pokiwał głową na
słowa, których Sehun nie usłyszał. Kila sekund później jego brat wszedł przez
drzwi.
– O
co ci chodzi? – Chłopak skrzyżował ręce na piersi, z jego kurtki spadał śnieg.
–
Seojun, nie zaczynaj.
–
Nie! Mam już dość tego, jak niszczy moje życie! Nie mam prawie żadnych
przyjaciół, a jego napad złości sprawił, że mama Eunseo zabrała ją do domu!
–
Marsz do środka, Seojun. Do pokoju, natychmiast. Przyjdę zaraz do ciebie i
sobie porozmawiamy.
Sehun
obserwował jak jego brat biegnie do domu, jego twarz była czerwona ze złości, a
dłonie zaciśnięte w pięści. Pani Oh zabrała go do środka i mocno przytuliła,
kiedy razem usiedli na kanapie w salonie. Sehun płakał trochę dłużej, dopóki
jego twarz nie zaczęła boleć, a z nosa cieknąć. Kobieta podała mu chusteczkę i
pocałowała w obydwa policzki i czoło. Sehun był wdzięczny, bo to nie pierwszy
raz, kiedy miał załamanie takie, jak to, a jego mama wciąż się nim opiekowała i
patrzyła z uśmiechem.
–
Wcale tak nie myśli, wiesz? Po prostu zbzikował od zimna.
Pocieszające
słowa matki przyniosły na twarz Sehuna uśmiech. Nigdy nie chciał zranić swojego
brata. Wiedział, że drugi jest sfrustrowany. Jego brat krzyczał na niego już
kilka razy. Mówił jak się czuje, jak bardzo tego nie lubi, jakby w ogóle się
już nie liczył. Że Sehun był niańczony, i nadal jest niańczony. Młodszy czuł
się przez to źle, bo to nie jego wina, że urodził się drugi. To nie jego wina,
że jest najmłodszy w rodzinie. Żałował, że nie mógł sprawić, by jego brat
poczuł się lepiej.
Sehun
został na chwilę sam. Położył się na kanapie i włączył telewizor, uśmiechając
się, ponieważ właśnie emitowano jedną z jego ulubionych kreskówek. Oglądał ją z
uśmiechem na twarzy, zawinięty ciepłym kocem, który jego mama kupiła kilka dni
temu. Nie trzeba było wiele, by rozweselić Sehuna i znów zobaczyć jego uśmiech.
W
końcu zobaczył swojego brata na obiedzie. Wciąż był spięty i cały czas patrzył
na Sehuna, nawet teraz, kiedy wkładał makaron do ust. Sehun opowiadał ojcu jak
spędził dzień. Powiedział o Jonginie i Joonmyunie, i o tym jakiego super
ulepili bałwana. Wspomniał o ulubionym programie i o tym co się w nim stało.
Jego ojciec śmiał się i uśmiechał razem z nim, podczas gdy jego matka kazała
jego bratu jeść warzywa i przestać patrzeć na Sehuna.
–
Seojun, nie chcesz czegoś powiedzieć Sehunowi?
Sehun
spojrzał na swoją mamę, a potem na brata. Jego twarz wykrzywiła się, po czym
westchnął. Sehun doskonale wiedział co zaraz się stanie, bo przechodził przez
to z bratem już kilka razy.
–
Przepraszam, że na ciebie krzyczałem. – Słowa wyszły cichym bełkotem i Sehun
wiedział, że nie są do końca szczere.
Jego
matka uśmiechnęła się, głaszcząc ramię starszego syna. – I co dalej?
–
I… chciałbym, żebyś przestał być takim dziwadłem!
Talerz
zachrzęścił, a widelec i pałeczki upadły na podłogę. Jego brat odsunął krzesło
i pobiegł schodami na górę, nie wysilając się na jakiejkolwiek słowa
odpowiedzi, gdy jego ojciec kazał mu z powrotem usiąść. Sehun wzdrygnął się,
jedząc powoli makaron. Jego mama szeptała coś do taty, po czym mężczyzna wstał
i poszedł na górę, najprawdopodobniej do brata.
Sehun
nie rozumiał dlaczego, ale dzisiaj czuł się jak jeszcze większy wyrzutek, niż
zazwyczaj.
Tego
poranka, kiedy Sehun wyszedł na obchód ogródka, Joonmyun był na podwórku sam.
Robił to zawsze, wychodził na dwór, by policzyć ile jest jagód, albo pomidorów.
Przyglądał się Joonmyunowi z boku domu, myląc się już któryś raz z rzędu przy
liczeniu truskawek. Starszy chłopak mówił sam do siebie, Sehun widział jak jego
usta i ręce się poruszają. Stwierdził, że to urocze, sposób w jaki Joonmyun
porusza swoimi palcami, jak się uśmiecha.
Podbiegł
do szyby, przyciskając do niej swoje dłonie i twarz, nie przejmując się tym, że
pewnie wygląda idiotycznie. Zwinął swoje palce i zastukał w szkło, stając na
palcach, chwiejąc się co kilka sekund.
–
Joonmyun! Joonmyun!
Wystarczyła
zaledwie chwila, by drugi spojrzał na niego. Przestał mówić sam do siebie i
jego usta złączyły się w jedną linię. Sehun pomachał szybko, mając nadzieję, że
może dzięki temu że Joonmyun jest sam, to przyjdzie i się z nim spotka.
Wydawało się, że to zadziałało, bo Joonmyun rozejrzał się, po czym powoli
podszedł do szyby.
–
Cześć, Joonmyun!
Przez
kilka sekund nic nie mówił, a kiedy w końcu otworzył usta, jego wargi zawinęły
się do środka w przestrachu. – Moja mama mówi, że nie wolno mi z tobą
rozmawiać.
Dłonie
Sehuna zsunęły się z szyby, zastąpione teraz były przyciśniętym czołem. – Dlaczego?
Myślałem, że chcesz być moim przyjacielem.
–
Chcę! Naprawdę cię lubię! I twoje zabawki też są fajne! Ale mama powiedziała,
że nie mogę z tobą rozmawiać. Że to niebezpieczne.
Dziwaczny?
Niebezpieczny? Te słowa zostały w niego rzucone w bardzo krótkim odstępie
czasu, czego nie umiał zrozumieć. Wiedział, że jest inny, ale jego mama zawsze
mu powtarzała, że to w porządku że jest inny, i że każdy się od siebie różni.
Więc dlaczego był dziwny? Dlaczego niebezpiecznie jest z nim rozmawiać? Jego
mama, tata i brat rozmawiali z nim, więc dlaczego Joonmyun nie mógł?
–
Dlaczego to niebezpieczne? Nie jestem wredny…
–
Mama mówi, że możesz mi zrobić krzywdę.
Mina
Sehuna zrzedła i czuł, że zaraz się rozpłacze. – Nigdy bym cię nie skrzywdził!
Nie skrzywdziłbym przyjaciół, czy kogokolwiek innego! Obiecuję!
–
Wiem. Naprawdę bardzo chcę być twoim przyjacielem. Może moja mama pozwoli mi
kiedyś do ciebie przyjść. – Joonmyun spojrzał przez ramię na swój dom i
skrzywił się. – Powinienem już iść. Nie chcę mieć kłopotów.
–
Obiecasz chociaż, że będziesz codziennie wychodził na dwór, żeby się ze mną
zobaczyć? Nawet jeżeli nie będziesz mógł podejść do szyby, to przynajmniej
zobaczymy siebie z daleka!
Joonmyun
uśmiechnął się i skinął szybko głową, przystając na tę propozycję. – Tak!
Zróbmy tak!
Sehun
machał do Joonmyuna, patrząc jak ten przechodzi przez ulicę i wraca na swoje
podwórko. Widział, jak Jongin wybiegł z domu i zaczął łaskotać brata. Śmiali
się, a Joonmyun rzucił w stronę młodszego śniegiem. Sehun przycisnął znowu
swoje dłonie do szyby, marząc, by jego brat przestał go tak bardzo nienawidzić.
Westchnął,
wchodząc powoli do swojej piaskownicy. Jego zamek, który zbudował wczoraj
został zniszczony, a zabawki były porozrzucane dookoła. Spędził kilka
minut na zbieraniu ich i ułożeniu od nowa w piaskownicy. Przyjrzał się swoim
zabawkom. Dokładnie studiował każdą po kolei i żadna z nich nie miała na sobie
najmniejszego zadrapania. Naprawdę był niebezpieczny? Nie niszczył nawet swoich
zabawek, które nie są żywe! I nawet nie myślał o tym, by kogoś zranić, nie mówiąc
już o przyjaciołach.
Sehun
miał nadzieję, że Joonmyun dotrzyma swojej obietnicy i codziennie wyjdzie na
zewnątrz, by go zobaczyć.
Joonmyun
dotrzymał obietnicy. Dotrzymywał jej przez pięć lat. Każdego dnia, Sehun
wychodził na dwór na zwyczajowy obchód ogrodu. Widział wtedy Joonmyuna
siedzącego na podjeździe. Czasami miał w rekach zabawkę, kiedy indziej książkę.
Sehun dowiedział się, że Joonmyun uwielbia czytać. Uważał, że to głupie, ale
kochał słuchać opowieści Joonmyuna o tym, co właśnie przeczytał. Nigdy nie
spotkał kogoś innego, kto lubił czytać tak bardzo jak Joonmyun.
Sehun
rozmawiał z Joonmyunem przez szybę o wiele częściej, niż kiedy widzieli się
pierwszy raz. Jego mama znalazła nową pracę i wracała teraz do domu później.
Sehun dowiedział się, że jego tata jest obecnie w Japonii, w służbowej
delegacji, więc ma kilka godzin tylko dla Sehuna, dopóki jego mama nie wróci do
domu.
Czasami
Jongin przychodził razem z Joonmyunem. Starszy kazał mu ze sobą przychodzić, dopóki nie
kończył się ich czas, by mógł mieć go na oku. Sehun uważał, że Joonmyun jest
świetnym bratem i chciał, by jego własny brat był taki miły.
Zbliżało
się lato. Sehun przyciskał policzek do szyby, wydymając usta, wskazując palcem
na Joonmyuna, który popijał puszkę lemoniady.
–
Chciałbym mieć lemoniadę.
–
Dlaczego nie zrobisz sobie trochę? – Joonmyun roześmiał się, powoli pijąc
napój, wyciągając przed siebie nogi na trawie.
–
Nie mamy w domu lemoniady, a ja nie umiem jej zrobić.
Joonmyun
znowu się zaśmiał i przechylił ramię w stronę szyby. – Wiesz, to nie takie
trudne, to zwykły sok z cytryn, woda i trochę cukru.
–
Naprawdę? – Sehun roześmiał się, strzepując trochę brudu z jego spodni. –
Pomożesz mi ją zrobić?
–
Sehun… – Joonmyun zmarszczył brwi, jego puszka stała na kolanach.
–
Przez telefon! Przez telefon, o Boże, hyung. Ale poczekajmy dopóki nie będziesz
musiał wracać, okej? Lubię tutaj być.
Siedzieli
na zewnątrz przez następną godzinę. Joonmyun powiedział mu o plotkach, jako że
z początkiem nowego roku szkolnego w jego szkole ma zacząć działać klub
książki. Mówił o tym, że chce dołączyć do drużyny baseballowej w pierwszych
dniach semestru wiosennego. Sehun uważał, że to naprawdę fajne że Joonmyun chce
robić te wszystkie rzeczy. Obiecał, że zrobi nieduże plakaty dla niego i
zawiesi je w swoim pokoju, i wyśle mu zdjęcie przed ważnym meczem. Joonmyun
zaczął się śmiać, kręcąc swoją głową, mówiąc, że to nie jest konieczne.
Jongin
przyszedł po niego około czwartej, trzymał w dłoniach piłkę i nowe ubrania,
które nie były jego mundurkiem. – Joonmyun, chcesz ze mną trochę pograć?
Sehun
zagryzł usta i czekał na odpowiedź Joonmyuna. Wiedział, że prawdopodobnie
odpowie „tak” i zapomni o lemoniadzie. Tak jest cały czas: Jongin przychodzi do
nich, a Joonmyun zgadza się na wszystko, co powie jego młodszy brat. Sehun
domyślił się, że to dlatego że Jongin nie lubi Sehuna za bardzo i Joonmyun boi
się, że ten może powiedzieć rodzicom o ich spotkaniach.
–
Jasne – powiedział Joonmyun, podnosząc się z siadu, strzepując źdźbła
niechcianej trawy z nóg i pośladków. – Pogadamy jutro, okej?
I
tak jak prawie każdego dnia, patrzył teraz jak Joonmyun przechodzi przez ulicę
i wchodzi razem z Jonginem na podwórko. Obserwował ich przez kilka minut.
Patrzył jak szczęśliwy jest Jongin, jak się śmieje, i jak biega po trawie z
Joonmyunem, walcząc o piłkę. Kiedy Jongin spojrzał na niego z ponurym wyrazem
twarzy, Sehun odwrócił się i wszedł do domu.
Jego
brat był w szkole, a rodzice w pracy, tak więc Sehun stał w pustym domu.
Zgarbił się, bo naprawdę chciał zrobić lemoniadę z Joonmyunem. Zdecydował, że
zrobi ją sam.
Pierwsza
szklanka była absolutnie okropna. Za bardzo gorzka i zbyt kwaśna, tak bardzo,
że Sehun prawie zwymiotował. Do czasu, kiedy robił trzecie podejście, nie było
już więcej cukru, a on wylał prawie połowę soku cytrynowego na siebie i blat.
Nie była taka dobra. Zbyt wodnista, przez co Sehun dał za wygraną, wylewając
pozostałość do zlewu. Ciecz odbiła się od ścianek i pojawiły się małe, świecące
sześciokąty. Sehun nachylił głowę, ale szybko nią pokręcił.
Po
ósmej, zadzwonił Joonmyun. Sehun przewrócił się na brzuch, wyciągając rękę w
stronę telefonu. Niewielu ludzi do niego dzwoniło. Właściwie, to nikt do niego
nie dzwonił, oprócz rodziców. Starsi siedzieli teraz na dole i oglądali jakiś
teleturniej, a kto wie, gdzie teraz jest jego brat. Jedyną osobą, jaka została
jest Joonmyun.
–
Halo?
–
Cześć, Sehun.
Sehun
uśmiechnął się delikatnie, głos jego przyjaciela wypełnił martwą ciszę w tym
pokoju. – Hej, Joonmyun. Co tam?
–
Chciałem cię przeprosić, za to że cię zostawiłem. Wiesz jaki jest Jongin.
–
Ach – Sehun skinął głową, palcami bawił się uchem PinkuPinku. – To nic. Ale
wiesz co, hyung? Robienie lemoniady wcale nie jest takie proste, jak mówiłeś.
Jedyne
co słyszał Sehun, to śmiech Joonmyuna. Nie mógł się powstrzymać i roześmiał
razem z nim, przypominając sobie, jak straszne były jego próby zrobienia
lemoniady. – Nie żartuję! Poważnie! To naprawdę trudne!
–
Chyba przesadzasz.
Śmiali
się i rozmawiali o głupich rzeczach jakie zrobili. Zamienili w końcu telefon na
XBOX-a. Rozegrali kilka rund Call of Duty, a jedna z nich skończyła się nawet
tym, że Sehun zaczął przeklinać i rzucił padem przez pokój, prawie go łamiąc.
Ale Joonmyun był tam i uspokoił go.
Około dziesiątej, Joonmyun życzył mu dobrej nocy. Musiał szykować się do
snu, by być w stanie iść jutro do szkoły. Sehun kazał mu się trzymać i miał
nadzieję, że jutro w szkole dobrze mu pójdzie. Grał sam aż do drugiej. Jego
oczy były już trochę zmęczone, a włosy tłuste po środku. Sehun czasami chciał
mieć szkołę, do której mógłby chodzić. Miałby inny powód, by wstać rano z
łóżka. Miałby znajomych i nie czułby się odrzucony. Ale zamiast tego, musiał
czytać podręczniki w domu i odpowiadać na pytania wielokrotnego wyboru w
internecie. Tkwił wewnątrz głupiego, szklanego pudła.
2 część ukaże się jutro, 3 po jutrze,
i 4 po pojutrze. Mam nadzieję, że wytrzymacie, bo dla osoby tłumaczącej bardzo
dużo znaczy, kiedy ktoś czeka i umie docenić. Wiem, że trudno da się coś
takiego zrobić, kiedy angielska wersja jest w zasięgu ręki, ale zważywszy na to,
że będę dodawała części dzień po dniu, to mam nadzieję, że choć niewielka część
z was da radę. Dziękuję, to tyle.
»Część 2«
Oh Pauline®
Woah, już nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów! Zakochałam się w tematyce, klimacie i fabule tego ff! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tłumaczysz dla nas tak genialne opowiadania. Jesteś niesamowita. Na pewno będę cierpliwie czekać! Chciałabym życzyć ci też czasu oraz chęci do dalszego tłumaczenia! ♡
OdpowiedzUsuńO boże, to jest idealne. Uwielbiam Twoje tłumaczenia. Czekam na następne rozdziały. ❤
OdpowiedzUsuńMyślałam, że mnie krew zaleje, a Jongina rozerwe na strzępy XD Pomijając to wszystko, to ficzek jest genialny! Fabuła naprawdę boska i podziwiam autorkę oraz ciebie za te tłumaczenie. Czekam na kolejne części, już nie mogę się doczekać :3 Jezu, rzucam się na kolana, bo czuję, że Destati będzie kolejnym dobrym fikiem od ciebie :3 Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiś Yogi
Cudowne. Nie wiem co wiecej moge powiedzieć. Bardzo mnie urzekło i czekam na kolejne części, bo naprawdę mnie ciekawi jak to sie rozwinie. Jestes wspaniała, dziękuje za tak cudowne tłumaczenia <3 Hwaiting~!
OdpowiedzUsuńAngielskie ff zawsze mnie zaskakują. Często siadam przed laptopem i dla samej przyjemności chcę napisać jakieś krótki tekst - mam w głowie tyle pomysłów które uważam za naprawdę świetne! Ale kiedy przeczytam jakieś tłumaczenie bądź oryginalny tekst któregoś z opowiadań zagranicznych autorów, to.. sama nie wiem co mam wtedy myśleć. Moje fanficki nadal uważam za w miarę ciekawe, ale wiem że pewnie nigdy nie dorównają któremukolwiek z tych niesamowitych opowiadań. Tak samo było oczywiście tutaj.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że Jun jest małym słodziakiem którego nie obchodzi choroba Sehuna, ale podoba mi się też to, że jest Jongin który utrzymuje normy i nie zwraca uwagi na to że Sehun jest samotny i chce Juna od naszego super-bohatera odciągnąć.W sumie to jak na ten moment, właśnie ta dwójka ''urokliwych sąsiadów'' jest moimi faworytami. Trochę mnie to boli, bo nigdy nie potrafię skupić się na głównych bohaterach, patrzę jedynie na tych drugoplanowych (chociaż Myeona raczej nie mogę tak nazwać ponieważ widać że będzie bliskim (ekhm) przyjacielem Sehuna). Co nie znaczy żę nie obchodzi mnie los Sehuna, o nie, nie. Tylko czekać aż pojawi się Luhan dzięki któremu rozpromienieje jego świat (co). Chociaż prawdopodobnie to nie uszczęśliwi Sehuna, w końcu nie będzie mógł go doknąć, buu. Nienawidzę tego jak często HunHan występują w angstach, ale równocześnie to kocham, pomocy (╥_╥).
Grzecznie czekam na kolejny rozdział.
Baj, baj.
Juniel
Ficzek super, już teraz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i będę grzecznie czekać XD Nie wyobrażam sobie takiego życia w pudełkiem i z całego serca współczuję Sehunowi ;-;
OdpowiedzUsuńPamiętam jak czytałam to ff po angielsku. Czemu ludzie piszą coś tak smutnego?? I czemu ludzie uwielbiają coś takiego czytać? ;_____;
OdpowiedzUsuńOczywiście Twoje tłumaczenie to cudo.
OdpowiedzUsuńCo do ff............. Nie lubię go. I teraz mnie zastrzel, bo to Twój ulubiony xD Nie umiem się przekonać do Destati, a czytałam już go dawno temu. Nie wiem. Może dzięki Tobie polubię to ff <3
Po prostu, od momentu pierwszego spotkania Sehuna z Junmyeonem płakałam. Dosłownie miałam Sehuna na twarzy, a z moich oczu leciały łzy i co jakiś czas brałam większy łyk powietrza. Jakie to jest smutne. Sehun mało rozumie, ale jeszcze mniej rozumieją ludzie, którzy go otaczają. Nie wszyscy, ale większość, bo co on do cholery zrobił, żeby traktować go jak wyrzutka? Czego ludzie się boją, przecież odwiedzanie go nie jest niebezpieczne, tak?
OdpowiedzUsuńChciałam to przeczytać już rano, ale stwierdziłam, że to nie będzie to samo, co czytanie po ciemku (nastrój *^* jak się dołować to po całości), bo wczoraj nie miałam jak bo spałam u przyjaciółki.
To opowiadanie jest przepiękne i dziękuję za tłumaczenie, jest na prawdę cudowne :)))
Płaczę ;-;
OdpowiedzUsuńTa przyjaźń Junmyeona i Sehuna przypomina mi wszystkie moje.... które się już skończyły.
To jest takie smutne....